Ted

3 minuty czytania

ted

Jak myślicie – czy trudno jest wpaść na pomysł o bożonarodzeniowym życzeniu, zakładającym ożywienie pluszowej maskotki? Nie sądzę. Nawet mój ograniczony umysł potrafiłby wymyślić takie bzdury i wtedy "Ted" byłby kolejną nudną opowiastką familijną, o której wszyscy zapominają jeszcze w trakcie seansu. Na szczęście Seth MacFarlane nie jest mną. Ba, jego chore poczucie humoru (widzieliście "Family Guya"?) sprawia, że czasem zastanawiam się, czy nie jest poddawany jakiemuś sąsiedzkiemu ostracyzmowi. Reżyser ten wziął na warsztat nadmieniony przed chwilą wyświechtany schemat i wrzucił go do świata, gdzie bostońskie dzieci zbierają się co roku w Wigilię, żeby... tłuc żydowskich kolegów! Co z tego wyszło?

Życzenie Johna Benneta spełniło się. Jego pluszowy miś, Ted, ożył i postanowił zostać najlepszym przyjacielem chłopca. Tak przez lata bawili się razem oraz chowali przed burzą pod kołdrą, gdzie obiecali na zawsze być nierozłączni. Sielanka trwała, dopóki John nie podrósł. Oczywiście nie porzucił swojego pluszaka, gdzieżby tam. Zwyczajnie zaczęli razem jechać po bandzie – wieczne balangi, alkohol i rozpoczynanie dnia od solidnego bucha z bonga oraz powtórki "Flasha Gordona". Żyć, nie umierać. Problem pojawił się w momencie, gdy w wieku 35 lat, po 4 latach związku z Lori Collins, dziewczynie zaczyna zwyczajnie przeszkadzać fakt, że jej chłopak nadal mieszka z misiem-degeneratem. Obawia się, że przez to nigdy do niczego nie dojdzie.

ted

Przygotujcie się na prawie dwugodzinny seans z bardzo chamskim humorem, popkulturowymi odniesieniami i nutką komedii romantycznej. To właśnie doskonałe wymieszanie wszystkich tych elementów sprawia, że "Ted" się podoba. Kiedy poziom nieprzyzwoitego żartu niebezpiecznie wykracza poza skalę, przechodzimy na poważniejsze tematy, tyczące się głównie tego, jak John usilnie stara się nie dorosnąć. Z drugiej strony "głębsze" wątki nie są przesadzone, nie dłużą się i nie wywołują myśli typu: "Kiedy ten misiek w końcu znów odwali coś wulgarnego". Gdy patos sceny rośnie, zawsze znajdzie się jakiś gag na rozładowanie sytuacji.

Wielka w tym zasługa aktorów. W całej obsadzie trudno byłoby mi znaleźć słabe ogniwo. Mark Wahlberg (John Bennet) zachowuje się, jakby ciągle był zbuntowanym nastolatkiem na etapie Marky Mark. Jednocześnie wymawiając poważnie wszystkie te słodkie słowa do swojej dziewczyny, gra tak rewelacyjnie, że z miejsca wierzymy, iż ją kocha. Z drugiej strony mamy właśnie wcielającą się w twardo stąpającą po ziemi kobietę, marzącą o dojrzałym mężu, z którym mogłaby oglądać "Dziennik Bridget Jones". Współczujemy jej tedserdecznie tego, przez co przechodzi, i zazdrościmy cierpliwości, gdy daje Milę Kunis (Lori Collins), Johnowi kolejną szansę. Ted to z kolei zdecydowanie najjaśniejszy punkt produkcji. Jest ożywionym pluszakiem, więc nie obchodzą go żadne konwenanse i o nic (pozornie) nie musi się troszczyć. Kończy się to na zadowalaniu pasternakiem współpracowniczki z sąsiedniej taśmy sklepowej w magazynie. Sprzedaje go później rodzinie z czwórką dzieci (za co, nota bene, dostaje awans). Gdy dodamy do tego niezrównany głos Setha MacFarlane'a, otrzymamy najlepszego pluszaka wszech czasów.

Cieszą również wspomniane nawiązania popkulturowe. Trudno wyjść z podziwu, że w dzisiejszym świecie są jeszcze gwiazdy ze sporym bagażem autokrytycyzmu, potrafiące śmiać się z samych siebie. Chociażby Sam J. Jones, protagonista "Flasha Gordona" i największy idol bohaterów "Teda". Razem z nimi rozkręci ostrą imprezę, na której zmierzą się z sąsiadem Chińczykiem o nazwisku Ming... Podczas seansu zaliczymy też koncert Norah Jones, gdzie za kulisami dowiemy się, jaka z niej rozrywkowa dziewczyna. Dorzućmy do tego wisienki na torcie – Toma Skerrita oraz Ryana Reynoldsa – i możemy zająć się pałaszowaniem.

ted

Podsumowując, "Ted" to produkcja pełna niedwuznacznego humoru, który fanom animowanych produkcji MacFarlane'a oraz zwykłych czarnych dowcipów zdecydowanie przypadnie do gustu. Co więcej, pod tym wszystkim znajdziemy film o trudnej miłości i szczerej przyjaźni, z doskonałym morałem (oczywiście typowo amerykańskim jak cały film). Wbrew pozorom pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu znajdziemy odrobinkę czasu na refleksje, na szczęście bez zbędnego przesadyzmu. Jeżeli nie boicie się kontrowersyjnych komedii, zdecydowanie polecam!

Ocena Game Exe
8
Ocena użytkowników
6.67 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Humor momentami zbyt wulgarny jak na mój gust, do tego często nieśmieszny, żeby nie powiedzieć nawet niesmaczny. Po jakiejś godzinie już miałem trochę dosyć i ledwo to wymęczyłem, bo skoro jako komedia "Ted" jest średni, to pozostaje liczenie na historię - a ta, choć z zarysu zapowiadała się nieźle, okazała się dość sztampowa. I tak mówiąc szczerze, Mila Kunis mnie tutaj drażniła

5/10

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...