"Y: Ostatni z mężczyzn" to najdłuższa seria Briana K. Vaughana. Liczy sobie 60 numerów, ale została już zakończona, w przeciwieństwie do "Sagi". "Saga" dalej trwa, a jej siódmy tom zawiera zeszyty z przedziału 37-42. Za kilka miesięcy powinna nastąpić polska premiera ósmej odsłony – tymczasem czytelnicy w USA oczekują już "dziewiątki". Dlatego najprawdopodobniej liczba 60 zeszytów zostanie przekroczona.
Co oznaczają te suche fakty? Po pierwsze – jeśli chcecie wsiąść do pociągu zwanego "kosmiczna rodzina" oraz spędzić w nim dramatyczne i zabawne chwile, to najlepiej zrobić to teraz. Im seria bardziej się rozrośnie, tym większe opory możecie mieć przed zabraniem się za jej czytanie. Choć może Vaughan zrobi psikusa i zakończy ją lada chwila, kto wie? Po drugie – istnieje ryzyko, że rozrywka w którymś momencie stanie się obowiązkiem – bo skoro się zaczęło, to przydałoby się skończyć. Jednak to ryzyko uważam za bardzo niskie, ponieważ scenarzysta wraz z ilustratorką Fioną Steples nadal dobrze sobie radzą. Wypracowano pewne rozwiązania fabularne, które póki co pozostają skuteczne. A może to nie rozwiązania, tylko schematy? Clou się nie zmienia – komiks czyta się z przyjemnością.
Bohaterowie wciąż uciekają przed wojną i pościgiem, a po drodze spotykają nowe osoby, które zasilają ich i tak różnorodną grupkę. Twórca mówi tu wprost: inność jest w porządku, zaś konflikty zbrojne pochłaniają mnóstwo ofiar – i w imię czego? Jeśli w postaciach jest trochę dobra, to prędzej czy później zaczynają zmieniać swoje nastawienie. To sprawia, że teraz od każdego ważnego charakteru oczekuje się przemiany. Nie stanięcia po drugiej stronie barykady, lecz zrozumienia, że obie strony mają wiele na sumieniu i żadnej z nich nie należy wspierać. Vaughan nie zmienia tej myśli, więc siódmy tom zaskakuje pod innymi względami.
Zaskakuje tragicznymi zwrotami akcji. Są szczęśliwe momenty, ale także smutne. Nawet jeśli na chwilę nastanie pewien spokój, to w końcu sytuacja musi się pogorszyć. "Saga" od początku tutaj przodowała – wzbudzała w czytającym wiele emocji. Najpierw wybudowała więź między odbiorcą a postaciami, żeby potem ten drżał o los ulubieńców – bowiem w świecie Alany i Marko jest sporo przemocy, śmierci i ogólnie zła. Niemniej tym razem nie udzieliły się tak mocne emocje, co było wyraźne zwłaszcza w jednym przypadku. Pewne zdarzenie przeszło bez właściwego echa.
Oczywiście nie zabrakło ostrych, intymnych scen oraz wulgarnych dialogów. Dlatego choć seria opowiada o rodzinie, to można polecić ją jedynie dorosłym. Dobrze, że ten charakter nie uległ zmianie, bo przecież za to też "Saga" zyskała wielu fanów. Do tego dzięki podobnym momentom postacie są nam bliższe. Mają rogi albo skrzydła, prawda, ale zdarza im się przeklinać i zareagować na coś czysto emocjonalnie. W tym również kryje się humor, choć jest go jakby mniej. Za to wcale nie mniej jest kwestii życiowych. Nie są szczególnie rozbudowane, lecz spełniają swoje zadanie. Książę Robot nabiera wiarygodności za sprawą nękających go koszmarów i wątpliwości, a dzieciństwo Hazel, choć przebiega w niebezpiecznych warunkach, okazuje się, cóż, normalne.
Fionę Staples także oceniam in plus. Ponownie udowadnia, że potrafi zawrzeć emocje w ilustracjach, subtelnie chwycić za serce wyrazem twarzy, a jednocześnie oddać niezwykłość świata i zaskoczyć drastycznymi scenami. "Saga" pozostaje więc tym, czym do tej pory była – bardzo dobrą serią o rodzinie, nieprzewidywalną, emocjonującą i z tomem kończącym się cliffhangerem, po którym natychmiast wypatruje się kontynuacji. Nikogo nie powinien dziwić jej sukces. Nawet bez formy z pierwszych tomów, to komiks godny polecenia.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz