Książka "Śpiąca królewna. Pieprzony los kataryniarza" zawiera, jak sama nazwa wskazuje, dwa utwory. Oba zostały wydane ponad piętnaście lat temu i oba nagrodzono m.in. Zajdlem. Muszę szczerze przyznać, że z Ziemkiewiczem wcześniej nie miałem do czynienia. Uznałem więc, że należy wykorzystać nadarzającą się okazję, żeby zrecenzować jedne z pierwszych tekstów tego autora i sprawdzić, czy faktycznie jest tak niesamowity, jak o nim piszą i mówią. Ponadto rzut okiem na koncepcję rozwoju politycznego Polski oraz technologicznego świata w drugiej połowie lat 90. XX wieku jest zdecydowanie zbyt łakomym kąskiem, aby przejść obok niego obojętnie.
Pierwszy tekst jest nowelą, w której to mamy okazję zapoznać się z dziką Rosją, umiejscowioną w nieokreślonej przyszłości. Bohaterem utworu jest Perhat, najemnik, który wiele przeżył w swoim życiu. Jego doświadczenie pozwoliło mu na objęcie stanowiska dowódcy konwoju Ginkgo Foundation, przewożącego leki i żywność wraz z chorą dziewczynką, tytułową "Śpiącą królewną", która ma jedyną, niepowtarzalną szansę, żeby zostać uleczoną. Konwojowi towarzyszy ekipa telewizyjna, nadająca na żywo praktycznie całą wyprawę dla widzów na Zachodzie. Właśnie podczas tej podróży w Perhacie zwyczajnie coś pęka, sprawiając, że przewartościowuje całe swoje dotychczasowe życie. I, jak to zwykle bywa, coś idzie nie tak – konwój zostaje napadnięty.
Nowela ta jest merytorycznie bardzo ciekawa. Pod przykrywką szlachetnych pobudek – ratowania dziewczynki i pomocy biednym oraz potrzebującym – działają same mafie oraz bandziory. Teoretycznie jesteśmy świadkami udzielania wsparcia biednemu Wschodowi przez bogatszy Zachód, tymczasem w obu tych "światach" działają egoiści, łaknący jedynie osobistych zysków, przystosowujący się jedynie do warunków, w jakich przyszło im bytować. Nietrudno zgadnąć, że wiezione kosztowne towary nigdy nie trafią do potrzebujących, a jedynie do mafiosów, którzy zarobią na nich krocie. Z drugiej strony mamy telewizję i jej największe szychy, kierujące się w swoich decyzjach jedynie zyskiem. Pośród tego właśnie morza łajdactwa znajduje się nasz protagonista wraz z podwładnymi oraz ekipa telewizyjna, wśród której niektórzy członkowie zdecydowanie są altruistami.
"Śpiąca królewna” jest, jak już wspomniałem, interesująca pod względem przekazywanych treści i morałów, jednakże sam tekst nie jest niczym odkrywczym. Tempo akcji jest bardzo nierówne – rozciąga się od przegadanych monologów/dialogów czy opisów do walenia do najemników z broni palnej jak do kaczek. Opowiadana historia nie porywa. Choć świat przedstawiony jest zgrabnie zarysowany, całą opowieść poprowadzono nieco zbyt krótko, przez co wydaje się niekompletny, a część bohaterów płaska.
Trochę inaczej wygląda spojrzenie na drugi, znacznie dłuższy tekst – "Pieprzony los kataryniarza". Głównym bohaterem tej powieści jest Robert, przeżywający coś na kształt kryzysu wieku średniego. Jest kataryniarzem – osobą, która ma odpowiednie narzędzia do sprawnego poruszania się w sieci i wychwytywania w niej rozproszonych informacji na zlecenie wszelkiego rodzaju firm. Pewnego razu, podczas pracy nad otrzymanym zadaniem, odkrywa plany dotyczące Polski, wyglądające tak poważnie, że rozbiory wydają się zwykłą błahostką. Jako wielki patriota, wychowany w duchu miłości do ojczyzny i w przeszłości walczący dla dobra kraju, popada w depresję. Pierwsze zmarszczki, siwiejące włosy czy przygnębienie mogą wkrótce okazać się nie jedynymi problemami Roberta.
Po przeczytaniu kilkudziesięciu pierwszych stron w głowie wirowała mi tylko jedna myśl – "chaos". Początek książki składa się z kilkunastu wątków, które na tym etapie nie są kompletnie ze sobą powiązane. Sprawiło to, że w mojej głowie pojawił się mętlik, skutecznie zniechęcający do czytania. Nie lubię wracać co chwila kilka stron, żeby sprawdzić, kim była dana osoba i co mówiła na dany temat. Co więcej, okazuje się, że część wątków jest kompletnie epizodycznych i stanowi raczej tło dla losów Roberta. Przykładowo, mamy okazję poznać Andrzeja, dziennikarza. W związku z zamknięciem szefa Roberta, poszukuje tematu, który przyniesie mu mniejszy lub większy rozgłos. Jego wątki sprowadzają się głównie do przekazywania, jak to media pompują w zwykłych obywateli ciężkostrawną papkę nic niewartych informacji. Jest to prawda godna pokreślenia, ale po czytaniu jej po raz n-ty miałem dosyć.
W trakcie lektury odkrywamy wiele odniesień do historii czy mniej lub bardziej ukrytych nawiązań do żywych osób. Świetnym przykładem jest przywódca robotników Siciński, walczący o ich prawa czy monologi Zygmunta III Wazy ze swej Kolumny, pokutującego za beznadziejne zajęcie się czy też jego brak sprawą złotej wolności szlacheckiej. Tekst na okładce – "ostre słowa, cięte riposty" – nie jest wyssany z palca. Ziemkiewicz dosadnie i bez pardonu wyraża swoje opinie o naprawdę różnych wydarzeniach historycznych, nie tylko tych bliższych nam, jak obrady Okrągłego Stołu. Co więcej, w większości przypadków ciężko mu nie przyklasnąć.
Recenzując "Pieprzony los kataryniarza" wielkim uchybieniem byłoby nie wspomnieć o warstwie politycznej książki. Z początku wydaje się ona nieco zepchnięta na ubocze, aby stopniowo wyjść na wierzch i wieść prym w wydarzeniach. Ziemkiewicz nie kryje się ze swoimi przekonaniami politycznymi i daje ich wyraz w powieści. Jeżeli uważaliście dziką Rosję ze "Śpiącej królewny" za małe przegięcie, uraczę was wiadomością, że tutaj pojawia się Wszechrosja z nieskrywanymi imperialistycznymi zakusami. Mimo iż w lekturze Polska przedstawiona jest jako kraj nie mający szans na wejście do Unii Europejskiej, spiski obejmujące zagraniczne mocarstwa mogą i dzisiaj budzić niepokój.
Muszę przyznać, że pisarz świetnie wykreował pogląd na sieć. Nadeszły czasy, gdzie każdy użytkownik ma stałe IP. Zwykłe ślęczenie przed monitorem jest już rzadkością. Teraz praktycznie każdy zakłada gogle, aby zanurzyć się w magiczny świat VR. Kataryniarze, posiadający zdecydowanie więcej możliwości, jak i umiejętności, mogą kreować otoczenie praktycznie bez ograniczeń, jeżeli znają odpowiednie komendy. Nie będę nawet próbował opisać warstwowości sieci, jaką wykreował Ziemkiewicz, powiem tylko – to trzeba przeczytać.
Podsumowując, ciężko jest mi ocenić tę książkę. Oba utwory niosą ze sobą naprawdę interesującą wartość merytoryczną. Problemem jest, że są odziane w nieco ciężkostrawną formę. Nic specjalnego w pierwszej historii czy mocno zagmatwane opisy drugiej sprawiły, że sporo czasu zajęło mi rozprawienie się z lekturą. Jednakże książkę polecę wszystkim, przede wszystkim dzięki świetnym opisom sieci w historii Roberta, a i jeszcze lepszemu zakończeniu powieści. W końcu Zajdel zobowiązuje.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz