"Kochana Anglio, bardzo przepraszamy za to, co zaraz zrobimy z twoją literaturą".
"Dziwne losy Jane Eyre" odebrałam jako całkiem sympatyczną, acz niekoniecznie porywającą powieść. Zdecydowanie bliżej mi do "Wichrowych wzgórz" innej z sióstr Brontë – więcej w nich klimatu i treści, opowieść o Jane Eyre wydała mi się nieco przegadana. Tak czy owak, od czasu do czasu chętnie sięgam po literaturę kobiecą sprzed kilku epok, szczególnym sentymentem zaś darzę właśnie tę angielską. Wszechobecne konwenanse dziś pewnie trochę śmieszą, ale jednocześnie jest spory urok w nieśmiałych i nieudolnych próbach zalotów, zwłaszcza kiedy czytelnik już dawno wie, że historia zakończy się przed ołtarzem, a tymczasem bohaterowie nie mają bladego pojęcia, co właściwie czują. Pięknym tłem dla tych opowieści są stare posiadłości czy też dworki, rozległe budowle otoczone imponującymi ogrodami, a dalej lasami czy wrzosowiskami. Tutaj odwiedziny u sąsiada stają się całodniową wyprawą, obwarowaną oczywiście szeregiem zasad. To zupełnie inny świat. Siostry Brontë, Jane Austen? Zawsze chętnie. Brodi Ashton, Cynthia Hand i Jodi Meadows? Właśnie ostatecznie upewniłam się, że niekoniecznie. Ale po kolei.