Rammar i Balbok powracają! I jak zwykle z miejsca pakują się w kłopoty. Biorąc pod uwagę olbrzymi sukces "Powrotu orków", taki scenariusz był do przewidzenia. Nie żebym kręcił nosem – wprost przeciwnie! Michael Peinkofer po raz kolejny udowodnił, że co jak co, ale pisanie dobrych książek nie jest mu obce i rzucił czytelnika w wir przygód, przy których wyprawa tolkienowskiej Drużyny Pierścienia jest równie fascynująca, co wyjście do nocnego po colę i chipsy. "Odwet orków" to perełka w najczystszej postaci. Wspaniale napisana, nasycona zwalającym z nóg humorem i momentami tak wciągająca, że oderwanie się od niej można sobie policzyć jako niemały sukces. Przesadzam? Ani trochę!
Jak zapewne pamiętacie, w "Powrocie orków" Rammar i Balbok wyruszyli na poszukiwanie skradzionego czerepu dowódcy oddziału, do którego sami należeli. Piszę "należeli", ponieważ podczas rutynowego patrolu oddział ten miał pecha natknąć się na całkiem pokaźną liczbę gnomów i po krótkiej acz zaciętej walce nie zostało z niego nic godnego uwagi. Stratę kilku orków może i dałoby się jeszcze jakoś przeboleć, gdyby nie fakt, że podstępne gnomy ukradły w bitewnym zamieszaniu odciętą głowę zabitego wodza, uniemożliwiając tym samym godne odesłanie go do lepszego świata. Wina spadła oczywiście na jedynych ocalałych z pogromu (w tej roli właśnie Rammar i Balbok), którym nie pozostało nic innego, jak tylko chwycić za broń i ruszyć na poszukiwania brakującego fragmentu. Po drodze sprawy nieco się skomplikowały i w efekcie dwaj orkowie, dla których szczytem marzeń był powrót do bolboug i napełnienie brzuchów bru-millem, uratowali cały Ląd przed odradzającym się złem, przywrócili władzę w opuszczonym przez elfy Tirgas Lan i zostali bohaterami "mlecznogębych", jak sami zwykli nazywać ludzi. Wyobrażacie sobie większą potwarz dla złego do szpiku kości orka? Na szczęście były i jasne strony – część zagarniętego skarbu Tirgas Lan sprawiła, że po powrocie do rodzinnej wioski braci okrzyknięto nowymi wodzami. Od tamtej pory, w otoczeniu stosów błyszczących monet i szlachetnych kamieni, Rammar i Balbok na nowo odkrywali uroki życia – jedząc, pijąc i wysłuchując kiepskich pieśni na swą cześć. Jakiś czas później dają o sobie znać dawni znajomi, a konkretnie Corwyn, były łowca głów, oraz Alannah, elfia kapłanka – obecnie król i królowa odrodzonej stolicy dawnego imperium elfów. Mało tego! Powołując się na dawne przymierze, proszą orków o pomoc, dzięki której już raz pokonali zło w postaci mrocznego elfa, Margoka. Tym razem jednak chodzi o wroga znacznie potężniejszego, zagrażającego nie tylko młodemu królestwu Tirgas Lan, ale nawet Stęchłej Marchii – ojczyźnie obu bohaterów. Czy takim argumentom można się oprzeć?
Tak w skrócie prezentuje się zarys fabuły drugiego tomu przygód Rammara i Balboka. "Odwet orków", wydany ponownie nakładem wydawnictwa Red Horse, to czterysta siedemdziesiąt jeden stron świetnie napisanej opowieści, która śmiało może aspirować do jednej z najlepszych w historii gatunku. Z kolei wydanie samo w sobie zasługuje na najwyższą ocenę – zaczynając od bardzo ładnej ilustracji na okładce, przez ozdobne strony i starannie opracowaną mapkę, a na słowniczku orczej mowy i przepisie na posokowe piwo kończąc. Jeśli ktoś uważa to wszystko za zbędne dodatki, to chyba sam nie wie, ile traci. Dlaczego? Ano dlatego, że nic tak nie pomaga wczuć się w klimat powieści, jak nazwy rozdziałów pisane w orczym języku czy pełne opisy charakterystycznych dla orków zachowań, całkiem zasłużenie budzących lęk, odrazę, a często i śmiech wśród innych ras. Nie zapominajmy również o wybornym tłumaczeniu i mogącej stanowić wzór dla innych wydawców korekcie, które znacząco podnoszą wartość całej książki. Bez nich książka nie byłaby nawet w połowie tak interesująca.
Historia przedstawiona w "Odwecie orków" nie odbiega poziomem od tego, z czym spotkaliśmy się w pierwszej części. W dalszym ciągu towarzyszy nam specyficzne poczucie humoru, bez którego cała książka mogłaby przejść niezauważona. To właśnie wspomniany humor sprawia, że nie raz i nie dwa zdarzy wam się wybuchnąć głośnym śmiechem, a już na pewno głośno parsknąć, na co próżno liczyć czytając większość wydanych na polskim rynku książek. A najlepsze, że momentów, które przyprawią kąciki waszych ust o radosne drżenie, jest w tej książce od groma! Co się tyczy samej fabuły, to ponownie przyjdzie nam śledzić losy drużyny awanturników, która wyruszając na misję do dalekiego Kal Anar, ma za zadanie odnaleźć i zniszczyć źródło królewskich niepokojów, by na świecie raz jeszcze zapanowały prawo i sprawiedliwość. Oczywiście nie za darmo. Rammar nie byłby sobą, gdyby przed podjęciem decyzji nie zażądał odpowiedniej zapłaty za swój trud – w tym przypadku całego skarbca Tirgas Lan. Reszcie drużyny, a wśród niej krasnoludowi handlującemu kurtyzanami, dzikiemu barbarzyńcy z Lodowej Krainy, wprawionemu w rzucaniu sztyletami mordercy czy małemu, wiecznie rechoczącemu gnomowi, obiecano dla odmiany wolność, gdy tylko misja zakończy się sukcesem. Tak się bowiem ciekawie złożyło, że wszyscy oni w jakiś sposób narazili się nowemu królowi i teraz mają idealną okazję, by odpokutować swoje winy. W całej tej zbieraninie nie zabraknie również miejsca dla pewnego cwanego i wyrachowanego krasnoluda, doskonale znanego miłośnikom "Powrotu orków". Czy taka drużyna ma jakiekolwiek szanse w starciu z wrogiem, któremu służą nie tylko prastare bazyliszki, ale i nieumarłe hordy, i który może być starszy niż cały Ląd? Fabuła sama w sobie jest bardzo mocnym punktem całej książki. Niech was nie zmyli to, co pisałem wcześniej. Humor to w "Odwecie orków" zaledwie dodatek i choć rewelacyjnie uatrakcyjnia powieść, to właśnie dobrze skonstruowana i przemyślana historia jest tym, co sprawia, że z każdą przeczytaną stroną chce się wciąż więcej i więcej.
"Odwet orków" mogę podsumować krótko: REWELACJA! Od dawna nie było na polskim rynku książki, która w równie płynny sposób łączyłaby doskonałą fabułę z nietuzinkowym humorem, oryginalne postacie z wartką akcją, a przy tym pełnymi garściami czerpała z najlepszych dzieł klasyków gatunku literatury fantasy. Nie da się bowiem nie zauważyć podobieństw między najnowszym dziełem Peinkofera a np. "Władcą Pierścieni" J.R.R. Tolkiena. I jeśli to drugie możemy potraktować jako książkę-legendę, na której wzorowało się (i nadal wzoruje) wielu innych pisarzy, to "Odwet orków" za wzór powinni obrać sobie wszyscy, którym zależy na zgrabnym połączeniu klasycznego fantasy z potężną dawką humoru i nadaniu całości lekko prześmiewczego charakteru. W tym przypadku wszystkie mniej lub bardziej widoczne zapożyczenia są jedynie kolejnym z elementów decydującym o sukcesie książki, a to ze względu na sposób, w jaki zostały wykorzystane. Z całego serca polecam wszystkim tę wyjątkową książkę, a tych, którzy z Rammarem i Balbokiem stykają się po raz pierwszy, gorąco zachęcam do sięgnięcia po pierwszą część ich przygód. Nie pożałujecie!
Dziękujemy wydawnictwu Red Horse za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz