Mówią, że to jak człowiek kończy, jest ważniejsze od tego, jak zaczyna. Trudno temu zaprzeczyć. Jednak początek również jest przydatny, pozwala na wyrobienie sobie dobrej pozycji i wpływa na odbiór późniejszych osiągnięć. Do takich rozważań skłoniła mnie debiutancka powieść Nicholasa Eamesa – "Królowie Wyldu".
Clay Cooper był niegdyś członkiem Sagi – najsłynniejszej drużyny najemników swych czasów. Ale to było kiedyś. Dzisiaj każdy z towarzyszy udał się w swoją stronę, postarzał się, starał się ustatkować. Kiedy do drzwi Claya stuka Gabriel, ich dawny przywódca, z prośbą o pomoc, początkowo Clay chce odmówić. Jednak w końcu decyduje się na podjęcie misji, którą wziąłby tylko głupiec lub szaleniec. Córka Gabriela, Rose, ugrzęzła na drugim końcu świata, w mieście obleganym przez chmarę potworów zwaną Hordą z Wyldu. By ją uratować, przyjaciele muszą raz jeszcze zebrać drużynę, przebrnąć przez najniebezpieczniejszy las na świecie i pokonać wojsko rodem z koszmaru. Podczas tej przeprawy będą stawiać czoło znanym i nieznanym niebezpieczeństwom. A to wszystko w imię dawnych więzi, ratowania świata i tego, czego każdy najemnik pragnie ponad wszystko – chwały, która przetrwa wieki.
Świat ukazany w książce nie należy do miejsc szczególnie przyjemnych. Członkowie Sagi poświęcili wiele wysiłku i czasu, by uczynić go lepszym. Wielokrotnie wspominają o potężnych monstrach, które pokonali. Gdy jednak przychodzi im go przemierzać po raz kolejny, nie są szczególnie zadowoleni z efektów. Choć ludzie są bezpieczniejsi niż kiedyś, to społeczeństwo zmieniło się w nieciekawy sposób. Pogoń za forsą, dyskryminacja rasowa i żądza krwawych rozrywek wielokrotnie przewijają się przez stronice. W tym świecie chwała jest iluzją, nikt jej nie ceni.
Bohaterowie to w zasadzie największy skarb tej opowieści. Członkowie Sagi mają za sobą wiele lat spoglądania śmierci w oczy i szukania chwały. Po ostatecznym rozpadzie drużyny każdy z nich udał się w swoją stronę, ścigając swoje marzenia oraz rozmyślając nad swoją przeszłością. Ich wyprawa ma szlachetny cel – pomoc przyjacielowi i ludziom – ale nie można zaprzeczyć, że patrzą na całą sprawę cynicznie. Doskonale wiedzą, jak małe są ich szanse. Dla nich to nie pierwszyzna.
Cynizm postaci i otaczającego ich świata ma doskonałe odzwierciedlenie w czarnym humorze, którego w książce jest naprawdę sporo. Niedorzeczne sytuacje i zgryźliwe komentarze pojawiają się bardzo często i łatwo wywołują salwy niekontrolowanego śmiechu, co zostaje również doprawione burzeniem czwartej ściany.
Miałem spore oczekiwania co do tej lektury. Rozczarowania nie było. Fabuła jest wciągająca, a bohaterowie mają wady, lecz dają się lubić. Rzadko zdarza mi się trafiać na tytuły, które są tak zabawne, a jednocześnie mroczne. Każdy, komu odpowiadają takie klimaty, powinien sięgnąć po "Królów Wyldu".
Dziękujemy wydawnictwu Rebis za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Użytkownik Gość_Thorot* dnia poniedziałek, 11 lutego 2019, 18:30 napisał
Kontynuacja istnieje, czy chociaż ma powstać, ale zgodnie z opisami ma ona być raczej niezależna.
Dodaj komentarz