— To jest Pat — powiedział G.G. Ashwood otaczając dziewczynę ramieniem w sposób demonstracyjnie poufały. – Mniejsza o nazwisko. — Był potężnym, tęgim mężczyzną o niemal kwadratowej budowie, wyglądał jak ogromna cegła. Miał na sobie, jak zwykle: wełniane poncho, filcowy kapelusz koloru morelowego, narciarskie grube skarpety i sukienne pantofle. Promieniejąc satysfakcją zbliżył się do Joego Chipa: oto znalazł coś cennego i zamierzał to w pełni wykorzystać. — Pat, oto specjalista od pomiarów typu elektrycznego.
— Czy to pan jest typu elektrycznego czy pańskie pomiary? — chłodno zwróciła się do Joego dziewczyna.
— Na zmianę — odparł Joe. Wydawało mu się, że wszędzie wokół niego unosi się zaduch panujący w niesprzątniętym mieszkaniu, był pewien, że Pat już zwróciła na to uwagę. — Siadajcie — powiedział niepewnie. — Dam wam po filiżance prawdziwej kawy.
— Co za luksus — odezwała się Pat, zasiadając przy kuchennym stole. Odruchowo ułożyła stertę gazet z ubiegłego tygodnia w schludniej wyglądający stos. — Jak może pan sobie pozwolić na prawdziwą kawę, panie Chip?
— Joe ma piekielnie wysoką pensję — wtrącił się G.G. Ashwood. — Firma nie mogłaby bez niego funkcjonować. — Sięgnął po leżące na stole pudełko i wyjął z niego papierosa.
— Odłóż go — zażądał Joe Chip. — Nie mam już prawie papierosów, a ostatni zielony kupon zużyłem na kupno kawy.
— Zapłaciłem za drzwi — przypomniał mu G.G. Ashwood. Podsunął pudełko dziewczynie. — Joe udaje tylko, nie zwracaj na niego uwagi. Zauważ, w jakim stanie utrzymuje swój apartament. Pokazuje w ten sposób, że jest jednostką twórczą: tak mieszkają wszyscy ludzie genialni. Gdzie twój sprzęt, Joe? Nie traćmy czasu.
— Jest pani dość niezwykle ubrana — zwrócił się Joe do dziewczyny.
— Pracuje jako konserwator podziemnych kabli wideofonów w kibucu Topeka — powiedziała Pat. — W tym kibucu tylko kobiety mogą zajmować stanowiska wymagające pracy fizycznej. Dlatego zgłosiłam się właśnie tam, a nie do kibucu w Wichita Falls. — W jej szarych oczach błysnęła duma.
— Ten napis na pani ramieniu, ten tatuaż — czy to po hebrajsku? — spytał Joe.
— Po łacinie. — Przymknęła oczy, by ukryć rozbawienie. — Nigdy jeszcze nie widziałam tak zaśmieconego apartamentu. Czy nie ma pan kochanki?
— Ci specjaliści od elektryki nie mają czasu na życie osobiste — powiedział G.G. Ashwood z irytacją. — Słuchaj, Chip, rodzice tej dziewczyny pracują u Raya Hollisa. Gdyby dowiedzieli się, że ona tu była, zrobiliby jej operację mózgu.
— Czy oni wiedzą, że ma pani zdolności przeciwnego typu? — zwrócił się Joe do dziewczyny.
— Nie — potrząsnęła głową. — Ja też nie rozumiałam tego dokładnie, dopóki wasz wywiadowca nie usiadł ze mną w kawiarni naszego kibucu i nie wytłumaczył mi wszystkiego. Może to i prawda — wzruszyła ramionami. — A może nie. On mówi, że pan jest w stanie udowodnić mi to za pomocą pańskiej aparatury kontrolnej.
— Co by pani zrobiła, gdyby próby wykazały, że ma pani te właściwości? — spytał Joe.
— Wydają mi się one takie... negatywne — powiedziała Pat z namysłem. — Nie potrafię nic: ani poruszać przedmiotów, ani zamieniać kamieni w chleb, ani rodzić dzieci bez zapłodnienia czy odwracać procesów chorobowych u osób dotkniętych jakąś przypadłością. Nie posiadam nawet zdolności tak powszechnych, jak umiejętność czytania w czyichś myślach czy przepowiadania przyszłości. Umiem tylko sprowadzać do zera zdolności kogoś innego. Wydaje mi się to... — machnęła ręką — groteskowe.
— Jako czynnik mogący mieć wpływ na przetrwanie gatunku ludzkiego — powiedział Joe — zdolności pani są równie ważne jak właściwości psi. Szczególnie dla nas, Normów. Czynnik antypsi przywraca w sposób naturalny równowagę ekologiczną. Jeden owad umie latać — więc inny potrafi tkać pajęczynę, aby go schwytać. Czy można nazwać to nielataniem? U pewnych mięczaków rozwinęła się twarda muszla ochronna — ptaki nauczyły się więc unosić mięczaka wysoko w górę i upuszczać go na kamienie. W pewnym sensie jest pani czymś w rodzaju istoty żerującej na ludziach o zdolnościach psi, tak jak oni są istotami żywymi żerującymi na nas — Normach. To panią czyni przyjaciółką ludzi należących do klasy Normów. Równowaga, pełny cykl, drapieżnik i ofiara. Ten system wydaje się wieczny i szczerze mówiąc nie wiem, jak można by go udoskonalić.
— Mogę zostać oskarżona o zdradę — powiedziała Pat.
— Czy martwi to panią?
— Martwię się, że pewni ludzie będą się do mnie wrogo odnosić. Ale wydaje mi się, że nie da się przejść przez życie nie wzbudziwszy czyjejś nieżyczliwości: nie można zadowolić wszystkich, bo ludzie pragną wielu różnych rzeczy. Dogadzając jednemu robi się przykrość drugiemu.
— Jaki jest pani przeriwtalent? — spytał Joe.
— Trudno mi wytłumaczyć.
— Mówiłem ci już — powiedział G.G. Ashwood — to coś niezwykłego. Nigdy dotąd o czymś takim nie słyszałem.
— Jakiego typu zdolności psi neutralizuje pani?
— Umiejętność jasnowidzenia — powiedziała Pat. — Tak mi się wydaje. — Wskazała na G.G. Ashwooda, który nadal uśmiechał się z entuzjazmem. — Wasz wywiadowca, pan Ashwood, wytłumaczył mi to. Wiedziałam, że robię coś dziwnego, zawsze zdarzały mi się takie dziwne momenty, już od szóstego roku życia. Nigdy nie przyznałam się do tego rodzicom, bo czułam, że ich to zmartwi.
— Czy oni są jasnowidzami?
— Tak.
— Ma pani rację; zmartwiłoby ich to. Ale gdyby posłużyła się pani swymi talentami w ich obecności choćby tylko raz, zorientowaliby się, że je pani posiada. Czy nie zakłócała pani ich działalności?
— Ja... — Pat wykonała nieokreślony gest. — Wydaje mi się, że powodowałam takie zakłócenia, ale oni nie zdawali sobie z tego sprawy. — Na jej twarzy malowało się zmieszanie.
— Wytłumaczę pani, na jakiej zasadzie działa zwykle antyjasnowidz — zaczął Joe. — W gruncie rzeczy tak było we wszystkich znanych nam przypadkach. Jasnowidz widzi wielką liczbę różnych przyszłości ułożonych obok siebie, jak komórki w ulu. Jedna z nich wydaje mu się jaśniejsza — i tę właśnie wybiera; gdy dokona już tego wyboru, antyjasnowidz jest bezradny. Antyjasnowidz musi być obecny w chwili, gdy jasnowidz ma podjąć decyzję, nie zaś później. Wpływ jego polega bowiem na tym, że jasnowidz zaczyna widzieć wszystkie przyszłości jednakowo wyraźnie: całkowicie traci umiejętność wyboru. Jasnowidz natychmiast orientuje się, że w pobliżu przebywa antyjasnowidz, gdyż cały jego układ odniesienia w stosunku do przyszłości ulega wtedy zmianie. W wypadku telepatów podobną przeszkodą...
— Ona cofa się w czasie — powiedział G.G. Ashwood.
Joe spojrzał na niego z uwagą.
— W czasie — powtórzył G.G. Ashwoood, wyraźnie rozkoszując się tą chwilą sukcesu; znaczące błyski w jego oczach zdawały się promieniować na całą kuchnię. — Jasnowidz, na którego ona oddziaływa, nadal widzi jedną przyszłość wyraźniej, tak jak powiedziałeś: jako jedyny element o większej jasności. Wybiera go więc, i robi słusznie. Ale dlaczego ma on w tym momencie rację? Dlaczego ten właśnie element ma większą jasność? Ponieważ ta dziewczyna... — wykonał gest w jej kierunku. — Pat ma wpływ na przyszłość: ta jedna ewentualność ma większą jasność, ponieważ Pat cofnęła się w przeszłość i zmieniła ją. Zmieniając ją zaś, zmienia również teraźniejszość, łącznie z osobą jasnowidza. Nic o tym nie wiedząc ulega on tym samym jej wpływowi. Choć wydaje mu się, że nadal posługuje się swymi umiejętnościami, w istocie nie posiada ich już. Pod tym względem jej przeciwtalent ma przewagę nad zdolnościami innych antyjasnowidzów. Druga przewaga, jeszcze ważniejsza, polega na tym, że potrafi ona przekreślić wybór jasnowidza, i to wtedy, gdy on już go dokonał. Może włączyć się do akcji już później, a sam wiesz, że zawsze prześladował nas ten problem: jeśli nie znajdowaliśmy się gdzieś od samego początku, byliśmy bezradni. W pewnym sensie prawdą jest, że nigdy nie byliśmy w pełni zdolni stłumić zdolności jasnowidzów, przeciwdziałać im tak skutecznie, jak robiliśmy to z innymi, nieprawdaż? Czyż nie był to słaby punkt w zakresie naszych usług? — spojrzał na Joego pytająco.
