Wśród pisarzy nieczęsto trafia się interesująca persona. Nie pod względem charakteru, bo tego nie ocenisz po krótkiej notce biograficznej, ale z powodu prowadzenia takiego, a nie innego życia. Zbigniew Zborowski jest właśnie taką osobą. To reporter z zawodu i zamiłowania, który zwiedził Indie, Nepal, Pakistan i Chiny. Zajmował się przemytem z Berlina Zachodniego oraz był robotnikiem leśnym w Bieszczadach. Wciąż mało? W dawniejszych czasach możliwym było wziąć udział w tajnej akcji policji (oczywiście nie do końca legalnie...), porozmawiać z więźniem podejrzanym o morderstwo, wychylić kieliszka z mafiosem... Oczywiście sugeruje się, że autor brał udział w podobnych eskapadach, co po lekturze jego powieści, "Nowego drapieżnika", wydaje się bardzo prawdopodobne.
W Warszawie dochodzi do tajemniczego zabójstwa jednego z członków mafii. Gangsterzy biorą je za wypowiedzenie wojny i dążą do szybkiej zemsty w celu pokazania potencjalnej konkurencji, kto tu rządzi. Tymczasem stary gliniarz, Madejski, łączy sprawę ze śmiercią sprzed dwudziestu lat. Intuicja każe mu podjąć poważne śledztwo, mimo że pozostali nie dają wiary jego przypuszczeniom. Czytelnik jednak – wbrew tradycyjnemu przepisowi na kryminał – od początku wie, kto odpowiada za obie zbrodnie. To osoba, która może być kolejnym stadium ewolucji człowieka. W historii przed szereg wysuwa się jeszcze ambitna i młoda dziennikarka, szukająca szansy na wybicie się – z pewnością nie pomoże jej robienie sond wśród ludzi, dlatego zainteresuje się zdarzeniami, które niedługo rozegrają się na warszawskiej Pradze.
"Nowy drapieżnik" z niezwykłą dbałością o szczegóły przedstawia polskie realia XXI wieku (kiedy dzieje się akcja książki). Zbigniew Zborowski wplótł do tekstu kolokwializmy i wulgaryzmy. Nie ubarwia świata, prezentuje go takim, jaki jest. Media? Chcą się przebijać sensacjami. Policja? Nieidealna, nie zawsze kompetentna, nikt nie odgrywa Sherlocka Holmesa, a do odkrycia nowych tropów często przyczynia się łut szczęścia. Nie wiesz, co począć? Rzuć wszystko w diabły i wyjedź w Bieszczady... Polska rzeczywistość stanowi mocny atut książki. Szczególnie, że pisarz – jak na doświadczonego dziennikarza przystało – z werwą prowadzi czytelnika przez kolejne wydarzenia oraz serwuje wciągające opisy, które mają jeszcze bardziej uwydatnić polskość "Nowego drapieżnika", nie nudzą więc (jak w niektórych przypadkach). Ciekawe informacje padają zarówno z wyrazistych dialogów, jak i pozostałej treści.
Sam warszawski świat jest ukazywany z różnych perspektyw – może być niezłym elementem humorystycznym, ale też podkreślać brutalność opowiadanej historii. Ta zaś trzyma solidny poziom. Zabójcę znamy, więc fabuła nie polega na odkryciu jego tożsamości. Mamy do czynienia z czymś ciekawszym – niebezpieczną grą między policją, mafią oraz tytułowym drapieżnikiem, a każdy biorący w niej udział nie zna pełnych informacji, co wprowadza spore zamieszanie i powoduje nakręcające akcję komplikacje. Dlatego początek może nie powalać na kolana, lecz z czasem trudno nie ulec zaletom powieści i nie zostać porwanym przez pędzący coraz szybciej rozwój wydarzeń. Po drodze natkniemy się na mocniejsze, emocjonalne sceny (świat przestępczy jest tak brudny, że narrator nie musi go krytykować, żeby czytelnik nie dostrzegł w paru momentach jego wyraźnego zła) oraz przeżyjemy parę zaskoczeń.
Lubię ludzkich bohaterów, którzy mają swoje przywary i ewidentnie nie są doskonali. Zbigniew Zborowski przedstawia swoje postacie w preferowany przeze mnie sposób – również bez zbędnego upiększania. Madejski, jeden z najistotniejszych występujących charakterów, to alkoholik niedarzony przez swoich kolegów sympatią. Jednak to on przecież odgrywa ważną rolę w książce polskiego pisarza. Dziennikarka Iza? Jak to kobieta – jest lekceważona, a w swojej profesji musi wykazać się nie tylko inteligencją, ale wykorzystywać kobiece wdzięki, żeby uzyskać upragniony poklask. Co więcej – każdy ma mniejsze lub większe problemy. Zborowski nikogo nie oszczędza, choć najatrakcyjniejszym bohaterem czyni właśnie owego mordercę. Od pierwszej strony chce się poznać metody jego działania, życie, tajemnice, a później nawet zaczyna mu się kibicować w tej grze. Czy na pewno nierównej?
Jedyne, co mnie rozczarowało, to zakończenie. Trochę otwierające furtkę do ewentualnej kontynuacji, pozwalające na dywagacje, co będzie dalej – mnie akurat takie zwieńczenie nie przeszkadza. Tylko spodziewałem się zgoła innego potraktowania jednej z postaci. Owszem, autor świetnie zagrał na emocjach – ale czy potrzebnie? Kwestia upodobań, zarzutów żadnych nie mam. Po prostu wolałbym szczęśliwszy koniec. Moim zdaniem lepiej pasowałby do recenzowanej powieści.
Czym jest "Nowy drapieżnik"? Kryminałem, bo w końcu prowadzi się jakieś śledztwo, szuka się tropów, snuje domysły, a trupów nie brakuje. Sensacyjną powieścią? Pościgi czy strzelaniny również się pojawiają, zaś akcja potrafi w ułamku sekundy porwać swoją szybkością. S-f? Też. Przecież zdolności zabójcy wykraczają poza ludzkie możliwości, budzą u niektórych przerażenie i strach. Książka Zbigniewa Zborowskiego jest więc mieszanką tych różnych gatunków podlaną soczyście prawdziwym i wciągającym przedstawieniem polskich realiów. Niewiele znajdziecie takich na rynku.
Dziękujemy wydawnictwu Zysk i S-ka za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz