Czytanie wciąż i wciąż utworów tych samych pisarzy może zrobić się na dłuższą metę nudne i uciążliwe. Toteż żeby uchronić się przed takim stanem rzeczy, warto od czasu do czasu sięgnąć po tekst debiutanta bądź zanurkować w odmęty fantastyki zagranicznej, odstawiając ulubionych autorów, aby później wrócić do nich z jeszcze większą werwą. Dodatkowo, otwierają się tu nowe możliwości – a nuż wśród tych "odskoczni" znajdzie się ktoś, kto na stałe wejdzie do zbioru literackich ulubieńców. Właśnie dzięki takiemu myśleniu w moje ręce trafił Profesjonalny Zwierzołak autorstwa Andrieja Bielanina i Galiny Czernajej.
Zaraz jak wszedłem w posiadanie tej książki, rozgorzała zacięta dyskusja na temat tytułu. Sprawa dotyczyła jego chwytliwości: zachęca do przeczytania powieści czy raczej ma niezamierzone działanie odwrotne na potencjalnego odbiorcę. Uważam, że jest na tyle intrygujący i wyróżniający się spośród innych pozycji na księgarnianych półkach, iż wywołuje raczej zainteresowanie, aniżeli niechęć. To z kolei wystarczy, żeby czytelnik wziął książkę do ręki, a zapewniam, że kto choć przeleci wzrokiem jej pierwsze zdania, nie wypuści powieści, aż nie dobrnie do ostatniej kropki.
Historia rozpoczyna się pewnego styczniowego wieczoru roku 2003. Niejaka Alina Safina, studiująca na drugim roku kulturoznawstwo, wraca samotnie do domu. Na jej twarzy rysuje się wyraz sfrustrowania, co jest wynikiem zawalonego chwilę wcześniej kolokwium. Niestety, naszej bohaterce nie będzie dane dojść w spokoju do mieszkania. Ni stąd, ni zowąd atakuje ją dzika, kudłata bestia – wilkołak, a z pomocą przychodzi przystojny Żyd i… gadający kocur. W trakcie zamieszania, Alina zostaje ukąszona przez potwora, co jest o tyle pechowe, że staje przed nią ponura perspektywa zamiany w zwierzołaka. Istnieje jednak nadzieja, o czym spieszą poinformować ją wybawcy.
Jak się okazuje, Żyd nie jest tak naprawdę Żydem, a Aleksem Orłowem, specagentem tajnej organizacji zwalczającej potwory. Partneruje mu agent 013, którego zdecydowanie nie można określić zwykłym gadającym kotem. Szczyci się bowiem tytułem profesora, a liczne barwne przydomki mogłyby zawstydzić niejednego herosa. Wybawcy zabierają Alinę do Bazy, głównej siedziby organizacji, tłumacząc jednocześnie, że jedyną deską ratunku pozostaje stworzenie surowicy, której składnikami mają być płyny ustrojowe specjalnie wyselekcjonowanych dziwadeł. Nie bez wahania studentka przystaje na propozycję współpracy. Zaczynają się łowy.
Obiektem polowań stają się potwory rozrzucone nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Dzięki zaawansowanym technologicznie urządzeniom, trójka bohaterów bez przeszkód dotrze do feudalnej Japonii oraz osiemnastowiecznej francuskiej wioski. Przyjdzie im również odwiedzić Eskimosów na Czukotce. Także dziewiętnastowieczna rosyjska wieś i szkocki zamek tego samego okresu nie pozostaną poza zasięgiem ich podróży. Żadna z wypraw nie będzie jednak wakacjami, a czasu na odpoczynek nie starczy, gdyż surowica musi być gotowa w ciągu miesiąca. W innym przypadku Alina zamieni się w bestię podobną tej, która ją ukąsiła.
Literacki tandem rosyjskiego pochodzenia oferuje nam opowieść pełną przygód, namiętności i rozterek, której, niemniej, nie można określić jako poważną. Nie mam tu, oczywiście, nic złego na myśli. Humor tryska z niemal każdego zdania. Należy zaznaczyć, że nie doszukałem się w Profesjonalnym Zwierzołaku momentów, w których żart byłby nachalny, skonstruowany na siłę, głupi bądź w jakikolwiek inny sposób męczący dla czytelnika. Autorzy bardzo umiejętnie operują gagami, których nie ma ani za dużo, ani za mało. Alina, jak przystało na studentkę naszych czasów, co rusz rzuca komentarzami nawiązującymi do współczesnych dzieł literatury i filmu. Nie zabraknie w powieści skojarzeń, zarówno tych oczywistych, jak i bardziej zawoalowanych, z Harrym Potterem, Melem Gibsonem z Walecznego Serca, Mistrzem i Małgorzatą Bułhakowa oraz wieloma innymi. Skoro już jestem przy formie powieści, to należy rzec parę słów na temat języka i stylistyki utworu. Nie wiem, ile tak naprawdę w polskim wydaniu jest oryginalnego Profesjonalnego Zwierzołaka, bo jak wiadomo, nie da się książki przetłumaczyć dosłownie. Ewa Białołęcka, która wzięła na swoje barki spolszczenie powieści, spisała się doskonale. Język jest barwny i łatwy w odbiorze. Obfituje w doskonale zarysowane opisy, tak więc nikt nie powinien mieć problemów z wyobrażeniem sobie aktualnych scenerii. Wartka akcja i humor, o którym już wspominałem, działają niczym magnez i nie pozwalają czytelnikowi oderwać się od lektury. Wspomnę jeszcze, że tłumaczka zamieściła w książce liczne przypisy, wyjaśniające niezrozumiałe dla niezaznajomionego ze wschodnią kulturą czytelnika określenia.
Wracając jeszcze do autorów, Andriej Bielanin jest jednym z czołowych rosyjskojęzycznych pisarzy zajmujących się fantastyką humorystyczną. Na swoim koncie ma około trzydziestu powieści, a ostatnio został nagrodzony medalem imienia Mikołaja Gogola za zasługi na rzecz kultury rosyjskiej. Galina Czernaja, z kolei, zadebiutowała w roku 2003 jako współautorka Profesjonalnego Zwierzołaka. Jej predyspozycje do pisania w lubianym na wschodzie stylu fantasy humorystycznej stały się naturalnym spoiwem łączącym ją z Bielaninem. Efektem ich wspólnej pracy jest cieszący się dużą popularnością pięciotomowy już cykl, który otwiera właśnie Profesjonalny Zwierzołak.
Książka to nie tylko zdania układające się w treść, lecz także okładka oraz ilustracje. Graficzna strona powieści prezentuje się dobrze, ale mam wrażenie, że trochę za bardzo kontrastuje z opowiadaną nam historią, a właściwie sposobem jej opowiadania. W tym momencie nie czepiam się okładki – została przejrzyście zaprojektowana i umiejętnie obrazuje jedną ze scen powieści. Natomiast ilustracje, autorstwa Tomasza Łukaszczyka, są zbyt agresywne jak na książkę, której celem jest rozbawienie czytelnika. Gwałtowna i niedbała kreska deformuje często przedstawiane postacie, co w połączeniu z nieocenzurowanym poziomem makabry może wzbudzić niepokój, zwłaszcza u młodszego odbiorcy. Żeby nie było, ilustracje bardzo mi się podobają, ale prędzej umieściłbym je w horrorze niż w tego typu powieści.
Przyszedł czas na podsumowanie powyższych treści. Andriej Bielanin i Galina Czernaja stworzyli czterystustronicową powieść pełną zaskakujących wydarzeń i nietuzinkowego humoru, która przy odpowiednim porcjowaniu powinna starczyć na parę smętnych i nieciekawych wieczorów jako środek rozweselający. Pomijając te nieszczęsne ilustracje, Profesjonalny Zwierzołak przerósł moje najśmielsze oczekiwania i jestem wdzięczny, że recenzowanie tej powieści przypadło w udziale właśnie mnie. Na zakończenie dodam, że po przeczytaniu książki poczułem niewysłowioną tęsknotę za Aliną, Aleksem i agentem 013. Już teraz brakuje mi ich przygód, więc pozostaje mieć nadzieję, że kolejne tomy cyklu zostaną również przetłumaczone i wkrótce ukażą się w sprzedaży. Ot, takie pobożne życzenie.
Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz