Trylogia kosmiczna

3 minuty czytania

okładka, trylogia kosmiczna

Cykl „Opowieści z Narnii” był w dzieciństwie jednym z moich ulubionych. Naprawdę ucieszyłem się więc, gdy dowiedziałem się, że dostanę „Trylogię kosmiczną” do recenzji. Szczerze powiedziawszy, nie słyszałem wcześniej o tej pozycji, choć, poczytawszy nieco w internecie, zauważyłem, że w minionych latach poszczególne części były w Polsce bardzo popularne. Nie było jednak wydawnictwa, które przetłumaczyłoby wszystkie trzy tomy. Ja miałem więc okazję zapoznać się ze wszystkimi naraz.

Bohaterem całej trylogii jest dr Elwin Ransom. W pierwszej części zostaje porwany przez szalonych naukowców, Devine’a i Westona, na Malakandrę, czyli po prostu Marsa. Według jego informacji, ma być złożony w ofierze sornom, tajemniczym mieszkańcom planety. Nie godząc się na taki los, ucieka tuż po wylądowaniu, rozpoczynając nowy etap najdziwniejszej podróży w życiu. Wkrótce przekonujemy się, że został wybrany przez Maledila (nie zdradzę, kim on jest, choć dość łatwo można się tego domyślić) do roli narzędzia ratowania i to nie tylko ludzkości. Drugi tom przenosi akcję na Perelandrę, czyli Wenus. Nasz dziarski protagonista dotarł tam w… latającej trumnie. Ma tam do odegrania nie byle jaką rolę. Pierwsza para rozumnych mieszkańców planety jest kuszona przez zło. Elwin musi oczywiście temu zapobiec, aby całej Perelandry nie spotkał los znany z historii Tulakandry, czyli Ziemi, a nie będzie to łatwe zadanie. Trzecia część odsuwa nieco postać Ransoma na bok, dając pole do popisu nowym postaciom. Ziemia ma być opanowana przez opętanych przez Szatana naukowców, którzy nie przebierają w środkach, aby osiągnąć cel.

Muszę przyznać, że wszechświat wykreowany przez autora jest niesamowity. Mieszkańcy Malakandry, jak i sama planeta, pokazują ogrom wyobraźni Lewisa oraz kunszt literacki. Istoty Marsa – hrossy, sorny i pfilftryggi – są opisane z wielką dokładnością, a ich zwyczajom poświęcone jest wiele stron. Ransom przebywa wiele kilometrów zarówno Malakandry, jak i Perelandry, co pozwoliło Clive’owi rozpisać się na temat krajobrazu obu planet. Lewis był zagorzałym apologetą, co sprawiło, że książka jest przesycona wiarą i opisuje poglądy pisarza na temat różnych dogmatów chrześcijaństwa. Ba, powiem więcej! To jest po prostu książka o wierze.

Jednakże jakkolwiek cudowne nie byłyby opisy, trylogia znudziła mnie i mocno trąciła starociem. Zdaję sobie sprawę, że jest to głównie wina tego, że nie zainteresowały mnie rozważania na temat wiary, a być może jestem po prostu zbyt młody, aby większość z nich zrozumieć. Nie da się jednak ukryć faktu, że Lewis w różnych momentach zapominał chyba, że pisze powieść i oddawał się kilkunastostronicowym teologicznym dywagacjom. „Z milczącej planety” jest z grubsza zbalansowana, ale większość „Perelandry” zajmuje właśnie teologia i filozofia.

Zaskakująco, „Ta straszna siła” wyłamuje się ze schematu poprzednich dwóch tomów, wyraźnie od nich odstając. Przede wszystkim po raz pierwszy na główny plan wkracza akcja. Fabuła nie wlecze się w końcu jak w telenowelach i nawet szybko posuwa się naprzód. Teologia sprytnie wpleciona jest w wir wydarzeń, co sprawiło, że przystępnie czytało mi się tę część. Wielkie brawa za sam pomysł na ośrodek wylęgania zła NIBS, siedziby opętanych przez Szatana naukowców. Akurat ten tom przypadł mi do gustu, obfitując w charakterystyczny dla Lewisa humor. Czasem zastanawiałem się, jak ten człowiek wpadł w ogóle na tak oryginalne pomysły. Świetnym rozwiązaniem było wplecenie w powieść znanego wszystkim Merlina, którego postać spodobała mi się niezmiernie – w końcu mamy do czynienia z dzikim Celtem, a nie ciepłą kluchą.

Niewielu ludzi wie, że cała trylogia powstała, gdyż Lewis był w sporze z J. B. S. Haldanem, brytyjskim genetykiem i biologiem. Miała być ona atakiem na scjentyzm. Każdy z tomów prezentuje kolejne etapy demaskacji współczesnej mu nauki i naukowców. Haldane dość zręcznie miażdży wizje Clive’a, a on sam mętnie argumentuje swoje racje. Jego poglądy i ideologię trylogii można sprowadzić do tego, że zgoda na podporządkowanie natury nauce, oznacza zgodę na podporządkowanie nauce również człowieka.

Podsumowując, mimo genialnych wręcz opisów trylogia nie chwyciła mnie za serce. W wielu momentach zmuszałem się wręcz, aby kontynuować lekturę. W moich oczach trzecia część była najciekawsza i warta uwagi, choć aby w pełni ją zrozumieć należy przeczytać poprzednie dwie… Nie polecam laikom, takim jak ja, natomiast ludzi zaangażowanych w sprawy wiary gorąco zachęcam, ponieważ właśnie pośród nich trylogia posiada najlepszą opinię i zdobywa naprawdę wysokie oceny.

Dziękujemy wydawnictwu Media Rodzina za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
5
Ocena użytkowników
6.29 Średnia z 7 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...