Równanie Antyżycia? Jeśli nie stronicie od superbohaterszczyzny ta nazwa zapewne obiła się wam o uszy. Czas zatem cofnąć się o ponad trzy dekady i sięgnąć po – wprawdzie nie pierwszy, lecz jeden z istotniejszych – komiksów wykorzystujących ową formułę jako kluczowy punkt fabuły.
"Kosmiczna Odyseja" to kolejny tytuł wpisany w linię DC Deluxe wydawnictwa Egmont, którego premiera miała miejsce w końcówce lat 80. Niegdyś budząca strach formuła Antyżycia, która zniszczyła setki układów planetarnych, odeszła w zapomnienie. Do czasu gdy Darkseid, poszukujący nowych źródeł mocy mających pomóc w zaspokojeniu jego żądzy władzy, dostrzegł, że Antyżycie ponownie zagraża wszechświatowi. Aby powstrzymać niebezpieczeństwo, jest zmuszony szukać pomocy wśród superbohaterów.
W ostatnich latach Egmont sięgnął po kilka komiksów ze scenariuszem Jima Starlina, jednej z legend przemysłu komiksowego, który pracował dla obu gigantów: Marvela i DC. O trzech częściach kosmicznych przygód z Rękawicą Nieskończoności już pisałem i nieodmiennie je polecam również tym, którzy na ogół stronią od peleryniarzy. Z dorobku autora w DC na rynek trafił brutalny i wciągający "Batman: Sekta", a teraz także "Kosmiczna Odyseja". Skala wydarzeń jest w tym przypadku nieporównywalnie większa od "Sekty". Stawką jest cały wszechświat, a bohaterowie i nieomal boskie byty łączą siły z Darkseidem i nie tylko. Starlin nie opowiada tak wielowątkowej i wciągającej opowieści jak w "Rękawicy Nieskończoności" i jej kontynuacjach, ale ponownie tworzy udaną historię, osadzoną w kosmosie i odwołującą się do dzieł Jacka Kirby'ego. Co jakiś czas zaskakuje zwrotem akcji, całkiem przyzwoicie operuje pokaźną paletą postaci, choć korzysta przy tym z tego samego motywu, co w "Krucjacie Nieskończoności", gdzie również podzielił herosów na mniejsze (nie zawsze logicznie skonstruowane) grupy. Niemniej, to kolejny komiks, w którym Starlin poradził sobie z niełatwym przecież nawigowaniem pomiędzy kilkunastoma postaciami, nawet jeśli w paru miejscach poszedł na skróty. Z drugiej strony to kolejny komiks scenarzysty, w którym postacie – gdy należy uzasadnić ich bierność w momencie, kiedy inni zabierają się do czynów – po prostu "zbierają" lub "analizują" dane. Podobne lenistwo scenariopisarskie razi i przypomina o wieku "Kosmicznej Odysei".
Na okładce znalazło się nazwisko także innej legendy branży, a mianowicie Mike'a Mignoli. Odpowiada on bowiem za rysunki w omawianej pozycji, lecz warto zauważyć, że pracował nad "Kosmiczną Odyseją" jeszcze przed powołaniem do życia postaci Hellboya. Jego styl jeszcze się kształtował, choć już da się zauważyć pewne charakterystyczne cechy. Niemniej przytrafiło mu się też parę potknięć z mimiką czy proporcjami w kadrach.
"Kosmiczna Odyseja" to porządna, choć już odczuwalnie ramotkowata, superbohaterska przygoda, która mimo upływu lat może się podobać. Co prawda nie jest to ta sama klasa, co chociażby "Rękawica Nieskończoności" oraz kontynuacje, ale wciąż to tytuł, z którego można czerpać przyjemność i który pozwala spojrzeć na osławione Antyżycie z odmiennej perspektywy.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz