„Dawno, dawno temu” jest serialem, który może trwać bardzo długo – wystarczy, że twórcy dodadzą nowe postacie i oprą fabułę na dotąd niewykorzystanych historiach, które wprowadzą powiew świeżości do produkcji. Formuła wydaje się więc niewyczerpana. Istotne jest tylko to, żeby wraz z tymi nowościami w parze szła wysoka jakość. Na razie na pozycję ABC nie przyszło mi narzekać, jednak z czwartym sezonem mogło się to zmienić. Scenarzyści sięgnęli po jeden z najnowszych hitów Disneya i przenieśli go do swojego świata – mowa tu o nagrodzonej Oscarem za najlepszą animację „Krainie lodu”. Z pewnością przyczyniło się to do utrzymania, a może nawet powiększenia widowni siedzącej przed telewizorami. Ale czy pomysł został dobrze wykorzystany?
„Krainie lodu” poświęcono pierwszą połowę czwartej serii. Co interesujące, twórcy zerwali z dotychczasową konwencją, według której przedstawiali znane opowieści z pewnymi – większymi lub mniejszymi – zmianami. W przypadku przeniesienia do serialu animacji Disneya nie mieli innego wyjścia – większość widzów świetnie zna historię Elsy (Georgina Haig) i Anny (Elizabeth Lail), a jej premiera nastąpiła stosunkowo niedawno – w 2013 roku. Dlatego zdecydowano się na stworzenie nieoficjalnej kontynuacji filmu. Jesteśmy świadkami przygotowań do ślubu Anny z Kristoffem (Scott Michael Foster), dalszych knowań Hansa pragnącego przejąć tron Arendelle, dowiadujemy się też więcej o mocach Elsy i szczegółach związanych ze śmiercią rodziców bohaterek. Scenarzyści nie wykazują się zbyt wielką inwencją, decydując się na prowadzenie dość oczywistych wątków. Wyraźnie czuć, że ciąg dalszy losów postaci piszą fani „Krainy lodu”, starający się połączyć tamtejszą krainę ze światem „Dawno, dawno temu” bez wzbudzania niepotrzebnych kontrowersji.
Efekt jest następujący – treść fabuły w jak największym stopniu nawiązuje do animacji (np. powtórką epizodu z sauną) i nie wprowadza do niej żadnych sensacji. Można się przyczepić, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu, ale nie mam za to do nich żalu. Tym bardziej, iż pomysł od początku przypadł mi do gustu. Przyjemnie było powrócić do Arendelle i ponownie spotkać się z ulubionymi postaciami, które zostały wiernie przepisane do serialu. Elsa ani trochę nie straciła na swoim ponurym i samotniczym stylu bycia, za który pokochali ją widzowie. Anna wciąż jest niepoważną, radosną i lekkomyślną dziewczyną, rozluźniającą nastrój i odpowiadającą za parę śmiesznych momentów, a prostoduszny Kristoff stara się nadążyć za obiema siostrami, komentuje ich poczynania i rozmawia z łosiem imieniem Sven.
Aktorzy zostali świetnie dobrani, tylko przez chwilę Elsa mi nie pasowała – wypadała trochę bezbarwnie na tle innych, jednak uznałem, że w tym też tkwi jej sukces: nie wyrywa się na pierwszy plan, więc jeszcze chętniej ogląda się ją na ekranie. Zarzut mam tylko do niektórych jej działań podyktowanych przez strach o siostrę. Można je usprawiedliwić niezdolnością opanowania mocy, ale wydawało się, że problem został zażegnany w „Krainie lodu”. Tymczasem twórcy ponownie sięgają po budzącą strach magię, za którą trzeba wziąć odpowiedzialność, robiąc z tego motyw przewodni pierwszej połówki sezonu.
Odcinki nadal składają się z aktualnych zdarzeń oraz retrospekcji – obie jednak dzieją się po „Krainie lodu”. Do narzekań może przyczynić się sztuczna scenografia. Trzeba przyznać, że sceny w Storybrooke są dużo bardziej naturalne niż w Arendelle, gdzie otoczenie często tworzy kiepska grafika komputerowa. Z takimi ograniczeniami należało się liczyć już od pierwszego sezonu „Dawno, dawno temu”, więc nie powinny być zaskoczeniem dla widzów. Niemniej wydaje mi się, że twórcy mogli trochę bardziej się postarać. Do czwartej serii wpleciona została także postać Królowej Śniegu, co było sensownym posunięciem, skoro scenariusz serialu skupia się na przygodach w mroźnych klimatach.
Nowy antagonista rzeczywiście nie ma charyzmy poprzednich – Rumpelstiltskina, Złej Królowej czy Zeleny – ale stanowi pewną nowość w produkcji, bo jego cele są inne (choć równie dobrze umotywowane), a poza tym nie należy do osób zdrowych psychicznie. Ogólnie historię związaną z „Krainą lodu” oceniam bardzo pozytywnie i mam nadzieję, że w przyszłości twórcy jeszcze do niej wrócą. Ujął mnie jej lekki humor, sympatyczni bohaterowie, nieźle prowadzona akcja z odkrywaniem interesujących tajemnic – mogło być lepiej, między innymi zdarzyło się kilka dłużyzn, ale i tak nie jestem zawiedziony.
Druga połowa sezonu niejako wynika z pierwszej. Następuje większe skupienie na wspaniałej kreacji, jaką nadal jest Rumeplstiltskin. Do tego dochodzą też trzy nowe wiedźmy. Co prawda poświęcono im stosunkowo mało czasu, pamiętając podsycanie napięcia tajemniczym, misternym planem, ale zdecydowanie nie są to słabe osobowości i potrafią przykuć uwagę (choćby charakteryzacją). Poza tym przedstawiana fabuła jest jedną z najlepszych w serialu. Nie brakuje w niej porządnych zwrotów akcji i intryg, a Emma zostaje trochę porzucona na dalszy plan (i w sumie słusznie). Jedyne, co mi się nie podobało, to fakt, że „Dawno, dawno temu” wchodzi w niebezpieczne rejony romansów na poziomie „Mody na sukces”. Nawet odcinek wcześniej przewidziałem rozwój wypadków, tylko wypowiedziałem je w formie żartu – który niestety się ziścił. Sytuacja tymczasowo została opanowana, lecz mam nadzieję, że w przyszłości nie dojdzie do podobnych incydentów.
Czwarty sezon kończy się dwuodcinkowym finałem wykonanym na modłę tego z trzeciej serii. Ponownie otrzymaliśmy emocjonującą i pełną akcji historię opartą na zabawie w spekulację „co by było, gdyby...”, a bohaterowie muszą naprawić powstały przez to bałagan i sprowadzić wszystko na dobre tory. Skoro przepis znowu się sprawdza, to nie mogę mieć do niego najmniejszych zastrzeżeń. Scenarzyści pokusili się nawet o następne nawiązania do „Gwiezdnych wojen”, a w ostatniej scenie postawili na niespodziewany cliffhanger, otwierający furtkę do kontynuacji.
Przyznam, że obawiałem się czwartego sezonu „Dawno, dawno temu”. Spotkałem się z negatywnymi opiniami na temat wątków poświęconych postaciom z „Krainy lodu”. Ponadto często seriale świetnie bawią tylko na początku swojej egzystencji, żeby potem obniżać jakość. Na szczęście ta reguła nie dotyczy produkcji ABC. Jeśli wciąż będziemy mieli do czynienia z tak wyśmienitą rozrywką – z humorem, akcją, znakomitymi kreacjami i fantastycznymi pomysłami – to „Dawno, dawno temu” będzie jeszcze długo nas bawiło, tak jak wspominałem o tym we wstępie.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz