Zbuntowana

3 minuty czytania

Jak już niejednokrotnie wspominałem, ostatnio namnożyło się produkcji przeznaczonych dla nastolatków. Po sukcesach książkowych oryginałów (nawet tych jakościowo wątpliwych), panowie z Fabryki Snów chwytają w swoje chciwe macki kamery i nagrywają ekranizacje z nadzieją na stworzenie kolejnych blockbusterów. Przykro stwierdzić, ale z większości tych prób wychodzą okaleczone potworki, mogące się podobać jedynie najmłodszym, nieobeznanym z ambitniejszym oraz ciekawszym kinem. Do tego grona nie zaliczyłem "Niezgodnej", opowiadającej interesującą historię postapokaliptycznego świata z niebanalnym pomysłem na jego naprawę. Ba, podobała mi się bardziej niż pierwsza część "Igrzysk śmierci", do której często bywa przyrównywana. Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o "Zbuntowanej"...

zbuntowana

Beatrice wraz ze swoim chłopakiem i kilkoma innymi osobami ucieka przed bojówkami złej do szpiku kości Jeanine. Przypadkiem trafiają do obozu Bezfrakcyjnych, pragnących naprawić skorumpowany system, najlepiej zbrojnie. Tymczasem przywódczyni Erudycji odkrywa tajemnicze pudełko, którego zawartością ma być wiadomość od Założycieli. Aby jednak je otworzyć, potrzebuje osoby, która będzie na tyle wszechstronna, że przejdzie testy wszystkich frakcji... Potrzebuje Niezgodnego.

zbuntowana

W skrócie fabuła przedstawia się dokładnie tak, jak przedstawiłem w powyższym akapicie. Szczerze powiedziawszy, po skończeniu seansu zupełnie nie rozumiałem sensu istnienia "Zbuntowanej". Gdyby "Niezgodna" przechodziła od razu w "Wierną" (trzecia odsłona serii, nota bene zgodnie z ostatnią modą podzielona na dwie części), cykl zupełnie by na tym nie stracił, bo nikt nie zorientowałby się, że czegoś brakuje. Oglądając pierwsze przygody Tris jakieś pół roku temu, a więc całkiem niedawno, zachodziłem w głowę, dlaczego Jeanine i jej bandziory (szczególnie Eric) ciągle żyją. Dodając do tego bezsens kolejnych scen, całkowicie potwierdziłem swoją tezę o braku konieczności istnienia "Zbuntowanej".

Gdzieś ulotniły się nieszablonowe rozwiązania z "Niezgodnej", zastąpione przez całkowity banał. Tris obwinia się za śmierć rodziców i przyjaciół, stwierdzając, że stanowi śmiertelne zagrożenie dla swoich najbliższych. Nie zliczę, ile razy ten motyw mielony był na srebrnym ekranie, nie mówiąc już o książkach. Milczeniem pominę antagonistkę, złą zupełnie bez powodu i będącą absolutnie jednowymiarową oraz przewidywalną. Gdyby jeszcze dodać do tego standardowy motyw "kocha, nie kocha", mielibyśmy bingo. Całe szczęście twórcy obeszli się z nami łaskawie i romans protagonistów przebiega bez irytujących klisz, chociaż od niektórych dialogów nadal może zrobić się niedobrze. Pochwalić mogę jedynie zamieszanie fabularne, związane z dwulicowością pewnych bohaterów – udany twist, tylko przyklasnąć.

zbuntowana zbuntowana

Jeżeli chodzi o aktorów – cienizna. Shailene Woodley (Tris) czy Theo James (Cztery) to mistrzowie jednej miny. Kate Winslet (Jeanine) nie zdołała odbudować swojego wizerunku z pierwszej odsłony serii i nadal jej postać nie posiada żadnej głębi. Mam być zła? Nie ma problemu, taką zagram, ale nie będę dociekała powodów swojej postawy. Bohaterom nie pomagają dialogi – infantylność to ich drugie imię (zaraz po głupocie). Pochwalę za to Milesa Tellera (Peter) – nie zagrał może tak fenomenalnie jak w "Whiplashu", lecz bez problemu można dostrzec kiełkujący kunszt sztuki aktorskiej. Całkiem nieźle oceniam również Naomi Watts (Evelyn), przywódczynię Bezfrakcyjnych. Już po pierwszych scenach zdołała mnie przekonać, że za fasadą przyjaznych uczuć kryje się coś więcej.

zbuntowana

Muzyki za bardzo nie zapamiętałem, w związku z czym stawiam na jej przeciętność, bo też mnie nie denerwowała. Najjaśniejszym aspektem produkcji zdecydowanie są efekty specjalne, gdy wkraczamy we wszelkiego rodzaju symulacje. Scena z latającym domem jest z pewnością absurdalna, ale również świetnie zrealizowana. "Zbuntowana" garściami czerpie z "Matrixa" i to akurat wychodzi jej na dobre. Momenty, kiedy oglądamy "dobrowolnych" śmiałków podpiętych pod okablowanie, niczym w hicie rodzeństwa Wachowskich, przechodzących kolejne próby poszczególnych frakcji, stanowią najciekawsze fragmenty produkcji.

Mówiąc wprost, nie poleciłbym drugiej części serii "Niezgodna" chyba nikomu. Ominąwszy "Zbuntowaną", nie straciłoby się zbyt wiele z fabuły. Nie czytałem niestety książki, więc nie wiem, jak to było przedstawione w pierwotnym zamyśle, jednakże adaptacja filmowa jest ewidentnym odcinaniem kuponów. Z chęcią obejrzę "Wierną", bo w końcu pokaże to, o czym powinna traktować recenzowana pozycja. Pewnie domyślacie się, o co chodzi, jednak nie będę pisał wprost. Będziecie musieli przekonać się sami... Niekoniecznie zaliczając przed tym "Zbuntowaną". Niezła gra niektórych aktorów i dobre efekty specjalne to za mało w obliczu zmarnowanego potencjału fabularnego i dialogowej padaki. Tylko dla najwierniejszych fanów cyklu.

Ocena Game Exe
3.5
Ocena użytkowników
3.25 Średnia z 2 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...