Howard Phillips Lovecraft zapisał się w pamięci potomnych jako twórca mitologii Cthulhu. Jednak oprócz opisywania losów nieszczęśników, którzy zetknęli się z plugawym wpływem Wielkich Przedwiecznych i innymi makabrycznymi kreaturami, Samotnik z Providence spłodził ogromną ilość opowiadań innych gatunków. Niepowiązane z Cthulhu historie zostały zebrane w zbiór zatytułowany „Przyszła na Sarnath Zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne”, wydany przez wydawnictwo Vesper.
Tak samo jak we wcześniej recenzowanym przeze mnie tomie, zatytułowanym „Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści” zbiór otwierany jest przez opowiadania słabszej jakości. I co gorsza nie jest to jedno lub dwa opowiadania, ale aż pierwsze cztery, w tym tytułowe „Przyszła na Sarnath zagłada”. Opowiadanie „Grobowiec” posiada ładny wstęp, po którym następuje świetnie budujące napięcie rozwinięcie, zmarnowane chybionym punktem kulminacyjnym. Główny plot twist jest rozczarowujący, do niczego nie prowadzi. W przypadku pisarza niższej klasy takie zakończenie uszłoby, ale od mistrza, jakim niewątpliwie był Lovecraft, wymagam czegoś więcej. Na identyczną przypadłość cierpi też trzecie opowiadanie, „Biały Statek”. Świetny początek i rozwinięcie zepsute rozczarowującym zakończeniem. „Polaris” jest chaotyczny w negatywnym sensie i niezbyt ciekawy. Czwarte i ostatnie słabe opowiadanie, „Przyszła na Sarnath zagłada”, uwodzi pięknymi opisami, ale niczym nie zaskakuje czytelnika. Od pierwszych stron historia zmierza w przewidywalnym kierunku.
Ale koniec z narzekaniem. Przebrnęliśmy przez gorszą część książki, więc teraz możemy się rozkoszować 19 opowiadaniami godnymi nazwiska Lovecrafta przy ich tytule. O ile lubimy opowieści grozy, to opowiadania zawarte w zbiorze zawierają wszystko, co charakterystyczne dla prozy samotnika z Providence: erudycję, wspaniały styl, piękne opisy, makabrę i groteskę. Jak wspomniałem w pierwszym akapicie, Lovecraft pisał również opowiadania czysto fantastyczne i było dla mnie miłym przeżyciem poznać utwory nieprzesiąknięte Tolkienem (nie jestem oczywiście anty-fanem Tolkiena, ale 90% książek dostępnych na rynku jest jasno inspirowane jego prozą, co często wywołuje u mnie uczucie wtórności podczas lektury). Fantastyka w tym wydaniu przypomina stare baśnie („Ku nieznanemu Kadatch śniąca się wędrówka”) lub greckie mity („Inni Bogowie”). Znajdzie się też coś z pogranicza kryminału i świeże spojrzenie na postać wampira.
Do najlepszych opowiadań zaliczają się: „Reanimator Herberta Westa”, „Pod piramidami” oraz „Zgroza w Red Hook” (które notabene powinno być utworem tytułowym). W pierwszym poznajemy wyniki eksperymentów przeprowadzanych przez tytułowego Westa w celu pokonania śmierci. Historia przedstawiana jest z perspektywy jego bezimiennego asystenta (i przy okazji bohatera). To solidnie napisana historia, w której napięcie rośnie z każdą przewróconą stroną. Momenty najbardziej przepełnione grozą i makabrą są opisane zdawkowo, co zmusza naszą wyobraźnię do pracy. Co prawda z rytmu wybija streszczenie poprzedniego rozdziału na początku kolejnego. Wynika to ze sposobu publikowania opowiadania. Reanimator był drukowany w gazetach, co wymagało przypomnienia czytelnikom, co stało się wcześniej. „Pod piramidami” opisuje grozę, jaką spotkał w Egipcie podróżujący wraz z żoną Magik. Lekki wstęp usypia naszą czujność. Czytamy o przepełnionym orientalnym urokiem Kairze i o życiu jego mieszkańców. Spotkanie z tubylcami zmienia jednak postać rzeczy. Bohater jest zmuszony walczyć o życie w świecie żywcem wyjętym z egipskich mitów. Z każdą przewróconą stroną czuć coraz większą panikę i beznadzieję przepełniające głównego bohatera. Opowiadanie zakończone jest opisem egipskiego boga, tak makabrycznego, obrzydliwego i niepasującego do tej Ziemi, że tylko Lovecraft mógł go wymyślić (to samo dotyczy Lilith ze „Zgrozy w Red Hook”).
W ostatnim z moich ulubionych opowiadań poznajemy losy policjanta mającego nietypową fobię – przerażają go ceglane, wysokiego budowle. O ile mogłoby się wydawać, że to głupota, wspomnienia policjanta jasno wskazują, że przeszedł przez piekło. Powracając wraz z nim do wspomnień z tytułowego Red Hook, będziemy świadkami najgorszych ludzkich czynów. Morderstwa, ofiary z dzieci, handel żywym towarem, przywoływanie przebrzydłych demonów. Wszystko czyta się z wypiekami na twarzy i niesłabnącym zainteresowaniem (oraz grozą). Czy poza grozą znalazłem coś interesującego z innych dziedzin fantastyki? Oczywiście. „Inni bogowie”, „Ku nieznanemu Kadatch śniąca się wędrówka” i „Wędrówka Inarona” to poetycko piękne opowiadania, przepełnione baśniowym i nieuchwytnym klimatem czegoś innego. Dodatkowo w zbiorze zawarto felieton „Nadprzyrodzona groza w literaturze”, w którym Lovecraft rzetelnie opisał historię gatunku oraz wskazał źródła swojej inspiracji.
W mojej poprzedniej recenzji pochwaliłem tłumaczenie Macieja Płazy. Tutaj również spisał się znakomicie, ale mam jedną drobną uwagę. Parokrotnie natknąłem się na słowo diablo przy opisywaniu uczucia strachu. Wiem, że się czepiam, ale nie można by użyć diabelnie albo piekielnie? Diablo brzmi… gimbusiarsko. Oprócz tego pan Płaza odpowiedzialny był za wybór opowiadań, ich opracowanie oraz napisanie posłowia zatytułowanego „Lovecraft na nieczystej ziemi”. Opisano w nim sposób, w jaki Lovecraft szukał inspiracji i jak przerabiał utarte motywy na swój sposób, tworząc coś niespotykanego wcześniej. Nie wolno również zapomnieć o równie ważnej części książki, jaką są ilustracje wykonane przez Krzysztofa Wrońskiego. Wykonane z niesamowitym artyzmem i dokładnością uzmysławiają czytelnikowi ogrom i obrzydliwość twórczości Lovecrafta.
„Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne” mimo początkowych wad to wspaniały zbiór opowiadań, który powinien znaleźć się w bibliotece każdego fana horroru. Wszystkie opowiadania (poza pierwszą czwórką oczywiście) intrygują i wywołują napięcie. Nie zestarzały się ani na jotę.
Dziękujemy wydawnictwu Vesper za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz