- Co się dzieje? – zawołałem.
Mój ojciec stał bez ruchu z wybałuszonymi oczyma, niezdolny wydusić z siebie jednego słowa. Moja siostra Emaleth, niezliczeni wujowie i ciotki, dowódcy zaprzyjaźnionych twierdz i ich ludzie – wszyscy zamarli z tym samym wyrazem przerażenia na twarzach. Bicie bębnów stawało się coraz bardziej natarczywe. Zgrzytliwy jęk dud świdrował bezlitośnie uszy.
Zapach wyraźnie przybrał na sile. Ostatnim wysiłkiem udało mi się utrzymać na nogach. Gdy walczyłem, by nie upaść, w drzwiach sali pojawiła się grupa ludzi odzianych wyłącznie w czerń i biel.
Rozpoznałem ich surowe, pozbawione ozdób stroje. Dobrze wiedziałem, do kogo należą te sztywne białe kołnierze – to purytanie. Czy przyszli tutaj po to, by wypowiedzieć nam wojnę? Posuwali się naprzód zwartą gromadą, coś między sobą ukrywając. Zdawało mi się, że dudziarzy i uderzających w bębny ogarnia szał wywołany muzyką, podobny do transu, w którym się znajdowałem.
Chciałem krzyczeć: "Uważajcie! Protestanci!", lecz nie udało mi się złowić słów dryfujących poza zasięgiem moich strun głosowych. Zapach z każdą chwilą przybierał na sile.
Wreszcie czarno odziani mężowie rozwarli swoje szeregi i moim oczom ukazało się karłowate stworzenie płci żeńskiej, o zdeformowanym ziele, rozciągniętych w żabim uśmiechu ustach i płonących żywym ogniem oczach. Na plecach karlicy siedział szpetny garb.
- Taltos! Taltos! Taltos! – wrzasnęła, zbliżając się do mnie; zrozumiałem, że to z jej ciała dobywa się ów oszałamiający zapach! Kątem oka widziałem, jak Emaleth próbuje skoczyć w moją stronę, lecz ojciec złapał ją wpół, rzucił brutalnie na ziemię i trzymał, szamocącą się, w żelaznym uścisku.
Samica gnoma, odrażająca, zawzięta, o gorejącym spojrzeniu.
- Zaiste, lecz razem spłodzimy gigantów, mój rosły bracie, mój oblubieńcu! – zawołała, rozwierając szeroko ramiona. A równocześnie rozerwała okrywające ciało łachmany i ujrzałem jej wielkie, kuszące piersi, zwisające nad małym brzuszkiem.
Cudowna woń wciskała się poprzez moje nozdrza, dochodząc do samego mózgu; i oto, gdy mała wiedźma wlazła na stół i stanęła przed moimi oczyma, zdało mi się nagle, iż patrzę na wysoką, smukłą istotę niezrównanej piękności o kształtnych członkach i długich białych palcach dotykających pieszczotliwie mojej twarzy. Samica bez skazy mojego własnego gatunku.
- Nie, Ashlarze! – krzyknęła moja siostra.
Zaciśnięta w pięść dłoń mojego ojca błyskawicznie powędrowała w dół i ciało Emaleth z głuchym uderzeniem zwaliło się na posadzkę.
Przede mną stała promieniująca urodą kobieta. Jej złotorude włosy rosły na moich oczach, pełznąc w dół po nagich plecach i piersiach. Odrzuciła je, odsłaniając przede mną swoją nagość; jej dłonie ujęły ciężkie piersi, by zaraz je oswobodzić i powędrować w dół.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz