Borderlands 2

14 minut czytania

W recenzji występują: Ati i Hassan'.

borderlands 2

Często o tym, czy dana gra, książka lub film wciągną odpowiednio gracza, czytelnika bądź widza, decyduje pierwsze piętnaście minut obcowania z produktem. W przypadku filmu jest to pierwszy kwadrans seansu, który pomaga nakreślić historie i postacie, w książce jest to pierwszych kilka stron, czasem nawet pierwsze zdanie, które może zaciekawić, zaintrygować i zachęcić do dalszej lektury. No bo czy "Byłem przy tym, jak Horus zabił Imperatora" nie budzi zainteresowania? Nie zadaje pytań, na które wrodzona ludzka ciekawość szuka odpowiedzi? To pytania retoryczne, bo bezdyskusyjnie wiadomo, że się je zadaje. W przypadku gier, pierwszym poważnym wstępem do opowiadanej w grze historii jest intro, które narzuca opowieści odpowiednią dynamikę i stanowi podwaliny do dalszego rozwoju fabuły. W przypadku pierwszych "Borderlands" intro zrobione było świetnie – w stylu sci-fi westernu z lekką domieszką kilku inspiracji więcej, okraszonej świetną muzyką i wyrazistymi postaciami. Intro do drugiej części to dzieło sztuki. Zaplanowane tak, by wciągnąć, zaciekawić i przedstawić głównych bohaterów opowieści – by zaraz potem z owego bohaterstwa odrzeć.

Borderlands 2Borderlands 2Borderlands 2

Seria "Borderlands" to przedstawiciel gatunku – hybrydy; złotego dziecka gier RPG i FPS, dającej w rezultacie coś, co na polski najlepiej chyba przetłumaczyć jako strzelanka fabularna. Dynamizm gier akcji przeplata się tutaj z bogatą fabułą i rozwojem postaci rodem z takich gier jak seria "Baldur’s Gate" czy "The Elder Scrolls". Z obu gatunków coś trzeba jednak poświęcić – FPSy porzuciły rozbudowany tryb multiplayer, RPGi podziękowały rozbudowanym dialogom i nieliniowości fabuły. Do całej mieszanki wrzucono też odpowiednio przyszykowany element losowy w postaci generowanych dynamicznie przedmiotów, zamieszano i wymodelowano z tego pierwszą część serii – "Borderlands". Gra, mimo że wypuszczona bardziej na próbę i jako ciekawy eksperyment, odniosła spektakularny sukces. Chwalono świetny tryb współpracy, interesująco przygotowane postacie, ogromną dawkę humoru i wciągającą fabułę.

Nie sposób się więc było dziwić, kiedy zapowiedziano następcę. Teaser trailer drugiej części wśród mnie i moich znajomych wywołał szczęśliwe poruszenie, które zostało tylko podbudowane kolejnymi zwiastunami. Wreszcie, kiedy nadeszła data premiery, zabraliśmy się do gry – nie mogąc się powstrzymać od oceniania jej przez pryzmat pierwszej części – uporządkowano chaos, rozbudowano fabułę, postacie, ujarzmiono nieokiełznany humor z jedynki – poprawiono to, co było źle i dołożono to, czego brakowało.

Porównując jeszcze do "Borderlands": "dwójka" wydaje się idealnym rozwinięciem pomysłów z "jedynki". Podkreślono zalety pierwszej części, zaś błędy ściągnięto na margines zauważalności. Wszystko jest koktajlem, dostarczającym odpowiedniego boosta dynamicznej rozrywki w niespotykanym dotąd klimacie. Ów opiera się w znacznej mierze na brutalnym, czarnym humorze, absurdzie i grotesce. To właśnie ten klimat przyciągnął wielu graczy do pierwszej części, a teraz także do drugiej. Wydaje mi się, że trailer "A Wimoweh" najlepiej zaznaczył klimat i powagę tytułu.

I won’t die today / I have too much to do / And too many bullets – czyli postacie

komandos, axton

Poznajmy zatem głównych bohaterów, z którymi przyszło nam siać rozpierduchę na Pandorze. To cztery zróżnicowane pod względem umiejętności postacie, z których każda w trakcie gry dawała znać o swoim temperamencie. Nie tylko dzięki efektom, jakie przynosiło ich rozwijanie, ale także dzięki wykrzykiwanym w walce kwestiom. Nie raz przynosiły nam mnóstwo zacieszu i zmieniały obraz nawet najcięższej strzelaniny. Mamy zatem Salvadora, który jest prawdopodobnie genetyczną krzyżówką człowieka i nosorożca, a do tego gunzerkerem, co w efekcie daje nam typowego tunka – postaci do frontalnej szarży, pochłaniającej i zadającej mnóstwo wielocyferkowych obrażeń. Jest też Axton, z nim w sumie mieliśmy najmniej doświadczenia, jednak rzucane przez niego wieżyczki często były nam ratunkiem w najcięższych walkach. Dwie pozostałe postaci Maya i Zero są natomiast fantastycznym wsparciem. Każdy z bohaterów ma swoją historię, która też nie jest zlepkiem jakichś przypadkowych, oklepanych gniotów w stylu "sierota, która musi uratować świat";.

Dołóżmy do tego wychodzącego w październiku mechromancera, typową klasę do supremacji na polu bitwy i mamy typowo borderlandsowy miks ról i postaci zapożyczonych z gier, gdzie taktyka i odpowiednie wykorzystanie zdolności bohaterów jest kluczem do zwycięstwa – w "Borderlands 2" szczególnie wyraźnie odczuwalne jest to w czasie walk z bossami – ktoś zadaje obrażenia, ktoś strzela do pozostałych celów, ktoś leczy i podnosi umierających, a jeszcze ktoś biega po polu bitwy i nie do końca wie, co się dzieje w ogólnym chaosie i symfonii zniszczenia.

Cool story, bro – czyli fabuła

Wątek główny jest czystym, nieskażonym, niepowtarzalnym mistrzostwem. Słowo! Takiej historii nie powstydziłaby się nawet najlepsza powieść czy film, którego szczegóły i zawiłości możemy odkrywać lub nie – wedle woli. O ile w pierwszej części przewijała się jedynie gdzieś w tle, a już po chwili generalnej rzezi zapominało się, o co właściwie fabule chodzi, tutaj jest inaczej.

syrena, maya

Chociaż poziomowo gra została tak rozłożona, że momentami trzeba przejść kilka misji pobocznych, aby poradzić sobie w głównym wątku. I nie mogę napisać, że byłam tym rozczarowana – dodatkowe wątki nie tylko nie raz ubarwiają fabułę gry, ale i same w sobie stają się wspaniałą rozrywką w odkrywanie nawiązań czy zbieranie unikalnych broni od NPC. I nie można im zarzucić braku różnorodności. Znajdą się misje nietypowe, jak chociażby podwieczorek, który pomagamy zorganizować Tiny Tinie czy przyjęcie urodzinowe Claptrapa. Znajdą się też całkiem typowe dla hack'n'slashów "idź tam, zabij tego, przynieś to", ale nawet te z reguły okryte są ciekawą historią o dwóch zwaśnionych rodach czy tajemniczym kulcie. A wszystkie są jak małe historyjki, epizody splecione z główną historią Pandory. W większości misji nie będziemy już jednak korzystać z tablic ogłoszeń – teraz dostajemy je głównie od kolejno odkrywanych NPCów, którzy wprowadzają nas w szczegóły, gdy my biegniemy na miejsce akcji. Prawda, że wygodnie? Czasem też będziemy mieć od nich dodatkowe wytyczne, których wypełnienie zwiększy ilość otrzymanego doświadczenia. Zdarza się też tak, że w ich trakcie skontaktuje się z nami konkurencyjny ktoś i zaoferuje konkurencyjną nagrodę. Doświadczymy tego już na samym początku, jeżeli zdecydujemy się pozbierać futra bullymongów dla Sir Hammerlocka, ponieważ Claptrap też będzie chciał się do nich poprzytulać.

Zadania wielokrotnego wyboru to niejedyna zmiana w stosunku do pierwszej części – znacznie wygodniejsze jest teraz śledzenie interesujących nas misji, ich cele dynamicznie zmieniają się w trakcie wykonywania zadania, a część z nich można zwyczajnie spieprzyć – czy to nie wyrabiając się w czasie (bo w "Borderlands 2" zagościły też misje z gunzerker, salvadorkategorii "kurier"), czy też poprzez niewykonanie kluczowego celu w odpowiedni sposób. Gra nie jest jednak bezwzględna – spieprzone misje można powtarzać, a jeśli coś się nie uda w wątku głównym, gra dostosuje się pod wymaganą sytuację. Poprę to przykładem – jeśli za pierwszym razem nie uratuje się kluczowej postaci w zadanej walce, gra pozwoli ją kontynuować w innej, uzasadnionej fabularnie lokacji. I jak jest? Jest super. Ta dynamika towarzysząca zadaniom sprawia, że chce się przeć do przodu, co zresztą spowodowało, że w pierwszym playthrough musieliśmy się właściwie zmuszać do robienia poboczniaków, które przecież są równie fajne co wątek główny.

W obecnej chwili, skończywszy "Borderlands 2" dwa razy (na pierwszym i drugim playthrough) w grze mam spędzonych około 120 godzin – a nie zrobiłem jeszcze wszystkiego. Niestety, przechodząc grę po raz drugi dociera do nas przerażająca świadomość, która towarzyszyła mi przy takich grach jak "Baldur's Gate", "KotOR" czy "Wiedźmin" – gra jest skończona i basta. Teraz mogę tylko siedzieć i czekać na DLC. Podobnie miałem zresztą przy poprzedniej części – ciężko powiedzieć, czy to wada, czy zaleta, zależnie od punktu widzenia, trochę jednego, trochę drugiego – fajnie, że gra tak wciąga, szkoda, że nie zostawia nic na sam koniec, jako smaczek.

You think you are the hero of this story – but you are not – czyli fabuła 2

O co jednak chodzi w tym wszystkim i dlaczego tak zachwycaliśmy się wyżej fabułą?

Akcja gry rozgrywa się pięć lat po wydarzeniach z pierwszej części – dzielni Łowcy Skarbca otworzyli Skarbiec, pokonali znajdującą się w środku maszkarę i wszystko skończyło się dobrze i szczęśliwie. OR DID IT?

Otwarcie Skarbca spowodowało pojawienie się Eridium – cennego minerału, na którym łapy położył Przystojny Jack – nasz główny przeciwnik, dwulicowy cwaniaczek i no... Dupek. Kiedy już Jack położył łapy na cennych minerałach, stał się, cytując, "trylionerem&", przejął korporację Hyperion i przystąpił do trudnej operacji cywilizowania Pandory. Tutaj do gry wkraczamy my – nowi Łowcy Skarbca, gdyż okazuje się, że schowek z Niszczycielem w środku nie był jedynym takim obiektem na planecie. Wszystko jednak sprowadza nas do początku gry – tradycyjnego trzęsienia ziemi w hitchhockowskim stylu, które potem jeszcze narasta. Mamy więc zdrady, podstępy, intrygi i porządną grę na emocjach, której w istocie nie powstydziłby się film akcji najwyższej klasy. Scenarzyści odrobili pracę domową i skonstruowali fabułę tak, jak wielcy zabójca, zerokonstruktorzy fabuł – ot dla przykładu George R. R. Martin – w grze nie można być pewnym niczego, a każdy kolejny zwrot akcji jest jeszcze bardziej zaskakujący od poprzedniego, nie mówiąc o wielkim finale, który jest zarówno satysfakcjonujący, jak i pozostawiający ochotę na więcej, więcej i więcej. Dokładając do tego, że narracja w "Borderlands 2" poprowadzona jest w niezwykle lekki, humorystyczny sposób, aż chce się grać i przechodzić kolejne i kolejne misje, odkrywając najskrytsze tajemnice Przystojnego Jacka. Ćśśś. Bo wygadam za dużo.

Naturalnie sam wątek główny nie dostarcza nam wszystkich informacji odnośnie zmian, jakie zaszły na Pandorze. Do tego trzeba się nieco pokręcić po lokacjach, pozbierać Echa i posłuchać. Odkrywając każdą lokację mamy możliwość odkrycia jakiejś jej historii, czy to opowieści o powstaniu kapliczki Marcusa, czy początków rewolucji Rolanda. Za wyzbieranie wszystkich recorderów (najczęściej jest ich 5) otrzymamy pewną ilość Badass Rank. Najczęściej są one też rozmieszczone w taki sposób, aby nie było większych problemów z ich znalezieniem. Owszem trzeba się przy tym trochę porozglądać, ale nie na tyle, aby frustrować się bieganiem w kółko po lokacji. Do tego całość jest tak skonstruowana, że chociaż nie trzeba szukać ich z przymusu, to robimy to z czystej ciekawości, chcąc poznać więcej i więcej historii z Pandory.

Whoa, okay, that's a lot of guns. – czyli loot, baby!

Ekwipunek to to, co w "Borderlands" tygryski lubią najbardziej. 87 badżylionów sprzętu to duża obietnica i mimo że to tylko ilość możliwych kombinacji, śmiało można rzecz, że zupełnie identycznej broni w grze znaleźć nie sposób.

Twórcy usunęli kilku producentów sprzętu, dodali nowego i pokombinowali z charakterystycznymi cechami broni od każdego z nich. To z jednej strony dało im "swój" styl, ale z drugiej strony zabrało dużo z nieprzewidywalności sprzętu w pierwszej części – w jedynce uwielbiałem to, że broń mogła wyjść totalnie od czapy i odjechana, a każdy producent miał jedną charakteryzującą go cechę. W dwójce jest inaczej. Jakobs to zawsze drewno, zdobienia, brak obrażeń od żywiołów i strzelanie tak szybko, jak wdusisz przycisk myszki. Hyperion to zawsze strzelanie tym celniejsze, im dłużej prowadzony jest ostrzał. Torgue to ZAWSZE WYBUCHY i nadmierne UŻYWANIE WIELKICH LITER, a Tediore to broń z Biedronki – tak tania, że nie warto jej przeładowywać. Brakuje mi też wyglądu broni z pierwszej części oraz tamtejszych producentów – to, że wypadli z rynku, nie znaczy, że ich wyposażenia nie można spotkać w rękach bandytów, prawda? No i oldschoolowy wygląd snajperek Jakobsa podobałby mi się bardziej niż kilka nowych rozwiązań, ale z drugiej strony broń z bagnetem ma w sobie coś... Przyciągającego. Szczególnie, gdy używa się jej zamiast tej głupiej katany. Zachwycanie się brońmi w "Borderlands 2" zostawię jednak Ati. Ati?

Ramka: Pszczółka

Kompletnie nie wiem, czemu akurat mi, bo ja kojarzę je głównie z frustracją. Było ich tak dużo i tak różnorodnych, że z reguły nie mogłam znaleźć sobie tej jednej jedynej. A ja lubię mieć swoją broń. Niesamowicie też przez długi czas denerwowała mnie wielkość magazynków, są po prostu za małe i jak już się wkręci człowiek w to strzelanie, to nagle okazuje się, że trzeba przeładować i chować za jakąś skrzynką. Chociaż polecam zapełnić słoiczek Moxxi napiwkami, jej stanik zawiera całkiem ciekawy arsenalik pistoletów maszynowych.

Chociaż na pierwszych poziomach nie sposób to wyczuć, to na późniejszych, kiedy gra zaczyna nam generować silniejszą broń, nie sposób nie wkręcić się w to strzelanie. Kiedy graliśmy w trzy osoby i któreś zapomniało się w szale, pobiegło dalej, ściągając na nas większą ilość przeciwników, wszystko zawsze kończyło się sążną rozpierduchą. Zresztą wystarczy popatrzeć na gameplaye czy trailery. O dziwo, w przypadku "Borderlands 2" nie odchodzą zbytnio od rzeczywistości. I tak szybko podsumowując: chociaż gra generuje mnóstwo sprzętu, w większości jest to śmieć i, przynajmniej mi, ciężko było znaleźć dobrą broń. Ale za to kiedy już ją znalazłam... Ach! Trup ścielił się gęsto!

Ramka: Bizon

Minion, I can see you and you’re uglier than I’ve remebered! – czyli grafika

Szczęśliwie dla całego tytułu, zachowano oryginalny styl graficzny z poprzedniej części. Z tym, że teraz mamy więcej dużych otwartych lokacji, pełnych fauny i flory, jaka rozwinęła się na Pandorze od czasów naszych ostatnich odwiedzin. Oba elementy także bardzo rozbudowano. Już nie będziemy potykać się z kilkoma gatunkami prawie takich samych bestii. Teraz tych gatunków nie dość, że jest znacznie więcej, to jeszcze mnóstwo wśród nich mutacji danego stwora. Wszystko z fantastycznie dopieszczonymi, komiksowymi teksturami. Cała gra jest wizualnym majstersztykiem. Jeżeli, oczywiście, ktoś lubi komiksową kreskę. I niezależnie od tego, czy zwiedzamy ulice Opportunity, lodowe pustynie, czy kwasowe kawerny – każda z nich jest pieczołowicie dopracowana i niesamowicie klimatyczna!

Borderlands 2Borderlands 2Borderlands 2

Technologia cel-shadingu zastosowana w generowaniu grafiki "Borderlands 2" nadaje serii unikalnego, niepowtarzalnego tematu, nawiązującego, jak napisała Ati wyżej, do opowieści graficznych – trzymający wszystko w kupie silnik Unreal Engine 3, ciężko pomodowany, jak wynika z opisu producenta, zrealizował swoje zadanie nader pomyślnie. Zgodnie z zapowiedziami twórców "Borderlands 2" zostały bardzo pieczołowicie przygotowane do współpracy z pecetami; oprócz tony opcji, pozwalającej ustawić niemalże wszystko – od kąta widzenia, poprzez niuanse interfejsu, kończąc na rysowaniu adekwatnego pola widzenia. Dawno nie widziałem tak rozbudowanej listy opcji, nie mówiąc już o tym, że dawno nie widziałem tak dobrze zoptymalizowanej gry. "Borderlands 2" przygotowane są tak, by ruszyć nawet na starszych i słabszych komputerach – dzięki czemu więcej osób jest w nie w stanie zagrać. "Battlefield 3" i "DICE" powinien się od tej gry uczyć. Uczyć!

W grze jednak nie tylko patrzymy, ale i słuchamy. Warstwa audio przygotowana jest w sposób bezbłędny – terkot broni jest odpowiednio terkoczący, kroki są odpowiednio krokowe, przeciwnicy są odpowiednio przeciwniccy, a claptrap jest odpowiednio claptrapowy. A to wszystko oplecione w niesamowicie klimatyczną muzykę, przypominającą trochę kosmiczny western tęskniący za "Deus Exem: Human Revolution". Wraca motyw z aren szalonej Moxxi, obecne w grze areny otrzymują własną, napompowaną bitem melodię, a piosenka z intra i z zakończenia gry trafiła na moją listę odtwarzania i wraz z nią wpadłem w nieskończoną pętlę – pomógł dopiero format.

I am throatscratchs, I am the pants, I! AM! RAKKMAN! – czyli humor

Nie sposób też przemilczeć tej tony gagów, żartów i satyry z obecnej popkultury. Już na starcie wita nas Claptrap, dla którego szybko stajemy się minionami. Tak właśnie, nie inaczej. A w drodze do jego domku (wyglądającego oczywiście jak typowe kawalerskie leże), będziemy mogli posłuchać o tym, co zmieniło się na planecie. Oczywiście w Claptrapowej interpretacji. Kiedy poznałam tego przeuroczego robocika, myślałam, że jest kwintesencją nietuzinkowego NPCa i więcej humoru nie da się z niego wycisnąć. Nie zaskoczę chyba, jeżeli napiszę, że dało się. Dzięki niemu kilkakrotnie wręcz spłakałam się ze śmiechu. A najbardziej... tuż przed finałową walką, ale cśśsii...

Borderlands 2Borderlands 2Borderlands 2

Twórcy świetnie wykorzystali i wyśmiali niedopracowania z innych tytułów. Mało tego – przekuli je na pandoriańską modłę tak, że w trakcie grania śmiejemy się praktycznie co chwila. A niektóre kwestie później nieustannie krążą w towarzystwie, śmiesząc praktycznie za każdym razem. I w pewnym momencie, właśnie przez ten humor i nawiązania, zaczęliśmy uważniej przeszukiwać grę. Odnajdowanie kolejnych przekształconych baśni, filmów i tekstów było przygodą w przygodzie. I jeżeli ktoś myślał, że motyw minecraftowy jest sprytnym zabiegiem, niech chociażby wybierze się do The Fridge i poszuka Rakkmana. Chociaż moją największą sympatię zyskał motyw nucony przez pilotów buzzardów (na pewno poznacie, ale nie zdradzę co to, żeby nie psuć zabawy). Jak nienawidziłam ich jako przeciwników, bo przeobrzydliwe upierdliwe muchy z nich były, tak owy motyw z miejsca poprawiał mi morale. Poza tym jest tego naprawdę mnóstwo i dobrze radzę uważnie słuchać i obserwować w trakcie grania.

Fakt, nawiązań w "Borderlands 2" jest tona. Posłużę się przykładem – podobnie jak w pierwszej części, tak i w drugiej legendarna (pomarańczowa) broń ma w swoim opisie tak zwany "flavour text", który dodaje jej unikatowe umiejętności. Każdy z tych tekstów to jakieś nawiązanie. I tak mamy odniesienia do piosenek, do filmów (moje ulubione Aquitas i Veritas ze "Świętych z Bostonu"oraz para rewolwer/tarcza o nazwach Law & Order) do książek ("Gra o Tron" przewija się tutaj nader często), komiksów, et cetera, et cetera. Nawiązanie goni nawiązanie, goniące nawiązanie – i to jest świetne. Uwielbiam znajdywać takie motywy, niesamowicie mi się podoba wysiłek włożony przez twórców dla zabawy popkulturą, współczesnym światem, podoba mi się dystans, który mają do siebie, wyśmiewając w sprytny sposób wady z pierwszej części (nie atakujący zza osłon Bloodwing, chociażby). Taki humor, kojarzący mi się z tym Pythonowskim, jest dla mnie mistrzostwem i jednym z najgrubszych, jeśli nie najgrubszym filarem, na którym opiera się gra.

Wilhelm Screamed – czyli o przeciwnikach i bossach

I chociaż chcielibyśmy, to nie uda nam się omówić wszystkiego, co w grze nam się podobało. A co nam się nie podobało? Cóż, oprócz tego, co już gdzieś tam się przewinęło, mnie momentami irytowały rakki zacinające się na ścianie czy inne błędy z AI wrogów. Nawet jeżeli te błędy nie raz ratowały nam skórę, bo przeciwnicy byli co najmniej wymagający. Dość powiedzieć, że kiedy próbowaliśmy przejść przez Caustic Cawerns, które są pełne crystalisków, varkidów, tresherów i spiderantów, robiliśmy to na raty. Podobnie zresztą było w The Fridge czy na Highland. Nigdy jednak nie było to wyzwanie przekokszone na tyle, aby zniechęcić do dalszych prób. A wierzcie mi, jestem z tych niecierpliwych, które dość szybko nudzą się kolejnymi nieudanymi próbami.

Ramka: Terramorfus

Jak też już wspomniałam, przez Eridium i nowe lokalizacje, tych przeciwników jest więcej... znaaacznie więcej. O tyle więcej, że kiedy skagi wychodzą ze swoich nor, spotkasz tam nie tylko kilku, niewiele różniących się między sobą osobników. Wypełźnie chmara mniejszych i większych skagów, do tego też skagów z różnymi mutacjami, przez które zadają obrażenia od żywiołów. Do tego jest mnóstwo nowych przeciwników, takich jak bullymongi (dla których sir Hammerlock próbuje później znaleźć nową nazwę), czyli takie tam yeti, wspomniane varkidy, będące przeobrzydliwymi, przerośniętymi komarami, i treshery, cholernie upierdliwe bestie wychodzące spod ziemi, z mackami i innymi nieprzyjemnościami. A co z bossami? Myślę, że tu lepiej poczytać Hassan’a. Hassan'ie?

Jest znacznie lepiej niż w pierwszej części, gdzie bossowie byli przez większość czasu śmiesznie prości (szczególnie Krom dla wprawnego snajpera). Walki stanowią wyzwanie, szczególnie gdy gra się ze znajomymi i kreatury z Pandory stają się potężniejsze. Dla naszego trzyosobowego party bossowie stanowili nie lada problem i najbardziej intensywne doświadczenia pochodzą właśnie z walk z nimi, szczególnie na drugim playthrough. Każda gromada przeciwników wymaga innej taktyki i podejścia, a nawet pojedynczy przeciwnik może cię zabić, jeśli nie jesteś wystarczająco ostrożny. Każdy z nas ma też swoje nemesis – dla mnie są to treshery, dla Taja stalkery, a dla Ati buzzardy.

Borderlands 2Borderlands 2Borderlands 2

Różnorodność przeciwników to również coś, co poprawiono w stosunku do poprzedniej części – przeciwnicy starają się flankować, wzywać pomoc, uciekają, gdy czują, że nie mogą wygrać. Najwięcej problemów mają stwory latające – buzzardy i rakki, które często zatrzymują się na ścianach, znacznie ułatwiając nam sprawę, ale z drugiej strony, latając po jaskini można czasem nie wyrobić i zaryć w skałę – buzzardy otrzymują wszak wtedy obrażenia, więc może to nie błąd? Z "Borderlands 2" nigdy nie wiadomo.

Time for squishing! – czyli o podsumowaniach

Pewnie, można mówić, że "Borderlands 2" nie jest takie idealne, jak by się chciało, że nie wszystkim się spodoba, że postacie to kalka tych z pierwszej części, że akcja jest znów na Pandorze, a cel gry się nie zmienił i jest tak samo oklepany jak w jedynce. Że nie jest po polsku i takie to dranie z dystrybutora, że nie spolszczyli, że będą DLC i w ogóle, i w ogóle. Ale co z tego? Grając w "Borderlands 2" ubawiłem się wybornie, kilkukrotnie popłakałem ze śmiechu, a ponad 100 godzin w grze nabitych w przeciągu dwóch tygodni powinno mówić coś o tym, jak bardzo się wciągnąłem. Fakt, że czytając opinię z częścią zaczynam się zgadzać i gra ma jeszcze gigantyczny potencjał dla rozwoju – żeby chociażby wskazać tworzenie Łowców Skarbca od zera, w prawdziwie RPGowym kreatorze postaci, ale ten potencjał już został w znacznym stopniu wykorzystany. Napawa mnie radością ta kipiąca pomysłami i toną dobrej zabawy gra, a tym bardziej świadomość, że to jeszcze nie koniec – do gry zapowiedziano już cztery dodatki, a studio już rozpoczęło dumanie nad trzecią częścią. Jeśli twórcy utrzymają tendencję, która towarzyszyła tworzeniu tej części, jestem dobrej myśli – seria "Borderlands"; już teraz zasługuje na miejsce wśród "nowych klasyków", takich jak pierwszy "Dragon Age" czy "Mass Effecty". Ocena Ati i moja są zgodne – teraz pozostaje nam tylko czekać na kolejne materiały do "Borderlands 2" i w międzyczasie stopić kilka twarzy. Najlepiej na karzełkach. Macie ochotę?

Borderlands 2Borderlands 2Borderlands 2

Nie da się ukryć, że w porównaniu do innych "głośnych" premier tego sezonu, o ile nie roku, twórcy "Borderlands 2" najlepiej wywiązali się ze swojego zadania. Gra wciąga, ma lepszą historię niż niejeden film czy powieść, do tego kipi akcją, bezpretensjonalną rzeźnią i emocjami. Tak, tak, ten tytuł jak żaden inny wciąga gracza przez jego emocjonalne zaangażowanie. Najbardziej chyba żałuję, że cały tytuł zamyka się po przejściu i poza DLC nie oferuje żadnej dalszej rozgrywki. No może poza Terramorphusem, ale to i tak jeden gigantyczny potwór do zabicia. Niemniej zostawia duży niedosyt, a po przejściu czułam jedynie ochotę na więcej i więcej. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że DLC okażą się tym "więcej, więcej", a twórcy nie spoczną na laurach, jakie słusznie zagarnęli za "Borderlands 2".

Ramka: Vault Hunters Needed
Plusy
  • Świetna, wielowymiarowa, zaskakująca fabuła
  • Humor, humor, humor!
  • Te nawiązania!
  • Przystojny Jack
  • Genialnie nakreśleni NPCe
  • Grafika, optymalizacja
  • Wygląd lokacji
  • Muzyka
  • Świetna rozgrywka wieloosobowa
  • Załatanie problemów z pierwszej części
Minusy
  • Odrobina powtarzalności
  • Może brak tłumaczenia?
Ocena Game Exe
10
Ocena użytkowników
9.17 Średnia z 15 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
http://www.youtube.co..._KZ01HA#t=386s
http://www.youtube.co..._KZ01HA#t=188s
you gets the bullet and you gets the bullet, evrybody gets a bullet

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...