"Preludia i nokturny" rozpoczynają wielokrotnie nagradzaną serię "Sandman". Niebawem jej ekranizacja trafi na Netfliksa, ale wcześniej warto poznać pierwowzór, który przez lata nic nie stracił na swojej sile. Opowieść o władcy snów jest fantasmagorią na najwyższym poziomie.
Morfeusz to jeden z siedmiorga Nieśmiertelnych – potężnych istot reprezentujących najważniejsze siły rządzące światem. Śmierć, Rozpacz, Maligna, Pożądanie, Zniszczenie, Los i wspomniany główny bohater serii, czyli Sen. Ostatni z nich zostaje schwytany przez śmiertelników za sprawą magicznego rytuału. Narusza to równowagę w królestwie snu i powoduje szereg reperkusji, takich jak częste koszmary, trudności z wysypianiem się czy śpiączki. Mija wiele lat i Sandmanowi w końcu udaje się uciec, ale powrót do dawnej roli pana snów nie będzie łatwy. Po pierwsze, protagonista jest osłabiony. Po drugie, utracił swoje atrybuty. Po trzecie, musi zmierzyć się z powstałym podczas jego nieobecności bałaganem.
W trakcie czytania komiksu Neila Gaimana dostałem pytanie, dlaczego zapoznaję się z nim już drugi raz. Rzeczywiście zdarza mi się to bardzo rzadko, bo ponowne lektury mają w sobie zbyt wyraźne poczucie déjà vu, a do tego liczba czekających na odkrycie nowości jest wręcz przytłaczająca. Niech to będzie najlepszą rekomendacją dla "Sandmana" – jest tak ciekawie napisany, że za kolejnym razem zapewnia nawet lepsze wrażenia niż za pierwszym. Mniej więcej wiedziałem, czego się spodziewać, miałem ułożony w głowie obraz dzieła i dlatego początki serii o Morfeuszu wydały mi się jeszcze bardziej harmonijne i uporządkowane – paradoksalnie inaczej niż ma się sytuacja bohatera.
Chcę przez to podkreślić przystępność "Preludiów i nokturnów". Ekspozycja świata i postaci idzie w parze z atrakcyjnym opowiadaniem, kojarzącym się z nocną porą i zawierającym elementy grozy, dramatu czy czarnego humoru. Co do ostatniego aspektu, należy wyróżnić zaskakująco szczerą rozmowę szaleńca z zakładniczką – mistrzostwo pokazujące rozeznanie scenarzysty w gatunkowych tropach. Kulturowa świadomość Gaimana i ukazywanie znanych motywów na nowo sięga także biblijnych historii (zupełnie inne, brutalne i smutne zarazem, spojrzenie na Kaina i Abla).
To dopiero początki, ale już na tym etapie świat "Sandmana" jest ogromny, a gościnny występ zalicza w nim John Constantine czy Lucyfer. Jednocześnie opowieść Morfeusza zachowuje swoją niezależność i oferuje też parę poruszających wątków pobocznych dotyczących szarych ludzi. Za pomocą kilku zdań jesteśmy zapoznawani z ludzkimi losami, na które wpływają potężne, wieczne istoty. W "Preludiach i nokturnach" udaje się łączyć rozmach i tajemnicę wszechrzeczy, nęcącą, oniryczną fantazję oraz przyziemne, minimalistyczne historie jednostek.
Najmocniejsze fragmenty są niczym wyjęte z koszmaru szukającego granicy, za którą nasz umysł powie "STOP". Mrocznie, z napięciem jak w thrillerze i szaleńczą grozą. Naprawdę podziwiam ułożenie tych wszystkich klocków przez Gaimana, jak i powołanie ich do życia przez ilustratorów, którzy potrafią zachwycić fantazją, przerazić okropieństwami i poruszyć emocjami na twarzach postaci. Czyli też łączą różne doznania, tyle że na stronie graficznej. "Sandman" to popis słowny i wizualny. Polecam go doświadczyć na własnej... wyobraźni. Może po lekturze przyśni wam się coś niezwykłego?
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz