Po „Pamięć ziemi” Orsona Scotta Carda sięgnąłem z bardzo prostego powodu – nie miałem jeszcze żadnego kontaktu z tym autorem. Słyszałem o nim sporo dobrego, co oczywiście wzbudziło moją ciekawość. Owszem, ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale też i często pierwszy stopień do fascynującej lektury i nowego ulubionego autora. Jak więc było z tym konkretnym pierwszym stopniem?
Z początku książka mocno mnie zaskoczyła. Otóż na pierwszych stronach znalazłem całkiem klarowną mapkę świata opowieści, dwa drzewa genealogiczne oraz zapisany sposób wymowy imion bohaterów. Daleko temu do wywodów Tolkiena z „Władcy pierścieni”, ale jest to miły i dość rzadki akcencik. Nie jest on bynajmniej dla ozdoby, przydał się przy lekturze. Zatem spory plus dla nowopoznanego autora za to!
Przystawki za mną, teraz danie główne. Książka toczy się 40 milionów lat w przyszłości na planecie zwanej Harmonia. Świat ten zamieszkują ludzie, którzy uciekli z Ziemi po tym, jak ją doszczętnie zdewastowali. Nad nimi czuwa byt zwany Nadduszą – sztuczna inteligencja, stworzona przez pierwszych osadników. Trzyma ona pieczę nad większością zaawansowanej technologii i ma wystarczającą moc, by wpływać na myśli ludzi. A to wszystko po to, by dać im czas oraz możliwości do samodzielnych zmian, uspokojenia, by nie powtórzyła się przeszłość. A gdy nadszedł czas, by skierować ludzi do domu, maszyna ma wątpliwości. I oczywiście potrzebuje pomocy garstki wybranych.
Jak widać, o ile świat jest ciekawy, o tyle fabuła początkowo nie poraża oryginalnością. Autor nadrabia to ciekawymi bohaterami, choć początkowo miałem o nich troszkę inne zdanie. Zwłaszcza o Nafai, 14-letnim chłopcu, który jest motorem napędowym akcji. Jest bardziej zmienny od niejednej kobiety: raz zgrywa twardego, by za chwilę być dzieckiem. Ale po przemyśleniach i odrobinie wspominania stwierdziłem, że jest to cholernie wiarygodny obraz nastolatka. Cała reszta obsady reprezentuje pewne standardowe rodzaje charakterów i robi to dobrze.
Stylowi autora także nie mam zbyt wiele do zarzucenia. Choć fabule chwilę zajmuje rozkręcenie się, to tempo jest odpowiednie, a ciąg wydarzeń dość logiczny. Autor nie przynudza i podtrzymuje uwagę czytelnika do końca, który oczywiście jest zawieszony w momencie odpowiednim do kontynuacji w kolejnym tomie. Jak pisałem, nie mam prawie nic do zarzucenia, ale też nie mam nic do pochwalenia. „Pamięć ziemi” to przykład solidnej, rzemieślniczej roboty, ale zarazem nic ponadto. Pod względem stylu i fabuły nie poraża, nie zaskakuje w żaden sposób, zarazem nie odpycha oraz nie zniechęca do dokończenia.
Podsumowując, jak na pierwszy kontakt z nowym autorem nie jest źle. Nie nudziłem się czytając tę książkę, ale też nie doznałem olśnienia czy poruszenia. Ot, kawał porządnej roboty, który zaciekawił mnie na tyle, by poznać ciąg dalszy. Moje nieśmiałe przypuszczenie jest takie, że wraz z kolejnymi tomami ocena końcowa będzie rosła. A jak na razie dobre 6,5.
Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz