Serialowy "Iron Fist" został zmieszany z błotem, choć pojawiają się też opinie, że nie jest wcale tak zły, jak go przedstawia duża część widzów i krytyków. Gdyby jednak twórcy w większym stopniu zainspirowali się komiksem o Dannym Randzie wydanym u nas przez Muchę Comics, moglibyśmy otrzymać lepszą produkcję, ciekawie wykorzystującą korzenie głównej postaci.
Ed Brubaker i Matt Fraction, scenarzyści pierwszego tomu "Nieśmiertelnego Iron Fista", rozumieli potrzebę nawiązania do przeszłości bohatera. Skoro wykorzystuje on techniki kung-fu, uczył się w mistycznej krainie K'un-Lun, walczył ze smokiem, a przed sobą miał wielu poprzedników, warto by te wszystkie elementy potraktować jako atuty. W efekcie dostaliśmy egzotyczne dzieło, którego przerysowane, nadnaturalne aspekty składają się na atrakcyjną mieszankę. Dobrze, że twórcy nie odcięli się od tego, co czyni historię Danny'ego tak wyjątkową w porównaniu do innych komiksów z uniwersum Marvela.
Czuć jednak podobieństwa do pewnej serii – "Hawkeye". Nie bez powodu – przy obu pracowała dwójka tych samych ludzi: Matt Fraction i David Aja. Chociaż "Opowieść ostatniego Iron Fista" w paru momentach wypada patetycznie, dotykając kwestii potężnych mocy i ukazując fantastyczne postacie, to jej bohater jest sympatyczny i niecierpliwy. Owszem, kieruje dużą korporacją i dysponuje miliardami dolarów, ale potrafi rozładować napięcie swobodnym stylem i urokiem wynikającym z młodego wieku. Co do ilustracji – Dawid Aja tworzy charakterystyczne rysunki. Nie ma silenia się na przesadną widowiskowość, za to oglądamy sceny subtelnie tworzące mroczny klimat. Osobiście uwielbiam ten minimalizm, a także dynamikę starć, podczas których pokazywane są następujące po sobie sekwencje. To jednak nie koniec...
...ponieważ twórcy zabierają nas w przeszłość, krótko prezentując Iron Fistów z dawnych lat. To była doskonała okazja do urozmaicenia warstwy graficznej, bo zaglądamy do różnych okresów i miejsc. Przykładowo – na początku albumu widzimy Iron Fista z 1227 roku w azjatyckich rejonach namalowanych pogodnymi, ciepłymi barwami (przeważnie kolorystyka jest ciemna). Oczywiście strój wojownika odpowiada danym realiom, odbiegając od jego współczesnej wersji. Na końcu albumu możemy zapoznać się z komentarzem odnośnie rysowania tych kostiumów.
Ed Brubaker i Matt Fraction rozpoczynają wiele wątków, które mogą powodować niewielkie zmieszanie. Jest trochę informacji do przyswojenia, ale zarazem sporo niedopowiedzeń. Dzięki nim komiks staje się tajemniczy, niestety przy szybkiej akcji ta zaleta nie ma tak dużego znaczenia. Przydałoby się zwolnić i bardziej wykorzystać potencjał pozostałych postaci. Luke Cage, Misty Knight i Colleen Wing to trójka charyzmatycznych bohaterów odznaczających się dużą dozą humoru. Choć ich niewielka rola nie budzi sprzeciwu (w końcu to historia Iron Fista), to chciałoby się, żeby mieli większy udział w wydarzeniach. I tu też ważne są ilustracje – np. Misty z afro i w ciemnych okularach została ukazana w stylu retro (przypomina mi to "Cage'a"), zresztą podobne wrażenie wywołują pozostali Bohaterowie do wynajęcia. Przydałoby się więcej scen z nimi i Dannym, gdyż jest tu możliwość napisania ekscytujących interakcji.
"Opowieść ostatniego Iron Fista" to bardzo dobre rozpoczęcie serii – aczkolwiek z minusem, ponieważ wątkom i postaciom można było poświęcić więcej czasu. To tytuł, który był tworzony ze świadomością, na jakie akcenty należało położyć nacisk. W ten sposób powstał komiks z naturalnością i lekkością łączący sztuki walki, motywy niczym z chińskiego fantasy, świat superbohaterów oraz humor. Co ważne, właśnie od pierwszego tomu "Nieśmiertelnego Iron Fista" można zapoznawać się z losami Danny'ego Randa. Wcześniej tylko przydatna byłaby wiedza, czym jest konflikt między Tonym Starkiem a Kapitanem Ameryką ukazany w "Wojnie domowej".
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz