Metro 2033

4 minuty czytania

Mogłoby się zdawać, że koncepcja świata po nuklearnej zagładzie wyczerpała się ostatecznie. Kinematografia przyczyniła się do tego za sprawą takich produkcji jak "Mad Max", "Terminator" oraz wielu nowszych, zwykle o mniejszym znaczeniu dla gatunku. W literaturze najlepszy okres fantastyki postapokaliptycznej przypadał, co zrozumiałe, na lata "Zimnej Wojny", a także częściowo na przełom lat 70-tych i 80-tych. Ostatecznie, kropkę nad "i" postawiły gry komputerowe i fabularne – legendarna seria "Fallout", "Neuroshima" oraz "Deadlands".

Mogłoby się zdawać, że ponowne sięganie po tę tematykę dziś, w epoce pt. "wszystko już było", nie będzie niczym więcej, jak odgrzewaniem bardzo starego, radioaktywnego kotleta, który nie odpowiada standardom smaku współczesnego odbiorcy. Dmitry Glukhovsky zdołał udowodnić, jak bardzo błędne jest to przekonanie.

Jest rok 2033 – ulubiona przez fantastów "nieodległa przyszłość". Gdy kolejne zbrojenia oraz narastające napięcie między mocarstwami osiągnęły punkt krytyczny, stało się nieuniknione – paru ludzi nacisnęło kilka czerwonych guzików i cywilizacja zmieniła się w radioaktywny pył. Ostatnim miejscem, w którym żyją jeszcze ludzie, są tunele moskiewskiego metra, największego na świecie schronu przeciwatomowego. Jego mieszkańcy żyją w podziemnym, zdegenerowanym świecie, podzielonym na kolejne stacje, które na wzór miniaturowych miast-państw posiadają własne prawa i społeczności. Rzeczy takie, jak słońce, gwiazdy, życie na powierzchni czy Moskwa sprzed zagłady są opowieściami o niemal mitycznym charakterze, wspomnieniami starców oraz marzeniami młodych, którzy wychowali się w mroku tuneli.

Właśnie jeden z takich młodzieńców, chłopak imieniem Artem, będzie musiał wyruszyć w beznadziejną misję. Mieszkańcy metra, a zwłaszcza rodzimej stacji Artema – WOGNu, zmagają się bowiem nie tylko z brakiem podstawowych dóbr, wewnętrznymi konfliktami i radiacją, ale także z potworami zamieszkującymi zniszczoną powierzchnię, które nieznanym sposobem przedostają się do metra. Nie chodzi tu tylko o mutanty, takie jak dwugłowe psy lub inne "standardowe" wynaturzenia, lecz również o coś znacznie, znacznie bardziej przerażającego i mroczniejszego. W obliczu nowego koszmaru, nawet zahartowani strażnicy WOGNu okazują się bezradni. Ich jedyną, bardzo nikłą nadzieją, okazuje się legendarne Polis – stacja w samym sercu metra, żyjąca w opowieściach i plotkach jako jedyne miejsce, w którym kultura, nauka i człowieczeństwo przetrwały apokalipsę.

Przejście przez kolejne stacje i tunele moskiewskich podziemi jest zadaniem znacznie bardziej karkołomnym niż można by przypuszczać. Poszczególne stacje nękane są przez napady bandytów, mutantów, podziemnych istot o niezidentyfikowanym pochodzeniu, a niektóre nawet toczą między sobą regularne wojny. Niemal wszędzie do wejścia i wyjścia wymagane są rozmaite dokumenty, obowiązują inne prawa, mentalność, struktura społeczna, a także ustrój – od komunizmu, przez anarchię, po nazizm. Wiele tuneli uległo zniszczeniu, zdezaktualizowane mapy nie ostrzegają należycie przed przejściami zagrożonymi radiacją, a gdzieniegdzie zdarzają się paranormalne zjawiska rodem z horroru. Szanse na przeżycie w takiej rzeczywistości maleją z każdym stawianym przez głównego bohatera krokiem.

Oto moment, w którym zapytacie, cóż takiego wyróżnia powieść Glukhovskiego spośród innych jej podobnych? Przede wszystkim genialne połączenie fantastyki, "postapo" oraz horroru. "Metro 2033" to nie bieganie z kałachem i odstrzeliwanie czających się w ciemnościach "czarnobylskich mutasów", z przerwami na zachlewanie się w trupa przez maskę gazową, ale trzymająca w stale rosnącym napięciu opowieść o ludziach postawionych w obliczu najskrajniejszej z możliwych sytuacji. Autor doskonale ukazuje psychikę kolejnych postaci, prawdziwe oblicze człowieka wobec koszmaru, aż nazbyt często zdegenerowane i zezwierzęcone. Tempo akcji porywa, a zarazem nie przytłacza czytelnika. Czujemy ciążącą na Artemie presję czasu, razem z nim uciekamy przed nadnaturalnymi potwornościami, kryjącymi się w mroku widmowych stacji. Główny bohater okazuje się bardzo mocnym elementem powieści – przekonujący, naturalny, czasem nieporadny, z młodzieńczą naiwnością nie pasujący do ponurego, egoistycznego świata, zmierzającego ku ostatecznej zagładzie. Na jego drodze pojawiają się inne, równie dobrze skonstruowane postacie: tajemniczy Hunter, epizodyczny, milczący strażnik podziemnego azylu ludzkości, niesamowity Chan – mocarz, mag, myśliciel, prawdziwy drapieżnik wśród potworów metra i naprawdę wielu innych.

Zarówno pomysłowość, jak i warsztat pisarski Dmitryja Glukhovskiego łączą kolejne elementy "Metra" w jedną, spójną i imponującą całość. Dialogi, opisy, sceny walki oraz grozy, filozoficzne dywagacje postaci – wszystko to prezentuje bardzo wysoki poziom, angażując zarówno uwagę, jak i emocje czytelnika. Przedstawienie konfliktów między stacjami, obrazu Moskwy w wiele lat po zagładzie, wraz z niezliczonymi jej pułapkami, ostatecznie zaś dokładne zobrazowanie struktury metra i zaadaptowanie go na potrzeby stworzonego świata, ujmują koncepcją i jakością wykonania. Na końcu wspomnę o detalu, który szczególnie przypadł mi do gustu. Niektóre z najciekawszych, najbardziej poruszających i przerażających tajemnic "Metra", jak przeklęte podziemia Kremla, ostateczna prawda o Chanie czy niższe poziomy moskiewskich tuneli, autor pozostawił niedopowiedzianymi. To dość stary, nieco zapomniany zabieg, pozwalający tym elementom świata przedstawionego żyć i rozwijać się samodzielnie w wyobraźni czytelnika.

Wśród wszystkich zalet powieści Glukhovskiego tylko jedno niedociągnięcie rzucało mi się na myśl w trakcie lektury. Autor mógł położyć większy nacisk na szeroko pojęty survival, który w tej rzeczywistości odgrywa kluczową rolę. Co prawda, autor zwraca kilkukrotnie uwagę na kwestie związane z higieną, potrzebami biologicznymi czy dostępem do pożywienia, surowców, energii, itp., ale tworzą one jedynie tło dla historii, w której mogłyby (i powinny) stanowić meritum.

Nie zdradzając szczegółów, nie da się powiedzieć już więcej, by zachęcić tych, którzy nie czytali "Metra 2033", do bezzwłocznego sięgnięcia po tę książkę. Dmitry Glukhovsky zaprezentował powieść, której sukces ponownie zwraca uwagę na rosyjską literaturę fantasy i sci-fi. Czy dorównuje ona dziełom Bułhakowa lub braci Strugackich? Nie ma żadnego powodu, byście nie sprawdzili tego sami.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
9.39 Średnia z 14 ocen
Twoja ocena

Komentarze

1
·
Metra 2033 nie czytałem, ale w zeszłym roku na święta dostałem Metro 2033: Piter, książkę w tym samym uniwersum, jednak innego autorstwa. Ogólnie bardzo ciekawa koncepcja, pomysł niby banalny, ale czasem niewiele potrzeba do osiągnięcia sukcesu. Umieszczenie świata książki w metrze, które rządzi się własnymi prawami, gdzie cywilizacja robi spory krok wstecz, daje spore pole do manewru dla kolejnych twórców, do wymyślania kolejnych historii.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...