Saga: Przekleństwo Cienia

3 minuty czytania

Internetowy crowdfunding to świetna sprawa dla niezależnych produkcji filmowych, jednak większy budżet nie stanowi od razu o sukcesie filmu, co widać także w hollywoodzkich tworach. Istotną rolę odgrywa tu pomysł, zwłaszcza w fantasy, gdzie widzowie wydają się bardziej wybredni. Niestety, "Saga: Przekleństwo Cienia" nie spełniła oczekiwań. Porównania do "Władcy Pierścieni", "Hobbita" czy "World of Warcraft", co robili sami twórcy, okazały się mocno na wyrost. To kolejna produkcja średnich lotów, dająca odrobinę przyjemności w oglądaniu.

W czasach gdy wojna między bogami zaczęła zyskiwać na sile, mało kto czuł się bezpiecznie, przemierzając krainy. Wtedy też zawiązano przymierze między ludźmi, elfami oraz krasnoludami, które zdołało zakończyć walki, zmuszając zastępy orków i mrocznych elfów do zapuszczenia się na pustkowia. Ów Zakon nie zdołał jednak odbudować ładu na świecie, gdyż prorocy i wieszczki ponownie zaczęli przepowiadać kres istnienia wszelkich ras za sprawą gromadzącego się źródła mroku na zachodzie i grupy fanatyków boga śmierci określających się mianem Cienia.

saga curse of the shadow

Główny wątek filmu, i jedyny jaki w nim występuje, można uznać za generyczny i wielce podobny do mnóstwa innych produkcji fantastycznych, jakkolwiek zapewne najwięcej inspiracji twórcy czerpali z "Władcy Pierścieni". Widać to już na wstępie, gdy narrator przedstawia krótki rys fabularny niczym Galadriela na początku trylogii. Tu także dochodzi do stworzenia dość różnorodnej drużyny złożonej z elfki, człowieka oraz orka, której celem jest powstrzymanie Cienia przed sprowadzeniem boga śmierci do świata śmiertelnych. Nawet same modele orków od razu wywołują skojarzenie z produkcją Petera Jacksona. Można powiedzieć, że mniej więcej w tych aspektach wolno doszukiwać się podobieństw, gdyż reszcie wykonania brakuje polotu.

W zamyśle fabuła filmu zapewne miała być utrzymana w stylu heroic fantasy i ociekać epickością, jednak do tego jeszcze długa droga. Cały film to przechodzenie z jednego starcia do kolejnego, bez dłuższego momentu na bliższe poznanie postaci, nie wspominając już o jakiejś głębi. A film przecież trwa ponad 110 minut, więc przypuszczalnie dałoby się pominąć kilka mniej istotnych wymian ciosów na rzecz szerszego przedstawienia uniwersum. Zwłaszcza, że co chwila w dialogach pojawiają się wymyślne nazwy kolejnych bogów, miejsc czy postaci, sugerując bardziej rozbudowany świat niż to, co zostało ukazane. Szczerze mówiąc, miałem nawet wrażenie, jakbym oglądał nie samodzielny film, a drugą bądź trzecią część tytułowej sagi. Po prostu czułem, jakby ominął mnie jakiś etap tej przygody.

saga curse of the shadow saga curse of the shadow

O grze aktorskiej nie można powiedzieć, że jest zła. Wszelkie przedstawione postaci były oparte na stereotypach. Jest tu pyszna elfia łowczyni nagród Nemyt, grana przez Danielle Churchran ("Haunt", "Osombie: The Axis of Evil Dead"), wyrachowany kleryk Keltus, w tej roli Richard McWilliams ("Dawn of the Dragonslayer") oraz honorowy ork Kullimon, w którego wcielił się Paul D. Hunt ("Osombie: The Axis of Evil Dead", "Snow Beast") – mało znani aktorzy powiązani głównie ze studiem Arrowstorm Entertainment, tym samym, które wyprodukowało "Sagę…". Nie można zarzucić im sztuczności w grze, ale nie wznieśli się oni na jakiekolwiek wyżyny. Zresztą nie mieli zbyt dużo okazji do wykazania się, skupiając uwagę na ciągłych starciach i akrobacjach. Właściwie jedynie komiczne wstawki w nieodpowiednim momencie mogą drażnić i rujnować atmosferę.

saga curse of the shadow

Zdecydowanie na plus filmu należy zaliczyć charakteryzację i rekwizyty, które cechowały się wysokim poziomem wykonania. Twórcy nie bardzo opierali się na komputerach, dzięki czemu uniknęli efektu sztuczności i kiczu. Na wielką pochwałę zasługuje również dobór scenerii i wykonane zdjęcia. Pustynne i klifowe widoki bardzo dobrze działają na wyobraźnię i idealnie wpisują się w klimat filmu. Jednak najbardziej urzekły mnie sekwencje sennych wizji kleryka przy komunikacji z wieszczką. Lekko powiewająca szyfonowa płachta świetnie podkreśla eteryczność kobiety i całego zajścia. A całość zamyka jej pusty wzrok i otaczające pustkowia. Scena, która wbija się w pamięć.

Niezależne produkcje są potrzebne współczesnej kinematografii, dając szansę na powiew świeżości na ekranie, a nie ciągłe przeżywanie tych samych przygód, zwłaszcza w fantastyce. Niestety, "Saga: Przekleństwo Cienia" nie jest tym filmem, który łamie bądź próbuje łamać jakiekolwiek standardy. Zbyt wiele w nim odwzorowań i powierzchowności, choć cieszy oko poszczególnymi kadrami. Jednak wciąż pozostaje czekać na produkcję heroic fantasy, która zmieni coś w tym wyeksploatowanym gatunku.

Ocena Game Exe
5
Ocena użytkowników
-- Średnia z 0 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...