Borderlands

10 minut czytania

Listopad przyniósł nie tylko krótsze dni, chłodniejsze noce i pierwsze poważniejsze sprawdziany. Listopad przyniósł nam również nieco zabawy, w postaci pudełek z grą Borderlands, które prędko zapełniły sklepowe półki. Uśmiech i radość mogą nie znikać z naszych twarzy, a jesienna pogoda może przestać mieć znaczenie, choćby na te chwile, gdy stajemy się najemnikiem na zakurzonych, rozgrzanych słońcem pagórkach planety Pandora. Gdzieś na niej czeka na nas skarb, a ludzie ze studia Gearbox dołożyli wszelkich starań, aby jego odnajdywanie było niezapomnianym przeżyciem.

Kolorowe, charakterystyczne pudełko z grą nęci wzrok. Utrzymane w czerwieni i żółci, kolorach flagowych tejże gry, przedstawia postać, którą napotkamy w grze. Spogląda na nas Psycho, wróg może niezbyt niebezpieczny, ale na pewno bardzo malowniczy, szaleniec, który za cel swojego niedługiego życia postawił sobie dziabnąć gracza nożem w oko. Tylna okładka rozczarowuje nieco, gdyż osobiście nie lubię gier, które mają z tyłu informację w dwóch językach. Rozumiem, gdy jest to polski i angielski, gdyż oznacza to szacunek dla miłośników oryginalnej wersji językowej – natomiast polski i węgierski jest wyłącznie przejawem oszczędności ze strony wydawcy. Cenega wyprodukowała zapewne tylko dwie wersje pudełka: polsko-węgierską i słowacko-czeską. Cóż, trudno, Polak, Węgier, dwa bratanki, trzeba się z tym pogodzić i... I właśnie w tym momencie naszą uwagę przykuwa wielka nalepka: „Darmowy patch polonizujący do ściągnięcia na stronie wydawnictwa”. Jestem w stanie zaakceptować fakt, że w dobie internetu ściągnięcie polonizacji nie jest ogromnym wyzwaniem, ale... Okazuje się, że łatka nie istnieje! Cenega postanowiła wydać grę bez przygotowanej dla niej polonizacji! Na ich głównej stronie nie ma nawet odnośnej informacji, dopiero dłuższe szukanie ujawniło mi straszną prawdę – polska wersja będzie dostępna na początku grudnia 2009. Cóż, tym razem, gdy powiem, że pierwszy kontakt z grą powalił mnie na ziemię, będzie to mało pochlebne. Po raz kolejny zastanawiam się, co bym wolał: polonizację robioną w pośpiechu i byle jak, czy perypetie, jakie funduje nam Cenega... Nie chcę być hipokrytą, i tak grałbym w oryginalną wersję językową, ale uważam, że takie kiksy nie działają na niczyją korzyść. Szczególnie, że miesiąc wcześniej podobny niesmak wzbudziło wydanie Batman: Arkham Asylum bez angielskiej ścieżki dźwiękowej... Jedyne co możemy zrobić, to pogodzić się z losem i cieszyć się, że wydawca nie przygotował dla nas już więcej niespodzianek.

BorderlandsBorderlandsBorderlands

Po niezbędnej formalności, jaką jest instalacja, cieszymy oczy grą samą w sobie. Filmików, których ku naszej irytacji nie da się pominąć, nie jest wiele, a jeden z nich, NVidii, zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Menu jest krótkie i utrzymane w klimacie gry, z Claptrapem, śmiesznym robocikiem, który będzie nam później towarzyszył, wyczyniającym najdziksze harce w tle. Możemy wybrać opcję dla jednego gracza, jak również zabawę poprzez LAN albo internet. W grze może brać udział do 4 osób, a sama rozgrywka jest skonstruowana szczególnie dobrze pod kątem kooperacji – w Borderlands nie ma trybów znanych z innych produkcji, takich jak Deathmatch czy Capture The Flag. Gra przypomina zmagania w Diablo albo jedne z leciwych Delta Force, gdzie wspólnie wykonywane były kolejne misje. Wchodząc w dowolny tryb, będziemy mogli korzystać dowolnie z naszych postaci, swobodnie używając ich w grze pojedynczej i z przyjaciółmi, bez rozgraniczenia między trybami. Dobrym rozwiązaniem jest znaczne wzmocnienie przeciwników, proporcjonalne do ilości graczy.

Wybieramy więc tryb gry, który pasuje nam najbardziej, rozpoczynając przygodę od krótkiej opowieści oraz filmiku. Projektanci gier wychodzą ze słusznego założenia, że ich koledzy od filmów mają lepsze powodzenie u płci pięknej niż programiści, więc ostatnimi czasy większość produkcji obfituje we wstawki filmowe, zwłaszcza takie, które zawierają aktorów. Nie tym razem jednak – Borderlands jest ich niemal pozbawione, za to generowany w całości przez silnik gry wstęp jest naprawdę świetny. Przez pustynię, razem z Marcusem Kincaidem, podróżują cztery osoby, z których będziemy mogli wybrać naszą postać. Każda z nich ma swoje specjalizacje, ma też jedną (niby tylko jedną, ale to wystarcza) umiejętność specjalną. Na grupkę poszukiwaczy przygód składa się Mordecai, ekspert w dziedzinie wykorzystania snajperki i pistoletu, zawadiaka i kawalarz, hodujący latające „coś”, które potrafi odgryźć istotny kawałek wroga, gdy zajdzie taka potrzeba. Roland, były żołnierz formacji Crimson Lance, jest specjalistą od karabinów maszynowych i strzelb, a chociaż nie jest to wspomniane podczas wyboru postaci, potrafi też nieźle leczyć kompanów. Jego specjalna umiejętność pozwala na rozstawienie na polu walki działka, które automatycznie zasypie wrogów gradem pocisków. Lilith, jedyna kobieta w składzie, wydaje się istnieć w połowie w innym wymiarze – i faktycznie, potrafi stać się niewidzialna oraz poruszać się bardzo szybko przez jakiś czas, by zaatakować tam, gdzie najbardziej zaboli. W jej rękach najlepiej spisują się bronie o specjalnym działaniu – rażące wrogów prądem, kwasem lub ogniem. Ostatni w malowniczej gromadce jest niejaki Brick. Jak sama ksywka wskazuje, jest to schaboszczak porównywalny z Pudzianem, wprawnie używający rakietnic i zatrzymujący czołgi gołą klatą. Jakby tego było mało, jego ulubioną rozrywką jest rzucanie się na wrogów z pięściami, zwłaszcza w berserkerskim szale, w którym staje się prawdziwą maszyną zniszczenia.

BorderlandsBorderlandsBorderlands

Tuż po wyjściu z autobusu poznamy śmiesznego robota, Claptrapa, który przeprowadzi nas przez krótki wstęp, pozwalający zapoznać się z podstawami gry. Podczas rozgrywki będzie dla nas dostępne menu zawierające ekwipunek, aktualne zadania, mapę terenu, nasze zdolności oraz wyszkolenie w używaniu broni. Samo menu było wyraźnie przygotowywane na konsole, więc jest nieco niewygodne, ale da się je opanować. Irytuje brak intuicyjności – ekwipunek znajduje się na jednej zakładce, ale już artefakt w umiejętnościach. Dopiero pod koniec gry odkryłem, że można wybierać spomiędzy znanych już artefaktów. Podobnie jest w sklepach, gdzie prędko sprzedać rzeczy można niemal wyłącznie za pomocą klawiatury. Zakładka z zadaniami kryje też listę wyzwań i archiwum nagrań. Wyzwania nie są zbyt odkrywcze, ale ich nazwy nieraz wywołały mój uśmiech.

Umiejętności naszego bohatera układają się w trzy drzewka. Prócz głównej umiejętności specjalnej (Bloodwing, Phasewalk, Scorpio Turret albo Berserk – zależnie od klasy) wszystkie są pasywne. I tak, jako Hunter możemy stać się snajperem, rewolwerowcem albo strażnikiem – hodowcą, Soldier może być mistrzem broni, wsparcia albo medykiem, Berserker wybiera pomiędzy wybuchami, odpornością fizyczną a siłą pięści, wreszcie Syrena może kształcić się jako zabójczyni, specjalistka kontroli tłumu albo wzmacniacz dla specjalnych efektów. Możliwości jest naprawdę dużo, każde drzewko posiada dwie strony, często reprezentujące dwa różne podejścia do walki (np. Syrena-zabójczyni może używać broni albo atakować wręcz). Każde wydane pięć punktów odblokowuje kolejne talenty.

Odczucia podczas grania każdą klasą różnią się tak bardzo, jak różnice wewnątrz niej. Od wyboru zdolności zależy nasza przydatność na polu walki oraz styl, w jakim będziemy sobie radzić z przeciwnikami. Co ciekawe, za psi pieniądz będziemy mogli zresetować nasze talenty, jednak jest jeszcze coś, co ogranicza nasz wybór – wyszkolenie w broni. Tak tak, każdy strzał poprawia umiejętność korzystania ze wszystkich broni tego typu. Więc, jeśli postanowimy używać wyłącznie snajperek, będziemy mistrzem, ale jeśli weźmiemy do ręki strzelbę, prawdopodobnie nie pójdzie nam zbyt dobrze. Na szczęście, jeśli postanowimy zmienić broń wcześnie, nie odczujemy jej aż tak mocno. Przydatność każdej z klas w grze wieloosobowej nie jest równa. Soldier ma około półtora drzewka poświęcone efektom grupowym, Siren podobnie, za to Hunter i Berserker mają umiejętności grupowych jak na lekarstwo. Być może wynika to z faktu, że mając w drużynie Bricka, nie potrzebujemy dodatkowej ochrony, a Mordecai zajmie się każdą głową, która wychyla się zza osłony, ale jednak, te dwie postacie są raczej samolubne.

BorderlandsBorderlandsBorderlands

Wreszcie, gdy już wiemy, co potrafi nasz bohater, możemy skupić się na samej grze. Przede wszystkim, należy przyznać, że Borderlands to czysta akcja, mnóstwo krwi, strzelanin, walki i wybuchów. Starcia są najważniejszą częścią tej gry – dokładnie tak, jak spodziewalibyśmy się tego po strzelance. Czasem jest to nieco przytłaczające – zwłaszcza że przeciwnicy po pewnym (na tyle długim, by nas nie irytować) czasie się respawnują w danej lokacji. Kiedy opuszczamy bezpieczne tereny, dookoła roi się od wrogów. Wśród nich znajdziemy Skagi, skrzyżowanie psa z Predatorem, latające Rakki, kilka innych insektopodobnych przedstawicieli fauny oraz hordy, dosłownie, hordy bandytów. Ci dzielą się na kilka rodzajów, jak choćby Bandit Killerów, którzy pełnią rolę przywódców, Bruiserów, napakowanych użytkowników ciężkich broni oraz Psycho, takich jak ten pozdrawiający nas z okładki. Ci ostatni są kompletnie szaleni, wyją, wrzeszczą, biegają półnago i pragną wydłubać nam oczy maczetą. Trzeba przyznać, że mimo pozornie niedużego zróżnicowania przeciwników, mordowanie ich się nie nudzi. Przede wszystkim, każdy wróg ma inną broń, która najwyraźniej jest losowana, a w przypadku co potężniejszych nieraz z jakimś dodatkowym efektem. Niektórzy wrogowie, opatrzeni podpisem „Badass” są znacznie mocniejsi niż pozostali i urozmaicają rozgrywkę, nadziewając nasz tyłek ołowiem. AI nie zawodzi. Rakki atakują pikując, Skagi rzucają się grupą, a bandyci gromadzą się wokół mocniejszych kolegów. Potrafią też atakować zza zasłony, zachodzić nas z boku albo rzucać granaty – prócz może Psycho, których zachowanie jest dość jednostajne. Niektóre jednak ich taktyki powalają na kolana. Koronnym przykładem jest niejaki... Midget Shotgunner, który wyposażony w ogromną strzelbę biegnie nam na spotkanie, staje w miejscu, strzela... i zostaje powalony siłą odrzutu. Mała to przeszkoda dla wojownika, więc wstaje i wypala raz jeszcze, do skutku. Pierwszy spotkany zabił mnie bezlitośnie, ponieważ nie mogłem opanować odruchu śmiechu.

Arsenał dostępnych broni powala na kolana. Wybierać możemy spomiędzy pistoletów, rewolwerów, karabinków półautomatycznych, karabinów maszynowych, snajperskich, wyrzutni rakiet, granatów i zagadkowych broni Eridian. Każdy egzemplarz charakteryzują obrażenia, celność, szybkostrzelność, pojemność magazynka oraz inne efekty dodatkowe, jak szansa na wybuch albo podpalenie wroga, szybsze przeładowanie, zamontowana dodatkowa luneta czy ostrze do uderzania wręcz. Wszystkie bronie są kompletnie losowane, podobnie jak w Diablo, prócz niektórych szczególnych sztuk, które zawsze są takie same. Wreszcie, różni są producenci uzbrojenia. Oręż firmy S&S Munitions często posiada specjalne efekty, Tediore produkuje tani i łatwo dostępny sprzęt, a ekskluzywny Hyperion szczyci się wysoką celnością. Podczas zakupów usłyszymy reklamy, przykładowo: „Jeśli musiałeś wystrzelić drugi raz, znaczy, że to nie był Jakobs!” albo „Strzelasz niecelnie? Po prostu wystrzel więcej pocisków!”. Projektanci uzbrojenia zapewnili nam mnogość modeli samych broni, ale po wyglądzie często możemy się zorientować kto wyprodukował tę broń. Ciekawe jest to, że bronie różnią się nie tylko skórką, ale także budową – sposobem ładowania, rozmieszczeniem magazynka, lunetą. Co ciekawe, w sklepach, które są po prostu automatami do sprzedaży, znajdziemy zwykłe przedmioty o takiej sobie jakości, ale też „Item of the Day”, który zmienia się co kilkanaście minut i jest zwykle naprawdę potężny. Do naszej dyspozycji oddany też będzie pojazd, łazik pustynny, który jednocześnie może przewozić dwie osoby, kierowcę i strzelca. Wiele osób narzeka na sposób sterowania potworkiem – skręcamy za pomocą myszy. Koła pojazdu nie obracają się jak w samochodzie, ale raczej wychylają jak w motocyklu, co prowadzi do wielu nieprzyjemności zanim przywykniemy. Ja jednak, po dość długim przyzwyczajaniu się, doceniam ten styl jazdy – jest na dłuższą metę naprawdę wygodny.

BorderlandsBorderlandsBorderlands

Klimat gry naprawdę wprowadza gracza w świat Pandory. Grafika w grze, dzięki zastosowaniu cell shadingu, jest mocno komiksowa, brudna, otoczona charakterystycznymi konturami. Dookoła gracza walają się wszędzie jakieś śmiecie, budynki robią wrażenie zaniedbanych, a rdzewiejąca blacha falista jest chyba najpopularniejszym materiałem budowlanym w okolicy. Chodząc po kolejnych mapach widać, że ktoś przyłożył się do ich projektowania. Zaułki, zakamarki i ukryte skrzynki dodają uroku każdej lokacji. W grze nie ma ani zaawansowanej fizyki ani ogromnej ilości obiektów, ale wcale tego nie brakuje. Gra nie aspiruje do bycia fotorealistyczną produkcją, jak choćby Modern Warfare. Wręcz przeciwnie, puszcza oko do gracza, traktując wszystko nieco żartobliwie, nawet sam fakt, że to gra. Nie tylko grafika sprawia takie wrażenie – również galeria NPCów, jak Dr Zed albo TK Baha, którzy choć spotykani krótko, są przezabawni. Gdy poznajemy każdego z nich, na ekranie pojawia się splash z portretem nowego znajomego. Podobnie wspomniane już Claptrapy, małe roboty inżynieryjne, wyczyniają różne psoty albo mówią zabawne rzeczy. Te robociki, znak rozpoznawczy Borderlands, są świetnym dodatkiem do gry, przypominają nieco Tachikomy z Ghost in the Shell. Nawet system zapisów gry jest nieco żartobliwy („Dziękujemy za korzystanie z NewU! Kolejna kopia Twojego DNA kosztowała Cię 14. 385 $!”) Ciekawym rozwiązaniem jest „Echo Head Display Unit”, który jest wdzięcznym wytłumaczeniem, skąd wziął się pasek życia na ekranie. Na pochwałę zasługuje muzyka w grze, nie męcząca, ale w miarę jak płynnie się zmienia, świetnie podkreśla klimat chwili. Borderlands nie wymaga bardzo mocnego komputera, ale jednak ma pewne wymagania. Znane są problemy z niektórymi kartami ATI, np. X1600, ale do rozgrywki nie potrzeba dwurdzeniowego procesora. Wszystkich posiadaczy nieco starszych maszyn uspokajam: gra nawet na minimalnych detalach, dzięki właśnie cell shadingowi, nie traci nic ze swojego uroku i chociaż wybuch rakiety wygląda gorzej, to znajdujący się w jego centrum wróg... Nie, wróg po wybuchu nadal wygląda gorzej, ale to już tylko wina nasza i uśmiechającego się z satysfakcją poszukiwacza przygód.

Borderlands to kolejna produkcja podejmująca tematy postapokaliptyczne. Wielu uważa, że po Falloucie nie ma już czego tam szukać. Ale jednak pamięta się gry jak S.T.A.L.K.E.R... Borderlands nie próbuje konkurować ze śmiertelnie poważnymi tytułami, skręca w stronę Team Fortress 2 albo XIII. Na szczęście robi to z wdziękiem i wyczuciem. Podczas zabawy brakowało mi nieco dialogów, które wydały mi się mało konkretne, chociaż postacie jak TK Baha albo Scooter zawsze było miło wysłuchać. W dziedzinie trudności gry pojawiły się pewne problemy – otóż mój Hunter około w połowie gry osiągnął taką maestrię w używaniu snajperki, że nie było wroga, który mógłby do niego podejść, ale to była najwyraźniej kwestia "przeexpienia" postaci w stosunku do postępów fabuły. Rozwinąłem sobie umiejętność, która dawała mi o 15% XP więcej, gdy zabijałem kogoś trafieniem krytycznym – a robiłem to zawsze – więc można się domyślić, że byłem nieco zbyt potężny. Nie znaczy to, że nie było wyzwań! Po prostu słabsi wrogowie nie mogli mi zagrozić, a ponoć inne klasy nie mają tego problemu. Jakież było moje zdziwienie, gdy postanowiłem wykorzystać tę samą postać drugi raz! Owszem, można to zrobić – wrogowie zaczynają mocniejsi. Wziąłem swój słoniowy karabin, wymierzyłem w byle skaga, wypaliłem i zająłem się swoimi sprawami... A on w tym czasie zeżarł nabój, zmusił mnie do wystrzelania połowy magazynka i zaczął przeżuwać moje wnętrzności. Dobrze znów poczuć wyzwanie!

Niestety, gra nie jest bardzo długa. Da ją się ukończyć w kilkanaście godzin, wykonanie każdego jednego zadania po drodze zajmuje kilkadziesiąt. Jednak znając już fabułę można spróbować jeszcze raz albo zagrać inną postacią. Możemy namówić do gry znajomych, a jeśli przez te dwa tygodnie od premiery zdążyli już o nas zapomnieć – skorzystać z GameSpy i zagrać online. Możemy zająć się też pojedynkami pomiędzy postaciami graczy na specjalnie przygotowanych arenach – albo poza nimi.

Podsumowując, Borderlands to gra bardzo udana, przemyślana i dobrze zaprojektowana. Zabawa z nią dostarcza masę przyjemności i nawet pomimo sporych niedociągnięć ze strony wydawcy warto ją zakupić. Ostatecznie, ile razy można ratować świat? Czasem trzeba też odnaleźć ukryty na jakichś zapomnianych pustkowiach skarb!

Plusy
  • Świetna rozgrywka multiplayer
  • Śliczna, kreskówkowa grafika
  • Przemyślany świat
  • Dobra muzyka
  • Mnóstwo akcji
Minusy
  • Czasem jednak za dużo akcji
  • Nędzne polskie wydanie gry
Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
8.79 Średnia z 29 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...