Mroczny Zbawiciel t.2

2 minuty czytania

Sześć miesięcy po premierze pierwszego tomu „Mrocznego Zbawiciela” na polski rynek trafiła jego kontynuacja. Z niecierpliwością czekałem na tę książkę. Tom pierwszy zauroczył mnie przedstawionym postapokaliptycznym światem, zaskoczył brutalnością i nie zadziwił bohaterem. Jaki jest tom drugi? O tym dowiecie się w tym tekście.

Nie będę tracić słów na przedstawienie wam pozszywańca R.C., ponieważ książka jest kontynuacją i główny bohater powinien być przez czytelników jako tako znany. Nad realiami także nie będę się specjalnie rozwodzić, gdyż nie uległy one zmianie. Nadal poruszamy się po zniszczonym świecie, dokładniej na terenach naszych południowych sąsiadów, gdzie ludzie koegzystują z demonami, bogami, devami i inną po-Krachową hołotą.

Parę słów o fabule. Tom drugi rozpoczyna się tam, gdzie kończy się pierwszy. R.C., zdobywszy kilka cennych informacji od Blacharza, wyrusza do Ostrawy w celu rozwikłania zagadki swojej przeszłości. Pierwsza połowa książki w znośnym tempie i dobrym stylu rozwija opowieść. Oczywiście Margaret od czasu do czasu rozpaćka komuś głowę na murze, a Kleszcze rozerwą niejedną klatkę piersiową, ale nie jest to nic nadzwyczajnego. W drugiej połowie następuje gwałtowne przyspieszenie, z marszu nagle przechodzimy w sprint. Wszystko staje na głowie, czytelnik jest bombardowany kolejnymi informacjami, raz za razem. I tak praktycznie do końca. Mówi się, że Žamboch nie oszczędza bohaterów swoich książek, co jest prawdą. Ale swoich czytelników oszczędza jeszcze mniej.

Każdy, kto przeczytał choć jedną książkę Žambocha, wie, w jakim stylu pisze autor. W drugim tomie Mrocznego Zbawiciela nie jest on inny. Język jest prosty, choć czasem zbyt ubogi. Jak wspominałem wcześniej, ostatnie kilkadziesiąt stron to istny sprint, jakby autor chciał jak najszybciej skończyć powieść. Odbiło się to oczywiście na stylu, który przez to stał się wręcz lakoniczny i bardzo oszczędny w słowach. Nieraz musiałem przeczytać dany fragment po dwa-trzy razy, żeby dokładnie zrozumieć, co się właściwie stało lub co autor miał na myśli. To największa wada tej książki.

Wydaniu nie mam nic do zarzucenia. W trakcie lektury nie zauważyłem brakujących przecinków ani innych błędów. Filipowi Myszkowskiemu ponownie należy się pochwała za ilustracje, w których uchwycił daną scenę w najlepszym momencie.

Podsumowując, „Mroczny Zbawiciel t.2” ma wszystkie elementy pozostałych książek Žambocha. Można powiedzieć, że jest wręcz schematyczny. Intrygująca i wciągająca fabuła – jest. Zwrot w fabule obracający wszystko o 180 stopni na ostatnich kilkudziesięciu stronach książki – obecny. Zgrabne i pociągające opakowanie, czyli zawartość 18+ w postaci krwawych walk i seksu – obecna. Wszystko napisane prostym językiem – jak najbardziej. Czy jest to udana kontynuacja? Generalnie tak, choć na ostatnich kilkudziesięciu stronach naprawdę można dostać zadyszki i pogubić się z powodu lakonicznych opisów. Po prostu zbyt wiele jest nam zaserwowane w zbyt krótkim czasie.

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
9.41 Średnia z 17 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...