W ciągu mojego niedługiego życia nie wpadł mi jeszcze w ręce zbiór opowiadań, którego zawartość mógłbym jednoznacznie określić jako równą, trzymającą określony, wysoki poziom. Zdecydowanie trudno byłoby obdarzyć tym mianem "Krótki, szczęśliwy żywot brązowego oksforda", kompilację aż 25 najwcześniejszych krótkich utworów Philipa K. Dicka z lat 1947-1955. Jest to pierwszy z pięciu planowanych tomów zawierających opowieści pisarza. Czytając go, odbywamy niesamowitą podróż, jako że możemy poznać inspiracje autora oraz początki jego twórczości, zanim zabrał się za dłuższe formy przekazu.
Nie ma co ukrywać, że zbiór ten to prawdziwy rollercoaster. Wiadomo, że zdecydowana większość utworów obraca się wokół tematyki science-fiction, aczkolwiek jest tu również mały flirt z fantasy czy po prostu mieszanka wszystkiego. Nie będę ukrywał, że część opowiadań jest po prostu przeciętna, a treść niektórych zapomniałem niedługo po przeczytaniu. Nawet biorąc pod uwagę czas powstania, nie mogę się oprzeć, by nazwać niektóre utwory przewidywalnymi i zwyczajnie nudnymi. Z drugiej strony oznacza to oczywiście, że pozostała część czymś się wyróżnia. Niestety, żaden tekst nie okazał się w moich oczach wybitny. Czuć, że Dick stawiał pierwsze kroki w tym biznesie i dopiero wypracowywał swój styl.
Widać, iż autora bardzo interesowały komplikacje podróży w czasie, jako że naliczyłem kilka pozycji o tej tematyce. Najciekawszy wydaje się "Człowiek, który był zmienną" (według mnie również najlepsze opowiadanie zbioru). Trwająca wojna Terry z układem Proximy Centauri stanęła w impasie. Najnowocześniejsze komputery wyliczają w miarę równe szanse na zwycięstwo którejś ze stron, lecz stale z przewagą Centaura. Zupełnym przypadkiem do laboratorium zostaje ściągnięty człowiek z przeszłości, z początku XX wieku, i natychmiast ucieka z placówki. Jego pojawienie się w teraźniejszości zupełnie ogłupiło komputery, w związku z czym nie wiadomo, komu sprzyja wizyta nieoczekiwanego przybysza. Całkiem interesująca była również "Sonda przyszłości". W świecie przedstawionym sformułowano zasadę, iż nie można zaglądać w przyszłość, ponieważ nieodwracalnie zaburzy to aktualny przebieg wydarzeń. Oczywiście reguły sobie, a rząd sobie – skonstruowano odpowiedni wehikuł czasu oraz wysłano zwiad, nie ograniczając się do jednego razu. W konsekwencji w przyszłości widać tylko ruiny miast i ani jednego człowieka. Postanowiono więc wyprawić w ostatnią taką misję specjalistę, który ma wszystko naprawić. Oba opowiadania wciągają, zaskakują i sprawiają, że ponownie zastanawiamy się nad paradoksem podróży w czasie.
Część opowieści podpiąłbym pod kategorię podróży międzygwiezdnych. W "Dziele" kosmonauci trafiają na planetę po apokalipsie, z orbity której zostają zestrzeleni przez system obronny, czyli automatyczne działo broniące skarbów wymarłej cywilizacji. Co ciekawe, gdybym nie wiedział, kto jest autorem utworu, winiłbym za niego Lema, tak bardzo przypominał mi jego prozę. W innym opowiadaniu, "Pan Rakieta", naukowcy poszukują sposobu, aby skonstruować statek mogący przebić się przez obronny pas wokół Proximy. W tym celu podłączają odseparowany od ciała ludzki mózg do układu sterowniczego statku, co, jak nietrudno się domyślić, daje nieco nieoczekiwane rezultaty.
Póki co mamy tutaj pewien standard w gatunku s-f, ale przecież obiecałem wam rollercoaster! Z niecodziennych opowieści do gustu przypadły mi szczególnie dwie. "Roog" opowiada o psie, który regularnie co piątek rano warczy i szczeka na śmieciarzy (a przynajmniej tak wydaje się jego właścicielom). Biedny czworonóg próbuje ich tylko ostrzec nie przed ludźmi, ale Roogami, którzy się za nich podają i nie zabierają śmieci, lecz kolekcjonują ofiarę. Przepiękna wizja, stanowiąca ponadto jeden z najwcześniejszych utworów Dicka. Z kolei w "Gdzie kryje się wub" poznajemy tytułowe zwierzę, będące czymś w rodzaju marsjańskiej świni. Okazuje się, że posiada ona zdolność telepatii i potrafi dyskutować nawet o sprawach filozoficznych. Nie powstrzymuje to jednak kapitana statku gwiezdnego od prób zjedzenia jej... Przelotny mariaż pisarza z fantasy też wypadł nad wyraz zgrabnie. Otóż w "Królu elfów" pracownik stacji benzynowej w zabitej dechami wsi zostaje mianowany władcą tytułowych małych skrzatów. Nieco oszołomiony tym zdarzeniem, wyrusza z podopiecznymi na wojnę z trollami. Muszę przyznać, że podczas lektury przebiegło mi kilka ciarek po plecach i odczułem pewien niepokój.
Jak jednak mówiłem, część opowiadań jest zupełnie niepotrzebna. Zaliczyłbym do nich między innymi bardziej ponurą wizję "Toy Story", współczesną wersję opowieści o biblijnym Noem czy paradoks żaby, która nigdy nie osiągnie studni, bo z każdym skokiem zmniejsza się o połowę (what?). Również i tytułowa pozycja nie powala na kolana – brązowy oksford zostaje przypadkiem ożywiony w specjalnej maszynie, po czym urządza sobie hulanki oraz swawole. Ponadto dorzucę jeszcze do puli człowieka walczącego z armią owadów, próbujących przejąć świat (sam tytuł, "Zbędny", dokładnie pokazuje, jakie to opowiadanie jest) oraz współczesną wersję mitu o Zeusie płodzącym dzieci z Ziemiankami pod postacią zwierząt.
Podsumowując, ciężko jest mi wystawić jednoznaczną ocenę całemu zbiorowi. 6 kompletnie nieudanych opowiadań na 25 to całkiem sporo. Niemniej jednak można z woreczka wyciągnąć parę perełek, może nie jakichś wielkich i wartych fortunę, ale wystarczająco ładnych, aby się nimi zainteresować. Kilka ciekawych pomysłów powinno wystarczyć, aby zachęcić fanów Dicka do sięgnięcia po ten tom, jednakże pozostałym radziłbym się dwa razy zastanowić, czy nie lepiej poczekać na kolejną porcję opowiadań.
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz