Serce Kaeleer

4 minuty czytania

serce kaeleer, okładka

Zakończenie trylogii Czarnych Kamieni było przepiękne. Szczęśliwy koniec, który jednak miał swoją straszliwą cenę. Wszystkie demony, jak chociażby Andulvar Yaslana, odeszły, wielu Krwawych zginęło, a Jaenelle ledwo przeżyła. Wzruszający, zmuszający do refleksji, bardzo długo przewijał się w moich myślach, nieustannie tworząc nowe ścieżki rozwoju fabuły. Luki pozostawiono dokładnie tam, gdzie powinny się znaleźć, aby dać czytelnikowi pole do interpretacji. Wiadomość o tłumaczeniu kolejnej księgi zdumiała mnie więc niezmiernie. Dopiero gdy dowiedziałem się, że są to cztery opowiadania likwidujące pewne niedomówienia, pojawiła się również ciekawość. W końcu zawsze jestem gotów na taniec z Sadystą.

Pierwsza historia, pt. "Prządka Marzeń", jest bardzo krótka. Zaledwie kilkustronicowe opowiadanie robi początkowo dziwne wrażenie w stosunku do dość obszernej książki, liczącej około czterystu stron. Co niezwykłe, napisane jest stylem, którego w poprzednich częściach nie uświadczyliśmy. Prawdopodobnie w dłuższej formie niezbyt by się sprawdził, ale tutaj zdecydowanie zaintrygował. W skrócie fabuła obraca się wokół powstania Kamieni oraz końcu pewnej epoki. Marzenia mogą zostać bezpowrotnie utracone, chyba że ktoś nauczy się stawiać z nich sieci... Interesujący styl i treść, ale generalnie historia niewiele wnosi do wiadomości o świecie Czarnych Kamieni. Za to jako przystawka sprawdza się dobrze.

"Książę Ebon Rih" wypełnia w sumie dość istotną lukę pomiędzy "Dziedziczką Cieni" a "Królową Ciemności". Opowiadanie koncentruje się na tym, jak Lucivar poznał Marian oraz jak doszło do ożenku. Pomysł bardzo ciekawy, jako że postać dziewczyny dość niespodziewanie pojawiła się w trzecim tomie, do tego z synkiem, Daemonarem. Kobieta ta, będąca domową czarownicą, trafiła początkowo do domu Luthvian. Nietrudno się domyślić, że raczej nie miała ciepłego przyjęcia z jej strony. Różne perypetie prowadzą do tego, że kończy w domku Lucivara jako jego gospodyni. Początek historii prezentuje się wręcz wspaniale. Wprowadzenie postaci Frędzla – wilka będącego krewniakiem – dodaje elementy komediowe, przy których nie sposób się nie roześmiać. Niestety później zacząłem nabierać wrażenia, że cała akcja koncentruje się wokół problemu Lucivara z niemożnością dania upustu swojemu członkowi w seksie z Marian.

Pomysł na "Zuulaman" niezwykle mnie zaintrygował. W końcu mamy szansę dowiedzieć się więcej o przeszłości Wielkiego Lorda Piekła Saetana! W trylogii wspominano niejednokrotnie o tym, że Hekatah była tak do szpiku kości zła, że nie zawahała się poćwiartować swojego dziecka. Możemy teraz przyjrzeć się bliżej tej sprawie. Ledwo zacząłem czytać to opowiadanie, a już się skończyło. Fakt, było wciągające, ale ewidentnie czegoś tutaj zabrakło. Była to jedynie zachęta na więcej, które niestety nie nadeszło. Poznałem istotną historię z życia Wielkiego Lorda, ale to wszystko odbyło się po łebkach. Dziwi mnie dość mały udział Andulvara Yaslany w tej części książki, którego potencjał aż się prosił do wykorzystania.

Ostatnia historia, "Serce Kaeleer", budziła we mnie mieszane uczucia już przed przystąpieniem do przeczytania jej. Jest to kontynuacja wątku "Królowej Ciemności". Zawsze zastanawiałem się, po co próbować stworzyć coś więcej, jeżeli koniec był bliski ideału. Zaczynamy ponownie od problemu z genitaliami. Daemon zaczął miewać erotyczne sny o Jaenelle, ale wie, że nie może jej tknąć, gdyż nawet najmniejszy dotyk może ją zranić. Na domiar złego znana nam osoba, której tożsamości nie zdradzę, rozpuszcza plotki, iż Sadysta nie pozostał wierny damie swojego serca. Znając jego charakter można przewidywać, jak to wszystko skończy się dla mąciciela. Przyjaciołom Królowej nie daje spokoju również fakt, że wróciła z objęć śmierci odmieniona. Nie ma mocy, żeby nosić Hebanowy Kamień, a posiada nieznany nikomu Świt Zmierzchu. Fabuła dość luźno również koncentruje się na tym problemie. Spokoju nie daje mi fakt, że przecież straszliwa cena, jaką trzeba było zapłacić, oczyściła świat z wszelkiego brudu, który kaził świat w postaci Dorothei, Hekatah i im podobnych. Jak więc możliwe, że przeżyły osoby, będące kropka w kropkę jak wyżej wymienione osoby?

