Jak to jest być kowbojem? O tym opowiadać nie muszę, gdyż życia kowbojskiego może zasmakować – przynajmniej w jego ułamku – na chwilę obecną każdy, dzięki "Cowboy Life Simulator: Prologue". To demo i zapowiedź będącego obecnie w produkcji "Cowboy Life Simulator" studia Rock Game S.A. Chętnie jednak podzielę się własnymi doświadczeniami w tej materii.
18 lutego kinowa premiera wyczekiwanej adaptacji serii przygodowych gier akcji "Uncharted". Czasu zostało niewiele, w sieci zagościł więc finałowy zwiastun produkcji. Dla niezaznajomionych z cyklem – śledzić będziemy losy poszukiwacza skarbów Nathana Drake'a w nieco odmłodzonej wersji w stosunku do oryginału (w tej roli Tom Holland). Chłopak jest potomkiem słynnego korsarza i obieżyświata, sir Francisa Drake'a, nic więc dziwnego, że ciągnie go ku niebezpiecznym przygodom. Tym razem awanturnik dąży do odnalezienia mitycznej krainy złota – El Dorado. W wyprawie towarzyszyć mu będzie zaufany przyjaciel Victor Sullivan (również odmłodzony – wcieli się w niego Mark Wahlberg) oraz dziennikarka Elena Fisher (casting jeszcze nieznany).
Niezawodny redaktor Medivh powraca z mocą burzy śnieżnych, jakie ostatnio nawiedzały nasz piękny kraj, i tak samo jak one nie pozostawia miejsca na kompromisy. W kolejnej cyklicznej aktualizacji działu o "Icewind Dale: Serce Zimy" dominuje motyw broni dystansowych. Mamy więc pełne zestawienie łuków, kusz i proc, jakie możemy spotkać w dodatku, a także amunicji do tych broni. Albowiem czymże jest piękny łuk bez strzał? Jeno finezyjnym kawałkiem drewna.
Film, który narobił mnóstwo szumu przed premierą i dorzucił sporą dozę nadziei na odrodzenie marki, która na stałe wpisała się złotymi zgłoskami w klasykę kina kopanego, a także stanowiła sztandarowy przykład tego, że da się zrobić przyjemną ekranizację gry komputerowej. Wyszło jednak jak zawsze, czyli po opublikowaniu obrazu (równocześnie w kinach, jak i na platformie streamingowej HBO Max) przeważało kręcenie nosem i powszechne rozczarowanie, a tych pozytywnych komentarzy było jak na lekarstwo.
Mimo to film na siebie zarobił i zrobił wystarczająco dużo szumu, aby wytwórnia New Line Cinema zdradziła, że pracuje nad kontynuacją filmowego “Mortal Kombat”.
Fani Marvela, Gwiezdnych Wojen i szeroko pojętej animacji mogą w końcu zacząć zacierać ręce lub przestać kombinować z obejściem regionalizacji. Disney oficjalnie zapowiedział, że platforma streamingowa korporacji zadebiutuje w Polsce w tegorocznym okresie letnim. Potencjalni subskrybenci otrzymają dostęp do bogatej biblioteki filmów i seriali w naszym rodzimym języku (choć spora część z nich już posiada stosowne napisy i można tak oglądać daną produkcję na obczyźnie – dziwne).
Niestety, póki co dokładna data premiery serwisu w naszym kraju, cennik czy potencjalne plany abonamentowe nie zostały ujawnione. Wspomniane informacje mamy poznać w bliżej niezdefiniowanym “wkrótce”.
Ostatnimi czasy na popularności w anime mocno zyskały opowieści o podróżach do innych światów, znane jako isekai. Wśród nich można znaleźć różne konwencje. Jedną z nich jest przywołanie kogoś z naszego świata, by na tamtym spełnił obowiązek bycia bohaterem. W tym schemacie istnieje też odmiana zwana "mrocznym isekaiem", w której protagonista ma do czynienia ze zdradą, wykorzystaniem i niebezpiecznymi tajemnicami, a próby przetrwania często kosztują go część jego duszy. I to pod taką wariację podchodzi "Arifureta: From Commonplace to World's Strongest".
Gatunek homo superior nigdy nie miał łatwo, ale po wydarzeniach z "Rodu M" wisi nad nim widmo wyginięcia, bowiem na Ziemi nie rodzą się już żadni nowi mutanci. Żadni? Z małym wyjątkiem.
Kiedy X–Men zastanawiają się nad nieuniknionym końcem ich gatunku, na świat przychodzi dziecko z genem X i od razu wywołuje nie lada zamieszanie. Nowo narodzone homo superior szybko staje się trudne do namierzenia, a w ślad za mutantem podążają zarówno chcący ocalić gen X, jak i pragnący wykorzystać dziecko do sobie tylko wiadomych celów. Rozpoczyna się wojna, w której stawką jest przetrwanie X–Men. W czym zresztą nie pomaga wtrącanie się profesora Xaviera w sposób kierowania drużyną przez Cyclopsa.
Zasadniczo "Kompleks mesjasza" zwiastował niezgorszą fabułę. Sprzeczki związane z kompetencjami przywódczymi Xaviera i Summersa, nowa nadzieja dla X–Menów i wielka wojna o przyszłość lub zagładę gatunku – mieszanka może nie najbardziej pomysłowych motywów, ale wystarczających, aby liczyć na smaczne danie w superbohaterskim sosie. Tyle że takiego dania nie dostajemy.
"Warcraft III: Reforged" wciąż pozostaje jedną z największych porażek Blizzarda ostatnich lat. Mimo to wszystko wskazuje, że twórcy zapomnieli o problemie, zwłaszcza w obliczu wykupienia przez Microsoft. Jednak to, co mogą robić autorzy, jest czymś, na co nie pozwolą sobie fani. Tak więc gdy nie można liczyć na aktualizację, czas zwrócić się do modów.
Co wyjdzie z połączenia Conana i warsztatu oraz wrażliwości Jeffa Lemire'a? Barbarzyńca poobijany przez życie w czasach współczesnych.
Kanadyjski scenarzysta na początku "Berserkera uwolnionego" przenosi nas do bardzo pobieżnie nakreślonego świata spod znaku magii i miecza. Wielki wojownik i zarazem lokalny król powraca do domu, gdzie dowiaduje się o śmierci żony i córki z rąk złowrogiego czarownika. Niedługo potem ku swojemu zdumieniu trafia w zupełnie inne miejsce, przypominające współczesne nam miasta. W dojściu do siebie pomaga mu bezdomny, z którym zaczyna nawiązywać nić porozumienia.
Można pokusić się o stwierdzenie, że Lemire opowiada wariację na temat przygód Conana z Cymerii. Co prawda imię najsłynniejszego bohatera powieści Roberta E. Howarda nie pada ani razu, ale charakterystyka i strzępki informacji o przeszłości protagonisty jasno wskazują na wyraźne inspiracje klasycznym wizerunkiem barbarzyńskiego wojownika, którego Conan stał się synonimem. Ogólne założenie fabularne jest proste. Scenariusz opiera się na relacji dwóch pozornie zupełnie różnych mężczyzn, których łączy samotność i zagubienie w otaczającej rzeczywistości oraz tragiczne losy rodzinne.
Wieści o tym, że Amazon pracuje nad serialem z uniwersum Tolkiena nie są niczym nowym. Jednak z racji braku większych konkretów sytuacja była w tej sprawie dość spokojna. Nadszedł jednak wreszcie czas, by to zmienić. Amazon Prime Video zapowiedziało, że ich projekt jest ochrzczony mianem "The Lord of the Rings: The Rings of Power".