Nieuchronnie zbliża się koniec lata oraz – dla niektórych – wakacji, ale nie sposób się nudzić, ponieważ konwentowy kalendarz na to nie zważa: wypchany jest przeróżnymi imprezami, odbywającymi się niezależnie od aury pogodowej i rozsianymi po całej Polsce. Tym razem pojechałem do miasta zamieszkanego przez krasnale (kto by pomyślał, że jest ich już prawie 300!) na wyjątkowo długi konwent, który trwał aż pięć dni – od czwartku do poniedziałku. Oczywiście mowa tutaj o Polconie, wydarzeniu organizowanym każdego roku w innym mieście. Tym razem po raz kolejny miałem okazję odwiedzić Wrocław (i Halę Stulecia, gdzie zorganizowano konwent), żeby sprawdzić, jakie nowe teksty pojawiły się w literackim świecie polskiej fantastyki.

Tegoroczna edycja była przepełniona do granic możliwości różnymi atrakcjami, podzielonymi na dwanaście bloków tematycznych: od sali superbohaterów przez horror i grozę, a skończywszy na strefie Niuconu oraz Games Roomie. Mimo szczerych chęci przyciągnięcia waszej uwagi, nie sposób opisać i wymienić wszystkich interesujących paneli czy prelekcji tego pięciodniowego wydarzenia. Zresztą pewnie nikomu nie chciałoby się czytać takiej rozwlekłej relacji. Zamiast tego skupię się na rzeczach, o których warto wspomnieć oraz przez które Polcon był dla mnie – i pewnie dla wielu innych uczestników – atrakcyjny. Po pierwsze: pisarze. Miniony konwent odwiedziło mnóstwo polskich autorów (Kossakowska, Inglot, Sapkowski, Kosik), ale pojawiły się też znane nazwiska z zagranicy, między innymi Edward Lee, Jack Ketchum oraz Peter V. Brett, więc dla fantastycznych moli książkowych była to nie lada okazja do zdobycia autografów i zrobienia zdjęć z ulubionymi pisarzami. Po drugie – atmosfera na konwencie. Na każdym kroku można było zetknąć się z życzliwością i otwartością: dobrze wiedzą o tym osoby, które w pojedynkę przyjechały na konwent i były serdecznie zapraszane przez przypadkowo spotykanych konwentowiczów do uczestnictwa w LARP-ach albo do turniejów w Games Roomie – często były to zaproszenia na ostatnią chwilę, kiedy ludzie mieli już inne plany (sam zostałem zaproszony na LARPa, ale niestety musiałem odmówić). Oczywiście podobny klimat jest i na innych konwentach, więc nie jest to wyłącznie cecha Polconu, ale miło, że ludzie chętnie przygarniają pojedynczych przyjezdnych i wciągają do fandomu. Frekwencja na konwencie zdecydowanie dopisała, bo pojawiło się ponad 4500 osób – nie licząc organizatorów, obsługi oraz wystawców. Nie jest to wynik, który można porównać z Pyrkonem, ale bez wątpienia nie jest to mała liczba.

Według mnie dobrym pomysłem było zorganizowanie piątego dnia jako dnia otwartego, kiedy można wejść za darmo na teren imprezy. Niestety miało to jedną wadę: większość konwentowiczów jest przyzwyczajona do zakończenia imprezy w niedzielę, dlatego w poniedziałek niewiele osób zostało na terenie Hali Stulecia – może kolejne edycje zyskałyby na popularności, gdyby pierwszy dzień konwentu otworzyć dla gości? Oczywiście o ile nie był to jednorazowy zamysł. Minusem imprezy na pewno było zorganizowanie konkursu strojów daleko od Hali Stulecia. Ten punkt programu odbył się w Centrum „Impart”, które nie zostało zaznaczone na mapie z najważniejszymi punktami imprezy. Samo podanie adresu na kartce zawieszonej przy punkcie informacyjnym to zdecydowanie za mało, żeby wyjaśnić, jak tam trafić. Podczas Polconu usłyszałem rozmowę dwóch osób w strojach, które powątpiewały, czy ktoś przyjdzie na konkurs cosplay. Dlatego sądzę, że nawet osoby mieszkające we Wrocławiu mogły nie wiedzieć, jak dojść na miejsce, z powodu lakonicznego strzępu wiadomości dotyczących cosplayu. Następną wadą imprezy są różnice między tabelą a książką. W książce program jest podzielony na mniej bloków niż w tabeli, dlatego część punktów znalazła się w zupełnie innych blokach, co utrudniało ich znalezienie. Dobrym dodatkiem byłaby też informacja o godzinie rozpoczęcia poszczególnych punktów, zamieszczona w książce.
Na zakończenie chcę nawiązać do tego, co napisałem we wstępie. Warto przyjechać na Polcon, bo to idealny moment, żeby sprawdzić, co nowego piszczy w literackiej trawie. Mam tutaj na myśli dwie premiery debiutujących pisarek:
- „Zgnilizna” Siri Pettersen, czyli druga część Kruczych Pierścieni.
- „Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu” Anny Lange.
I przede wszystkim nominacje do nagrody Zajdla – są to opowiadania oraz powieści wydane w minionym roku, więc pewnie nie wszyscy zdołali się z nimi jeszcze zapoznać. Tym razem statuetki otrzymał Robert Wegner, za „Pamięć wszystkich słów” oraz „Milczenie owcy”, ale laureatowi śpiewanie szło niemrawo – wtajemniczeni wiedzą. Na sam koniec gali imienia Janusza Zajdla zapowiedziano następną edycję imprezy, która odbędzie się w Lublinie – jak myślicie, spotkamy się na miejscu?
Komentarze
Dodaj komentarz