Poza pierwszym opowiadaniem, które jest zbyt krótkie, żeby coś istotnego można było zepsuć, ewidentnie coś nie zagrało. Czytając nieustannie miałem wrażenie – "Hej, to już przecież było!". Dzikie furie Książąt Wojowników, prastare oczy Jaenelle i intrygi okrutnych kobiet Krwawych. Znów musimy przechodzić przez nieporozumienia między Daemonem i jego Królową, dotyczące wiadomych spraw. Wydawało mi się też, że postacie uległy spłyceniu, jakby pani Bishop koncertowała sięserce kaeleer, okładka na konkretnych cechach, a nie ich wypadkowych. Sporo też seksu, co nie byłoby niczym złym, gdyby nie ucierpiała na tym reszta fabuły. Balans, który widzieliśmy w trzecim tomie trylogii, został zaburzony.

Okładka, jak zwykle, jest bardzo ładna, bez zbędnych ozdobników. W książce zmieniła się jedna rzecz pod względem technicznym. W trylogii przed każdym oddzielnym fragmentem mieliśmy informację, w jakiej krainie rozgrywa się akcja. Tym razem we wstępie po hierarchii Krwawych znalazł się wpis "Miejsca wymienione w opowiadaniach", natomiast już w samej książce pojawiają się jedynie numerki fragmentów. Moim zdaniem jest to minus, bo granica między krainami jest czasem ciężka do przeprowadzenia. W końcu na przykład taki Stołp znajduje się we wszystkich trzech.

Podsumowując, "Serce Kaeleer" nie jest produktem zbyt udanym. Jakby pod naciskiem fanów Anne Bishop przysiadła i napisała wszystko na kolanie przed telewizorem. Z drugiej strony nie mam złudzeń. Bardzo dobra trylogia sprawi, że nawet najbardziej niepochlebne recenzje nie odwrócą fanów od kupna kolejnej księgi. A ja nie mam zamiaru wam tego odradzać. W końcu to Czarne Kamienie i nawet gorzej napisane opowieści muszą zainteresować. I mimo wszystko faktycznie to robią. Zastanawiam się, jak wyglądają kolejne już tłumaczone dwie księgi. A wy ludzie, nie mający jeszcze styczności z tą serią... No słuchajcie, kto przy zdrowych zmysłach zaczyna taniec z Sadystą od czwartej księgi?

Dziękujemy wydawnictwu Initium za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
8.47 Średnia z 17 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Nie zgadzam się co do "Księcia Ebon Rihl" uważam że to najlepsze opowiadanie w czwartej księdze.
Po przeczytaniu twojej recenzji myślałam że głównym przesłaniem będzie "Nie można kogoś po prostu kochać jeśli wcześniej nie pójdzie się z nim do łóżka" Na szczęście opowiadanie okazało się nie seksistowskie (no może nie tak bardzo seksistowskie )
A co do czwartego opowiadania "serce kealeer" też mam mieszane uczucia. Dla mnie było trochę za mało Czarownicy. Ludzie w książce zachowują się tak jakby razem z Królową Ebon Askawi odeszła Czarownica. To bywa czasem irytujące.

Ogólnie książka całkiem dobra (szczególnie humor, wiele razy siedziałam i śmiałam się jak głupia do niej)
ale o klasę gorsza od Królowej Ciemności
0
·
Faktycznie, zbiór opowiadań dopełniający Trylogię Czarnych Kamieni pozostawia pewien niesmak. Być może gdyby wszystkie te informacje zostały od razu ujęte w książkach, robiłoby to lepsze wrażenie łącząc się z fabułą.
Humor rzeczywiście jest widoczny i dość częsty. Szczególnie odkąd pojawiają się krewniacy ze swoimi uwagami co do czesania ; ]
Po zakończeniu czytania z żalem odkryłem że z przyjemnością poczytałbym jeszcze kilka części tej powieści. "Królowa Ciemności" pozostawia pewien niesmak, a zakończenie jest zbudowane w taki sposób że chyba można żywić jakieś niewielkie nadzieję na to iż autorka jeszcze nas czymś zaskoczy.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...