Mark Millar upodobał sobie komiksy superbohaterskie. Czasem serwuje trykociarskie historie z przymrużeniem oka, jak "Kick-Ass", innym razem próbuje zagłębić się w kruchą psychikę potężnych herosów. "Starlight: Gwiezdny Blask" wpasowuje się w drugi nurt i robi to w lepszym stylu niż "Jupiter's Legacy" tego samego scenarzysty.
Głównym bohaterem jest Duke McQueen, podstarzały już mężczyzna, który cztery dekady temu wyzwolił mieszkańców obcej planety spod jarzma tyranii. Po swoich przygodach powrócił na Ziemię, założył rodzinę, lecz poza żoną nikt nie uwierzył w jego niestworzone opowieści o obcej planecie. Został wzięty za dziwaka, a po śmierci żony odwrócili się od niego nawet synowie. Samotność i brak zrozumienia może rozproszyć lądująca na Ziemi rakieta o znajomym wyglądzie.
Tak oto rozpoczyna się "Gwiezdny Blask", komiks lekki i przyjemny w odbiorze oraz niemal bezczelny w prostocie uszytej fabuły. To całkowicie bezpośrednia opowiastka, jaką niejednokrotnie serwowano już w innych konwencjach. Ot, bohater zostaje ponownie wezwany do świata, gdzie uchodzi za legendę. Musi zmierzyć się nie tylko ze swoim wiekiem, lecz także oczekiwaniami ludzi znających go jedynie z podręczników historii. Dalszy przebieg wydarzeń nie będzie dla nikogo tajemnicą. Przygody, zdrady, ruch oporu, dużo walki, wymykanie się śmierci w ostatniej chwili... Wszystko jest na swoim miejscu i najpewniej to dzięki wyważonym proporcjom poszczególnych elementów "Gwiezdny Blask" oddziałuje tak mocno.
Prostota przekazu bije w oczy od pierwszych chwil, ale to nie umniejsza urzekającemu komiksowi, pełnemu ciepła i familiarności. To historia o starszym mężczyźnie opuszczonym nawet przez bliskich, który pragnął jedynie trochę towarzystwa i uwagi ze strony rodziny w jesieni życia. I na wszystkie bolączki ma szansę pomóc mu powrót do innego świata. Millar nie bawi się w kamuflaże i wszystko wykłada jak na tacy. Oczywiście niesie to też negatywne konsekwencje. Najbardziej dokucza przewidywalność fabuły oraz prościutko skrojone osobowości, ponieważ poza McQueenem nie znajdziemy tu więcej zapadających w pamięć charakterów.
Prosta fabuła doczekała się prostej wizualizacji. Styl Gorana Parlova nie oszałamia detalami i bogactwem sylwetek postaci oraz drugiego planu. Mimo to grafiki stoją na dobrym poziomie, a niektóre kadry pozwalają poczuć kosmiczny rozmach wydarzeń. Do tego Parlov wyraziście scharakteryzował najważniejsze postaci. Prostota, ale miła dla oka.
Po niezłym otwarciu "Jupiter's Legacy" i rozczarowaniu, które przyniósł drugi tom serii, sceptycznie podchodziłem do kolejnego superbohaterskiego utworu Millara. Tym bardziej zaskoczył mnie "Gwiezdny Blask". Komiks dostarcza porządnej rozrywki, jednak jego prostotę niektórzy czytelnicy mogą odebrać jako wadę. Po co jednak komplikować coś, co świetnie się sprawdza nawet bez rozbudowanej otoczki?
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz