Fragment książki

4 minuty czytania

Dom Derwiszy

Biały ptak unosi się nad Stambułem: to bocian, kreślący czarnymi lotkami spiralę w prądzie wznoszącym. Błysk piór – niosą go wydechy dwudziestu milionów ludzi. Jeden z dziesięciu tysięcy prowadzonych niewidzialną termiczną mapą z Afryki do Europy, szybujących od jednego prądu do następnego, wzlatujących znad Jeziora Wiktorii i Rowów Afrykańskich, lecących wzdłuż srebrnej kreski Nilu, przez Synaj i Liban, ku wielkiemu czworokątowi Azji Mniejszej. Tam migracja się rozdziela. Część kieruje się na północ, na brzegi Morza Czarnego, niektóre na wschód, nad jezioro Wan i podnóże Araratu, najwięcej jednak leci na zachód, przez Anatolię, nad lśniący Bosfor i dalej, ku lęgowiskom na Bałkanach i w Europie Środkowej. Jesienią bociany wrócą zimować do Afryki, pokonując w obie strony dwadzieścia tysięcy kilometrów. Miasto nad tą cieśniną istnieje od dwudziestu siedmiu stuleci, a to, od kiedy dwa razy do roku przelatują tędy bociany, pamięta tylko sam Bóg.

Wysoko ponad Üskudar bociany odrywają się od szczytu termiki, szeroko rozpościerają skrzydła, badają powietrze. Dwójkami i trójkami szybują w dół ku nabrzeżom i meczetom Sultanahmetu i Beyoğlu. W ­krążącym stadzie kryje się matematyka, misterne piękno utkane z prostych odruchów i algorytmów. Gdy ptak przestaje krążyć, na szczycie spirali, zmysł cieplny mówi mu, że podczas tego przelotu coś się zmieniło, coś przydało siły prądowi wznoszącego powietrza. Miasto pod jego skrzydłami dławi nietypowa dla tej pory roku fala upałów.

Minęła godzina modlitwy, ale nie godzina pieniędzy. Stambuł, Królowa Miast, budzi się z krzykiem. Poranny ruch dźwięczy wysokim blaszanym tonem, jękiem gazowych silników. Średnie tony to taksówki i dolmusze*, tramwaje na torowiskach i w tunelach, pociągi w głębszych wykopach, przebijających uskoki tektoniczne pod Bosforem. Od cieśniny dobiega basowe dudnienie ciężkiego transportu: wielkie statki zastawione piętrowo kontenerami przeciskają się obok rosyjskich gazowców jak pływające meczety o kopułach wyładowanych po sam szczyt na terminalach Odessy i Supsy. Warkot okrętowych silników to puls Stambułu. W każdą lukę pomiędzy nimi wskakują promy. Syreny, brzęczyki, hasła i odzewy; silniki dają całą wstecz i bulgoczą, dobijając do nabrzeży Eminönü. Krzyki mew; wszędzie te mewy. Brudne, cwane mewy. Im nikt nie buduje na kominach platform pod gniazda. Mewy szczęścia nie przynoszą. Klekot rolet, trzaskanie drzwi dostawczaków. Poranne radio, muzyka i gadanie. Dużo gadania, o piłce nożnej. Ćwierćfinał Ligi Mistrzów, Galatasaray kontra London Arsenal. Mądrale mądrzą się na pełny regulator ze stu tysięcy balkonów i tarasów na dachach. Muzyka pop, piłka nożna i upał. Dziesiąty dzień fali upałów. Trzydzieści trzy stopnie, w kwietniu, o siódmej rano. Nie do pomyślenia. Mądrale od klimatu spekulują, czy będzie to kolejny upał stulecia, jak w dwudziestym drugim, kiedy w samym tylko Stambule zmarło osiem tysięcy ludzi. To był żar z piekła rodem. Teraz telefon od jakiegoś sprytnego słuchacza, który skrzyżował razem dwa proroctwa i spekuluje: może ten upał nie jest wcale taki zły, jeśli zadławi tych angielskich piłkarskich bladawców?

Wszędzie, przez wszystko, przebija się chór klimatyzatorów. Skrzynka na oknie, wylot na ścianie, bateria wiatraków na dachu, startują jeden po drugim, ukręcając z upału coraz większy wir ciepłego powietrza. Miasto tchnie subtelnymi spiralami, splatając z nich większe wiry, kominy i mikrotermiki.

Bocian wyczuwa piórami puchowymi wznoszącą falę. Ciepło odpadowe miasta może oszczędzić mu paru uderzeń skrzydłami, które go zaniosą w kolejną termikę, albo pozwolą uciec przed spadającym z góry orłem. Jego życie to nieświadoma algebra, optymalizacja równań, z jednej strony pozyskiwanie, z drugiej wydatkowanie energii. Czarne lotki trzepocą, kiedy sunie w dół nad dachami.

Wybuch jest prawie niezauważalny w ogólnym zgiełku budzącego się miasta. Głuchy trzask. Potem cisza. Pierwsze odgłosy to gołębie i mewy, z wrzaskiem i trzepotem wzlatujące w górę. Potem głosy maszyn: autoalarmy, alarmy w sklepach, alarmy osobiste, hip-hop syren. Na koniec ludzkie okrzyki i wrzaski.

Tramwaj stanął pośrodku Necatibey Caddesi, parę metrów od przystanku. Bomba wybuchła z tyłu – błękitny dach jest wydęty, okna i drzwi wyleciały. Z tyłu drugiego wagonu sączy się cienka strużka dymu. Pasażerowie już sami ewakuowali się na ulicę i teraz kłębią się bezładnie, nie wiedząc, co właściwie zrobić. Niektórzy siadają na ziemi z podciągniętymi kolanami, głęboko w szoku. Przechodnie muszą podejść i pomóc. Podają kurtki i marynarki; inni dzwonią z komórek, usiłując opisać scenę gestami; więcej stoi naokoło, czując, że trzeba nieść pomoc, ale nie wiedząc, co właściwie mają robić. Większość trzyma się z tyłu – gapi się i ma z tego powodu wyrzuty sumienia. Paru ich pozbawionych kręci wideo ceptepami. Kanały informacyjne dobrze płacą za amatorskie materiały.

Motornicza chodzi od gromady do gromady i pyta, czy wszyscy są, czy kogoś brakuje, czy nic im się nie stało? Ona też nie wie, co robić. Nikt nie wie. Teraz odzywają się syreny. To będą ludzie, którzy wiedzą, co robić. Światła błyskają za ludzką ciżbą, tłum się rozstępuje. Trudno odróżnić ofiary od pomagających, krew jest rozmazana wszędzie. Necatibey Caddesi to ulica międzynarodowych banków i koncernów ubezpieczeniowych, ale fala po wybuchu rozlała się po torach lekkiego transportu szynowego. Beyoğlu zatyka się, stacja po stacji, ulica po ulicy, tramwaj za unieruchomionym tramwajem. Teraz już wszyscy wiedzą o zamachu.

Oko bociana białego wlatującego nad miasto znad Bosforu widzi rozlewający się od epicentrum paraliż, lecz nie rozumie takich rzeczy, a syreny to tylko jedna z wielu niewartych uwagi nut w jazgocie budzącego się miasta. Miasto i bocian zamieszkują nakładające się na siebie, choć oddzielne wszechświaty. Ptak szybuje nad wysadzonym tramwajem otoczonym migającymi niebieskimi światłami, wpadając na podnóże kolejnej termiki. Potem obłoki ciepła niosą go spiralą, zwojem białych korpusów i czarnych skrzydeł, nad wschodnie przedmieścia miasta i dalej, ku Tracji.

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...