Większość znanych ludziom książkowych serii składa się z trzech bądź czterech tomów. "Kroniki Wardstone", autorstwa pochodzącego z Anglii Josepha Delaneya, wyłamały się z powyższego schematu, bowiem nie tak dawno światło dzienne ujrzała ich siódma część pt. "Koszmar Stracharza". Jak zawsze w trakcie zajmowania się takimi cyklami, zadaję sobie ważne pytanie: "Czy autor będzie w stanie kolejny raz wymyślić frapującą historię, zdolną ponownie zaskoczyć czytelnika, czy wypalił się i dostaniemy książkę napisaną na siłę"?
Opowieść rozpoczyna się spokojnie; siódmy syn siódmego syna – Tom – powraca z Grecji do Chipenden wraz ze Stracharzem i Alice. Niestety, zamiast zastać związane z własnym miejscem zamieszkania ciepło i spokój, bohaterowie trafiają na czekającą już przykrą niespodziankę. Otóż Hrabstwo zmieniło się w trakcie ich nieobecności – ojczystą ziemię w najlepsze toczy rak potocznie zwany wojną. Jak by tego było mało, któryś z wysłanych przez wroga oddziałów natknął się na dom starego Gregorego i zrównał go z ziemią. Bohaterowie mogliby się z tym szybko pogodzić, gdyby nie fakt, że w środku znajdowała się pełna wartościowych, spisywanych przez lata książek biblioteka. Największy i najważniejszy skarb Stracharza zmienił się w kupę popiołu, a z całego zbioru ocalała tylko jedna pozycja. Uzupełniany z czasem Bestiariusz nie dał się strawić podłożonemu przez żołnierzy ogniowi. Ogarnięci rozpaczą bohaterowie nie mieli wyboru i siłą rzeczy zostali zmuszeni do ucieczki na sąsiednią wyspę zwaną Mona. Choć myśleli, że nie może być gorzej, tak właśnie było, ponieważ tuż po dobiciu do lądu los zmusił ich do porachowania kości któremuś z miejscowych żołnierzy, co sprowadziło na trop trójki cały oddział bezwzględnych łowców czarownic. Po przeprowadzeniu małego wywiadu środowiskowego dowiedzieli się, że na czele pościgu stoi szalony szaman, który samotnie włada wyspą. Niedługo po tym, jak Alice wpadła w ich ręce, Tom odkrył, że na tę samą wyspę niedawno przybyła Koścista Lizzie... Groźna czarownica wykorzystała okazję i uciekła z ogrodu Stracharza. Teraz, kiedy jest na wolności, pragnie nie tylko zdobyć władzę nad wyspą, ale przede wszystkim chce dorwać starego Gregorego i zemścić się za wszystkie krzywdy. Jak sami widzicie, autor przygotował dla nas godną uwagi mieszankę wybuchową, toteż nie pozostaje nam nic innego, jak porządnie zaciągnąć się naszykowaną lekturą.
Muszę przyznać, że taki pomysł na rozegranie zdarzeń sprawdził się w praktyce. Autor niejako serwuje nam powtórkę z wydarzeń, bowiem ponownie na kręgosłup fabuły składa się walka z tym samym wrogiem – Kościstą Lizzie – jednak w zupełnie innym miejscu i kompletnie innych okolicznościach. Dzięki temu czuć literacką świeżość. Ponieważ występujących bohaterów znamy od długiego czasu, bowiem towarzyszyliśmy im przy wielu wcześniejszych przygodach, Delaney nie opisuje ich zbyt dokładnie, zakładając tym samym, że żaden z czytelników nie rozpoczyna przygód z "Kronikami Wardstone" od siódmego tomu. Więcej uwagi poświęca nowemu miejscu akcji, gdyż na wyspę Mona trafiamy pierwszy raz.
Bardzo istotną rolę odgrywają w tym wszystkim niepozorne nazwy rozdziałów. Cóż w nich dziwnego? Nie trzeba za bardzo zagłębiać się w lekturę, by zwrócić uwagę, że autor z premedytacją nazwał je tak, by zabawiały naszą wyobraźnię i nasuwały nam na myśl nadchodzące wydarzenia. Sęk w tym, że bardzo często myślałem, iż zdarzy się coś dla mnie oczywistego, a tu, ku zdziwieniu, działa się rzecz kompletnie nieoczekiwana, ale też idealnie pasująca do nazwy rozdziału. Dzięki temu książkę czyta się bardzo przyjemnie. Warto podkreślić jeszcze pewną rzecz – Joseph Delaney nie boi się porażek głównych postaci, toteż nigdy nie możemy mieć pewności, że dana potyczka na pewno okaże się zwycięska. Takie popuszczenie literackich lejców zdecydowanie dodaje lekturze napięcia i nie pozwala, by czytelnik się uspokoił, a z czasem znudził kolejnymi zdarzeniami.
Książka jako produkt nie pozostawia wiele do życzenia. Błękitna okładka wykonana jest w podobnym stylu, jak wszystkie poprzednie części, nic więc dziwnego, że na samym jej środku figuruje Stracharz z uniesionym kijem i rozwiniętym srebrnym łańcuchem. Spoczywając w ręce wygląda nienachalnie i schludnie. Po jej otwarciu od razu widać na początku i końcu dwa "skrzydełka", na których zamieszczono fragment lektury oraz obrazki przedstawiające pozostałe tomy. Prócz tego w środku na wszystkich miłośników stracharskiego fachu czekają objaśnienia symboli starego Gregorego, którymi zaznacza pokonane Boginy, Duchy i Wiedźmy. Dalej zamieszczono krótkie opisy czwórki głównych bohaterów – Toma, Stracharza, Alice i mamy Toma – które w mig przypominają najistotniejsze informacje o nich samych. To jednak nie wszystko, ponieważ dodatkowo umieszczono tam mapę okolicy, w centrum której znajduje się dom Stracharza. Wystarczy dodać, że każdy rozdział rozpoczyna się od ciekawego rysunku, by zdać sobie sprawę, że Wydawnictwo Jaguar wykonało dobrą robotę. Jedynie można by ponarzekać na literówki, niemniej jednak nie mają one wpływu na ocenę ostateczną "Koszmaru Stracharza", także wspomnę o nich tylko tym zdaniem.
Jak można ocenić tę lekturę spisaną na 382 stronach, podzielonych na 30 rozdziałów? Na szczęście autor nie pozwala długo powątpiewać w swe literackie umiejętności, bowiem książka nie potrzebuje wiele czasu, by na dobre wciągnąć czytelnika. Niemniej ważny jest fakt, że Joseph Delaney utrzymał prezentowany dotąd poziom i napisał kolejną udaną partię przygód Toma, Stracharza i Alice. Jako że sama myśl o zastosowanym tu zakończeniu budzi emocje i wzmaga ciekawość, nie pozostaje mi nic innego, jak wyczekiwać kolejnego tomu. Tę część śmiało polecam!
Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz