Łatwo być bogiem

3 minuty czytania

łatwo być bogiem, okładka

„Łatwo być bogiem” Roberta J. Szmidta to pierwszy tom serii „Pola dawno zapomnianych bitew”. Szybka akcja, wspaniali bohaterowie, nęcąca przyszłość – to możemy wywnioskować, czytając opis na tyle okładki. Czy prawdziwy? Jak najbardziej.

Fabuła rozgrywa się oczywiście w kosmosie, w XXIV wieku. Ludzkość opanowała kosmos, chociaż wiele galaktyk pozostało wciąż niezbadanych. Na samym początku poznajemy kadeta Nike, którego losy będziemy śledzić do pewnego momentu. Potem przerzucamy się na Henryana Święckiego, zwolnionego z kolonii karnej za zabójstwo oficera wyższego stopniem. Ludzie obserwują obce gatunki żyjące na odległej planecie, które są co prawda starsze niż my, ale o wiele mniej rozwinięte (jedna jest mniej więcej na etapie średniowiecza, a druga w epoce kamienia łupanego). Rząd skrupulatnie ukrywa obecność innych istot, zaś wszyscy pracownicy i wojskowi są zobowiązani do całkowitego milczenia.

Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem tak bardzo zafascynowany książką. Apetyt rośnie w miarę jedzenia – rano zacząłem czytać, wieczorem już skończyłem. Chciałem jak najdłużej delektować się powieścią, ale nic z tego – ilekroć próbowałem zwolnić, odłożyć na chwilę, zrobić coś innego – cały czas myślami byłem przy bohaterach. Z wypiekami na twarzy przewracałem kolejne strony, żeby ze zgrozą stwierdzić, że to już koniec.

A bohaterowie! Cóż to byli za ludzie! Każdy niesamowicie wyrazisty. Razem tworzyli doskonałą mieszankę, chociaż najbardziej polubiłem Henryana Święckiego – główną postać, sierżanta z upodobaniem do – w czasie jemu współczesnym – archaicznych powiedzonek, które dzisiaj uznalibyśmy za normalne. Warto też wspomnieć o imionach. Powstają one ze złączenia dwóch innych. Kiedy zobaczyłem pierwszy taki twór użyty w książce, a mianowicie „Monicatherine”, wydawało mi się, że to niezwykle nieoryginalne, ale z czasem wszystkie miana, na jakie trafiałem, dzieliłem na dwoje, aby się przekonać, z czego zostały stworzone – niejeden raz musiałem naprawdę porządnie się zastanowić.

Wielką frajdą było dla mnie odkrywanie wydarzeń, poznawanie fabuły. Ponieważ wiemy dokładnie tyle samo co główny bohater, a może nawet mniej, była to świetna zabawa. Więcej nawet, momentami wczuwałem się tak mocno, że wręcz miałem ochotę zabić postać, która stawała na drodze sierżantowi.

Czterysta stron z kawałkiem, czcionką trochę mniejszą niż zwykle – który z autorów potrafiłby utrzymać, z jednym wyjątkiem, o którym zaraz wspomnę, cały czas narastające tempo akcji? Naprawdę niewielu. Do tego elitarnego grona trafia również Robert Szmidt. Co więcej, wszystkie pędzące wydarzenia są okraszone dużą dozą humoru, co naprawdę umila czas spędzony nad lekturą.

Ów wyjątek jest dość specyficzny, bowiem często następuje „zmęczenie materiału”, czyli znaczące spowolnienie tempa akcji, a w rezultacie zainteresowanie czytelnika słabnie – otóż ten spadek uwagi odbiorcy następuje raczej na początku! Nie chciałbym zdradzić zbyt wielu wydarzeń, aby nie odebrać przyjemności z czytania, dlatego opiszę po prostu schemat, którym autor się kierował. Wstępnie poznajemy postacie, które będą obecne tylko na pierwszych kartach – przynajmniej w rozpoczynającym tomie. Do pewnego momentu śledzimy ich losy, a potem zmieniamy całkowicie punkt widzenia – to jest właśnie nasz główny bohater. Wydaje mi się, że przez to wtrącenie autor chciał wyjaśnić czytelnikom, jak ludzie natrafili na Obcych. Najważniejszym jest, aby przez chwilę się nie zniechęcać, przeczytać uważnie i dotrzeć do prawdziwej zabawy!

Bardzo przypadł mi też do gustu wątek filozoficzny. Sam tytuł już wiele mówi, a subtelne sugestie rzucane od czasu do czasu tylko zachęcają czytelnika do głębszego zastanowienia się nad sensem całej powieści. Kto zasługuje na zagładę? Czy człowiek może mieszać się w losy innych? Do czego mamy prawo, a co przekracza granice moralności? Te wszystkie pytania autor postawił w swojej powieści.

Podsumowując, nie żałuję czasu spędzonego nad lekturą. Na drobną wadę przymykam oko, zresztą pod koniec powieści już całkowicie o niej zapomniałem. Jednak gdyby nie ona, pewnie przyznałbym maksymalną ocenę. Odejmuję niewiele – zaledwie pół oczka. Mam tylko nadzieję, że Robert Szmidt nie spocznie na laurach. Oby napisał jak najszybciej kolejne części, jeszcze ciekawsze, jeszcze bardziej porywające i w końcu jeszcze lepsze – o ile to możliwe – od pierwszego tomu.

Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9.5
Ocena użytkowników
8.75 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...