— To ciekawe — powiedział Joe po chwili.
— Do diabła, co znaczy: ciekawe? — G.G. Ashwood niecierpliwie poruszył się na krześle. — Jest to największy przeciwtalent, jaki pojawił się do tej pory!
— Nie cofam się w czasie — powiedziała cichym głosem Pat. Podniosła wzrok i spojrzała Joemu w oczy, jakby z poczuciem winy, choć zarazem wyzywająco. — Mam pewne zdolności, ale pan Ashwood wyolbrzymił je do rozmiarów nie mających żadnego związku z rzeczywistością.
— Czytam w twoich myślach — oznajmił jej G.G. Ashwood, wyglądając na urażonego. — Wiem, że możesz zmieniać przeszłość; robiłaś to już.
— Mogę zmieniać przeszłość — przyznała Pat — ale nie cofam się w nią; nie podróżuję w czasie, jak chce to pan wmówić waszemu technikowi.
— W jaki sposób zmienia pani przeszłość? — spytał ją Joe.
— Myślę o niej. O jednym konkretnym jej aspekcie, na przykład o jakimś wydarzeniu albo o czymś, co ktoś powiedział. Albo o jakimś drobnym epizodzie, który miał miejsce kiedyś, a chciałabym, żeby do niego nie doszło. Pierwszy raz zrobiłam to, kiedy byłam jeszcze dzieckiem...
— Kiedy miała sześć lat — przerwał jej G.G- Ashwood — i mieszkała w Detroit, oczywiście z rodzicami, stłukła zabytkową figurkę ceramiczną, do której jej ojciec był bardzo przywiązany.
— Czy ojciec pani nie przewidział tego? — spytał Joe. — Skoro ma zdolności jasnowidzenia...
— Przewidział — odparła Pat — i ukarał mnie na tydzień przedtem, zanim stłukłam figurkę. Ale on twierdził, że to było nieuniknione: wie pan, na czym polegają zdolności jasnowidzów — potrafią oni przewidzieć jakieś wydarzenie, ale nie umieją niczemu przeciwdziałać. Potem, kiedy figurka się stłukła — czy raczej: kiedy ją stłukłam — martwiłam się tym bardzo. Wspominałam ten tydzień przed jej rozbiciem, kiedy nie dostawałam deseru i musiałam iść do łóżka już o piątej po południu. Mój Boże — myślałam, czy jak tam dzieci to wyrażają — czy w żaden sposób nie można uniknąć tak okropnych wypadków? Zdolności jasnowidzenia, które miał mój ojciec, nie robiły na mnie szczególnego wrażenia, gdyż nie potrafił on wpływać na bieg wydarzeń — ten sam dość pogardliwy stosunek został mi zresztą do dziś. Przez cały miesiąc starałam się zmusić wysiłkiem woli tę cholerną figurkę do tego, by znów była cała: wracałam myślami do okresu poprzedzającego jej rozbicie, przypominałam sobie, jak wyglądała... było to okropne. A potem pewnego ranka, kiedy wstałam z łóżka — nawet w nocy śniło mi się to wszystko — stała na swoim miejscu, tak jak dawniej. — Z napięciem nachyliła się w stronę Joe Chipa i mówiła dalej ostrym, zdecydowanym głosem: — Ale żadne z moich rodziców nic nie dostrzegło. Wydawało im się zupełnie naturalne, że figurka jest cała; sądzili, że nigdy nie została stłuczona. Ja byłam jedyną osobą, która o tym pamiętała. — Z uśmiechem oparła się o poręcz krzesła, wzięła z jego paczki jeszcze jednego papierosa i zapaliła go.
— Pójdę do auta po sprzęt — powiedział Joe, ruszając w stronę drzwi.
— Proszę o pięć centów — powiedziały drzwi w momencie, gdy chwycił za klamkę.
— Zapłać im — powiedział Joe do G.G. Ashwooda.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz