

Kontynuacja nie zawsze idealnie podtrzymuje ducha pierwowzoru, nawet w ramach jednej trylogii. Czasem jednak wynika to z naturalnego rozwoju wydarzeń.
"Pariasem", pierwszym tomem "Trylogii Przymierza Stali", byłem niezwykle zachwycony. Cóż mnie w nim urzekło? Przekonał do siebie udanym klimatem dark fantasy, jako żywo przywodzącym na myśl legendarną "Czarną Kompanię". Świat przesycony mrokiem i niejednoznacznością, fantastyka z magią owianą tajemnicą, nieraz budzącą grozę. Tak, byłem zachwycony i z niecierpliwością oczekiwałem tomu drugiego pod tytułem "Męczennik". Jak się z tym teraz czuję?
Odpowiem, że dwojako. Liczyłem na więcej. Pierwszy tom sprawnie dozował szczegółowość świata przedstawionego i akcję. W kontynuacji zaś dzieje się tak niekoniecznie, dostrzegam rodzaj dłużyzn. Pojawiają się intrygi polityczno-religijne, a może raczej po prostu polityczne, gdyż religia w tym świecie jest tylko jednym z narzędzi tej pierwszej, podobnie jak kształtowanie narracji i kreowanie poprzez niej rzeczywistości. Dużo tu również motywów batalistycznych, niewątpliwa konsekwencja wydarzeń poprzedniej części i wyborów głównego bohatera.