Liniowiec dolatywał do celu podróży.
Ekrany ścienne ożyły i wypełniła je zielonozłota tarcza Spathy, największej planety układu Multona. Tarcza gazowego olbrzyma pocięta była pasami o różnej jasności i natężeniu zieleni – to gigantyczne równikowe prądy wyznaczały kierunek ruchu atmosfery. W kilku miejscach ten porządek burzył się, pasy zieleni rwały się, zapętlały, tworząc wygięcia i wiry, a w okolicach biegunów struktura znikała zupełnie, ustępując miejsca zmiennym układom kolorów.
Wzdłuż równika Spathy ciągnął się pas cienia rzucany przez jej gigantyczne pierścienie. Na tle powierzchni planety widać było trzy księżyce. Daniel rozpoznał Dagę, mały glob, na którym znajdowała się baza wojskowa armii solarnej. Nieco dalej przesuwał się Kris, nie zamieszkany lodowy światek, na którym nie zbudowano nawet baz przeładunkowych ani punktów radiolokacyjnych. I wreszcie trzeci księżyc, wędrujący po torze najbliższym spathańskiego bieguna północnego. Daniel jak urzeczony patrzył na szarą powierzchnię, pokrytą gdzieniegdzie białymi łatami lodowców. Gdyby powiększyć obraz na monitorze i przybliżyć powierzchnię księżyca, to oczom obserwatora ukazałyby się też rzędy świateł i zielone owale stref biotycznych – widomy ślad ludzkiej działalności kolonizacyjnej. To był Tanto, ojczysty świat przodków Daniela, świat, z którego Dirk Bondaree uciekł, by wracając na niego – zginąć.
Na tarczę Spathy z dolnej krawędzi ekranu wypełzł kolejny owalny cień. Był coraz większy, zaczął już przesłaniać pierścienie, Tanto i Krisa. W chwilę potem na ekranie pojawiła się krawędź największego księżyca Spathy, Holbaina. Holbain miał promień niemal sześciu tysięcy kilometrów, co oznaczało, że był większy niż najbliższa gwieździe planeta układu – Tachi, a tylko niewiele mniejszy niż planeta najdalsza – Klewang.
Na Holbainie znajdowała się najliczniejsza w układzie Multona, jeśli nie liczyć samego Gladiusa, kolonia ludzka. Wybór tego właśnie księżyca jako największej placówki w strefie planet zewnętrznych, wydawał się oczywisty. Atmosfera księżyca miała ciśnienie tylko kilkakrotnie mniejsze od gladiańskiego, zapewniała też utrzymywanie się na powierzchni planety temperatury w przedziale od minus stu do minus pięćdziesięciu stopni Celsjusza. Tak korzystne warunki umożliwiały budowanie standardowych zespołów kolonizacyjnych: miast, stref rolniczych, kopuł regulacyjnych biocenozy. Kilka dodatkowych korzystnych czynników, na przykład aktywność geotermiczna skorupy, ułatwiło zaprojektowanie długofalowych działań ekoinżynieryjnych, mających w przyszłości dostosować warunki naturalne Holbaina do ludzkich wymagań.
Na stałe mieszkało tu blisko trzysta tysięcy ludzi, drugie tyle przebywało czasowo: pełniąc służbę, załatwiając interesy, szukając mocnych wrażeń. Większość mieszkańców i rezydentów była obywatelami gladiańskimi, z takim samym odsetkiem uprawnionych do głosowania elektorów, jak na macierzystej planecie. Miała więc tu swoje przedstawicielstwa Rada Elektorów, utrzymywała placówki armia i policja. W ciągu ostatnich lat na Holbainie zrobiło się tłoczno. Przeniosło się tu wiele firm i bogatych ludzi, uciekających z Gladiusa przed korgardzkim zagrożeniem. Nawet intensywna rozbudowa bazy nie wystarczyła, by znaleźć miejsce dla wszystkich chętnych. Holbain był też ośrodkiem handlowym i przemysłowym. Pracowały na nim gigantyczne przetwórnie substancji organicznych pozyskiwanych w atmosferze Spathy. Prowadzono zakrojone na szeroką skalę operacje ekoinżynierskie. Holbain stanowił też port dla trawlerów górniczych – gigantycznych statków kosmicznych operujących w Pasie Flamberga. Pozyskane tam surowce przetwarzano do postaci, w której w miarę tanio można było przetransportować je do gladiańskich fabryk orbitalnych. Przemysł Holbaina pracował też na potrzeby innych kolonii rozlokowanych na księżycach Spathy, a także drugiego gazowego olbrzyma – Machairy. Oprócz obywateli Gladiusa na Holbainie żyli tak zwani Wolni Ludzie. Byli to przedstawiciele klanów religijnych i sportowych, takich jak Rzeźbiarze Pierścieni czy Lotniarze, mających w Dominium Solarnym specjalne statusy. Mieszkali tu także, tworząc małe kolonie, osadnicy ze społeczności, które wykupiły sobie niezależność od Rady Elektorów, tak jak w swoim czasie przodkowie Gladian od rządu solarnego. Z takiej właśnie grupy wywodził się ojciec Daniela.
Na Holbainie znajdowały się też zespoły mocy dla anten transmisyjnych, utrzymujących ciągłą łączność z odległą od Multona o cztery miesiące świetlne stacją łączności hiperprzestrzennej.
Daniel nie wątpił, że znajduje się tu również pokaźna liczba solarnych kapusiów. Kiedy pilot liniowca poinformował o zbliżającym się lądowaniu, Bondaree odruchowo poprawił ukryty pod kombinezonem paralizer.
Lądownik promu łagodnie osiadł na ziemi. Daniel mógł obserwować, jak do rakiety podjeżdżają dwa transportery – szerokie, pękate pojazdy na gąsienicach. Z ich kadłubów wysunęły się wielkie łapy chwytaków i tarcze generatorów pola. Mechaniczne i siłowe kleszcze pochwyciły kadłub lądownika i uniosły go w górę. Transportery powoli ruszyły ku pobliskim wrotom śluzy. Daniel mógł spokojnie obejrzeć krajobraz holbaińskiego dnia. Pełny obrót księżyca wokół własnej osi trwał osiem godzin. Dzień, czyli czas, kiedy jego powierzchnię oświetlała tarcza Spathy – cztery godziny. Oczywiście, nigdy nie było tu tak jasno, jak na Gladiusie. Gazowy olbrzym świecił zimnym, zielonym blaskiem wydobywającym z ciemności kształty, pozbawione jednak głębi barw, odcieni i perspektywy. Jakby nad gigantycznym boiskiem zapalono w nocy lampę. Widać przeciwników, piłkę i bramki, da się grać. Ale jednocześnie każdy widz odniesie wrażenie, że część kolorów wypłowiała i że zniknęły subtelności przenikania się barw, nakładania cieni i odbić. Wrażenie to było wzmocnione przez sztuczne światło latarń i zieloną, fosforyczną łunę unoszącą się nad polami genetycznie zaprojektowanych, świecących roślin.
Ciążenie na Holbainie było o połowę mniejsze niż na Gladiusie, co Daniel wyczuł od razu po wylądowaniu. Obsługa promu zaproponowała specjalne wkładki dociążające, ale zrezygnował z tego udogodnienia. Jego organizm był przygotowany do dawania sobie rady zarówno z wielkimi przeciążeniami, jak i nieważkością.
Transportery wprowadziły lądownik do wielkiej śluzy. Kiedy zamknęły się jej wrota zewnętrzne, do komory zaczęto tłoczyć powietrze. Cała procedura zajęła blisko dwie godziny. Dopiero po tym czasie zezwolono przyjezdnym na otwarcie statku i zejście na płytę lądowiska.
Wokół rakiety pojawiło się nagle całe stado samobieżnych krzeseł, które wyroiły się z jakiegoś niewidocznego dla przybyszów ula. Każde namawiało do skorzystania z jego usług – zapewniało dogodny transport do stanowiska odpraw, jak i później przy poruszaniu się po mieście. Daniel przywołał jedno z krzesełek. Wsunął w szczelinę taksometru swoją kartę identyfikacyjną. Aparat przyjął ją, podrygując, jakby był zwierzęciem, któremu trafił się szczególnie smakowity kąsek.
– Potwierdzam przyjęcie karty. Proszę wsunąć bagaż – fotel odwrócił się tyłem do Daniela, a jego powierzchnia otworzyła się, ukazując skrytkę. Daniel wstawił tam swoją walizeczkę.
– Proszę siadać – zaprosił grzecznie fotel. – Pierwszy kurs bezpłatny i obowiązkowy prowadzi do stanowiska odpraw.
Kiedy Daniel usiadł na fotelu, ten natychmiast wypluł z poręczy pasy ochronne i miękko przeprofilował swoje oparcie, dostosowując się do sylwetki i wzrostu pasażera. Nabierając prędkości, pomknął jednym z prowadzących do śluzy korytarzy. Daniel zobaczył, że reszta pasażerów albo jeszcze konwersuje z fotelami albo właśnie pakuje bagaże. Miał więc szansę szybko załatwić odprawę.
Mimo że Holbain formalnie stanowił część gladiańskiego państwa, istniały pewne różnice prawne, nie mówiąc o obyczajowych. Ludzie przybywający na planetę byli poddawani dość surowym badaniom, ściśle też kontrolowano przywożone przez nich rzeczy. Wszystko to miało oczywiście związek z bezpieczeństwem kolonii. Centralne miasto Holbaina, połączone z nim osiedla satelitarne i niezależne obiekty były cienką pianą życia na powierzchni niegościnnego świata. Istniały tysiące czynników, które mogły poważnie zaszkodzić kolonii – czy to konstrukcji kopuł odcinających ludzi od mrozu i zabójczej atmosfery, czy to delikatnej równowadze ekologicznej świata w tych kopułach. Atak terrorystyczny mógł zagrozić życiu dziesiątek tysięcy ludzi. W przeszłości zdarzyło się kilka prób takich spektakularnych akcji. Przestępcy chcieli zniszczyć kopuły, systemy podtrzymywania życia lub fabryki klonowanej żywności.
Kolonii mogła też zaszkodzić zwykła nieostrożność czy niefrasobliwość, na przykład przypadkowe zatrucie wody wykorzystywanej na stacji w obiegu zamkniętym. Na Holbainie nie mogli przebywać chorzy na nieuleczalne choroby zakaźne. Starano się też ograniczyć długotrwały pobyt dzieci – wielu mieszkańców Księżyca decydowało się na rodzenie lub zamawianie dzieci na Gladiusie, w obawie przed negatywnym wpływem niskiej grawitacji i braku słonecznego światła.
Dodatkowe ograniczenia wprowadzono w ostatnich latach w związku z napływem emigrantów z Gladiusa.
Fotel Daniela powoli przesuwał się wąskim korytarzem, podążając za kilkoma innymi pojazdami. Droga opadała spiralnie, kilkakrotnie prowadząc przez komory śluz awaryjnych. Lądowisko znajdowało się na powierzchni księżyca, miasto sto metrów niżej. Każdy tunel prowadzący do wnętrza osiedla zabezpieczano dublowaniem różnorakich blokad – od barier siłowych, przez potężne wrota poruszane dźwigarami hudraulicznymi, po zwykłe, szczelne drzwi zamykane ręcznym pokrętłem.
W końcu Daniel zobaczył, że korytarz rozgałęzia się na kilkadziesiąt wąskich boksów, zamkniętych stalowymi drzwiami. Co chwila któraś komora otwierała się, przyjmując do wnętrza fotel wraz z pasażerem.
Pojazd Daniela wpłynął do jednej z kabin. Była nieduża, taka akurat, by zmieściło się w niej krzesło na kółkach i by pasażer mógł stanąć obok, nie waląc głową w sufit.
Ściany pomieszczenia były stalowoszare. Obok Daniela, na wysokości pasa, znajdowała się półeczka, na której leżała klawiatura, rękawice i hełm oraz końcówka czipowa sprzęgu bezpośredniego. Gdy tylko dotknął klawiatury, ze ściany nad półką wysunął się ekran.
– Witamy na Holbainie – na ekranie wykwitła fontanna kolorów, z której po chwili wychynęła animowana kula księżyca. – Jesteśmy zmuszeni poinformować cię, że na naszej planecie obowiązują ograniczenia Karty Praw obywateli Gladiusa. Szczegółowy wykaz różnic otrzymasz na żądanie. Żeby wejść na teren kolonii Holbain, musisz poddać się procedurom kontrolnym, naruszającym twoją wolność osobistą. Czy wyrażasz na to zgodę?
Na krawędzi półeczki zalśnił napis: „Przyłóż tu palec”.
– Wyrażam zgodę – powiedział Daniel celując opuszkiem kciuka we wskazane miejsce. Poczuł, że dotyka ciepłego metalu.
– Włóż swój identyfikator do czytnika – instruował dalej automat. Na takie dictum krzesło wypluło z siebie kartę Daniela. Zanim wsunął ją do szczeliny czytnika, zdążył sprawdzić, że fotel, zgodnie z obietnicą, za dotychczasową usługę nie pobrał jeszcze ani kredytki. Daniel nie wątpił, że usłużny mebel odbije sobie potem tę inwestycję z nawiązką.
– Potwierdzenie zgodności. Proszę przygotować prawą dłoń na pobranie próbki do testu.
Ze ściany wysunął się kolejny obiekt, płaska półeczka z wklęśnięciem w kształcie ludzkiej dłoni. Daniel przyłożył tam rękę. Poczuł ukłucie, coś skrobnęło o opuszki palców, chłodny rzep na chwilę wczepił się w skórę. Potem na całą dłoń został natryśnięty żel dezynfekujący.
– Analiza zostanie przeprowadzona w ciągu piętnastu minut. Proszę wypakować swój bagaż i udać się do sali oczekiwań.
Daniel wstał z fotela, który usłużnie otworzył schowek w swym oparciu. Wyjął walizkę i postawił pod ścianą. Usiadł z powrotem i drzwi przed nim zaczęły się otwierać.
Wjechał do przestronnego, owalnego hallu, po którym krążyło kilkadziesiąt krzeseł transportowych.
Całe pomieszczenie było jasno oświetlone. Na ściennych ekranach pojawiały się na zmianę holograficzne reklamy, informacje o zasadach zachowania na Holbainie, dane o księżycowej kolonii i innych ludzkich placówkach w okolicach planety Spatha. Środek hallu zajmowały woliery z hodowlami zielonych roślin. Niektóre z nich kwitły, prezentując ludzkim oczom kształtne i wielobarwne kielichy kwiatów. Inne owocowały, Daniel dostrzegł pośród liści pomarańczowe i żółte kuliste kształty. Natomiast pod ścianami stały serwery projekcji reklamowych i automatyczne informatory promocyjne, głównie związane z turystyczną i rozrywkową ofertą Holbaina. Daniel dostrzegł też kilka serwerów informujących o tworzonych właśnie nowych mikrokoloniach Wolnych Ludzi. Sporo miejsca zajmowały kabiny religijne różnych wyznań, sekt i klanów, od starożytnych, takich jak judaizm czy chrześcijaństwo, po kulty zapożyczone od Obcych.
Daniel obserwował to wszystko z uwagą i koncentracją. Takie polecenie otrzymał na Gladiusie. Miał bacznie się rozglądać od momentu swojego przybycia na Holbaina. Rozglądał się więc, jeżdżąc w kółko po owalnej hali, po wielokroć przypatrując się roślinom w jej środku, obrazom na ekranach ściennych i projekcjom generowanym przez serwery reklamowe.
– Pańska kontrola zakończy się za sześć minut – powiedział usłużnie fotel. Daniel skierował go w drugą część holu, ku kabinom religijnym. I wtedy właśnie zobaczył coś, co wprawiło go w ogromne zdenerwowanie.
Serwer reklamował kursy towarzystwa szybowniczego, agendy Klanu Lotniarzy, przeznaczonej do obsługi turystów. Lotniarscy mistrzowie szkolili zwykłych śmiertelników próbujących swoich sił w starciu z żywiołem atmosfery gazowego olbrzyma.
Daniel latał kiedyś na lotni, tak w warunkach symulacji, jak i w prawdziwej atmosferze. W akademii uważano, że szybownictwo doskonale szkoli koordynację neurologiczną, czyli umiejętność jednoczesnego sterowania wieloma sprzęgniętymi z organizmem człowieka urządzeniami i czipami.
Serwer generował obraz zajmujący blisko dwa metry szerokości i tyleż wysokości. Widoki zmieniały się co kilka sekund. Można było zobaczyć pomniejszone figurki lotniarzy latających w atmosferze Spathy. Potem pojawiał się obraz widziany przez wykonującego szaleńcze akrobacje szybownika. Czasami w tle rysował się kontur Semiramidy, dryfującego w atmosferze Spathy miasta-przetwórni, na którym mieściła się także baza lotniarzy i kompleks turystyczny. Wszystko to ozdabiały sceny pokazujące piękne krajobrazy Spathy i jej księżyców. Ujęcia trwały po kilka sekund, montaż był dynamiczny, kolory niezwykłe. Projekcja miała przyciągnąć i zatrzymać uwagę widza na tyle długo, by wielokrotnie obejrzał reklamy lotniarskiej szkoły. Podobną papkę wizualną produkowały i inne serwery, więc Daniel stracił sporo czasu, przyglądając się uważnie każdemu z nich.
Po pewnym czasie właśnie na ten jeden zwrócił szczególną uwagę. Początkowo nie zdawał sobie nawet sprawy, dlaczego. Jednak wkrótce zorientował się, że to nie przypadek. Wśród obrazów reklamowych znalazł sceny, które mogły być adresowane właśnie do niego.
Na ujęciach przedstawiających Spathę widzianą z Holbaina, nad szmaragdową powierzchnią planety przesuwał się tylko jeden duży księżyc – Tanto. Kilkakrotnie postacie szybujących lotniarzy przeobrażały się w sylwetki ptaków i owadów. Kiedy na ekranie pojawił się kolorowy, zielono-żółty motyl, jego skrzydła miały takie same barwy, jak motyla reklamującego perelandryjską linię transportową. Prezentowano też strój lotniarza – kostium i poszczególne układy – a żeby lepiej zademonstrować zasadę działania lotni, program pokazywał różnorodne przekroje, plany i schematy. I zawsze, kiedy przychodziło do krojenia holograficznej sylwetki szybownika, sekcja ta zaczynała się od separacji lewej nogi i ręki oraz otwarcia hełmu. To właśnie lewą nogę i rękę stracił Daniel w ostatniej akcji, a największe uszkodzenia zaszły w jego mózgu.
Daniel wielokrotnie objechał na swoim fotelu całą halę, uważnie przyglądając się wszystkim reklamówkom. Znalazł serwer propagandowy abolicjonistów, na którym prezentowano fragmenty jakiejś operacji tanatorskiej. Inne urządzenie, wykupione przez jedną z sekt religijnych powstałych po pojawieniu się korgardów, pokazywało nawet starcie wojska i maszyn Obcych. Tego rodzaju sygnał powinien zwrócić uwagę każdego szpicla i Daniel uznał, że jego zleceniodawcy powinni działać nieco subtelniej. Właśnie serwer lotniarzy podsuwał trzy obrazy działające na zasadzie odległych skojarzeń. Przypadkowy obserwator nie zwróciłby na nie uwagi, a nawet bezpieczniacki pies wysłany specjalnie za Danielem mógłby ich nie połączyć w spójną całość. Tylko w mózgu Daniela – na widok ojczystej planety jego ojca, znaku firmowego używanej często linii transportowej i modelu lotniarza krojonego tak, jak on sam był poszatkowany – powinien zapalić się neon „Wstąp tutaj!”
Daniel uznał, że więcej podpowiedzi nie zdobędzie i że musi działać. Zatrzymał fotel i wszedł w obszar najbliższej projekcji reklamowej. Otoczyły go obrazy i dźwięki – piękne kobiety tańczyły wokół niego, zachwalając uroki nowych programów erotycznych. Ich nagie, pokryte tatuażami ciała wyginały się kreśląc kuszące trajektorie, a barwniki pokrywające wargi i piersi co chwila rozbłyskiwały feerią świateł. Daniel zrobił krok do tyłu i znalazł się na zewnątrz projekcji. Kobiety zniknęły, reklama zewnętrzna prezentowała tylko zamglone sylwetki nagich ciał, spowite kłębem pary. Zgodnie z prawem wyświetlał się tu też wielki napis informujący, że tak wewnętrzna prezentacja, jak i sam towar przeznaczony jest wyłącznie dla dorosłych.
Daniel wstąpił jeszcze do kilku innych projekcji – reklamujących usługi biur turystycznych, zamtuzów, salonów holowizyjnych, dobrych knajp. Chciał sprawiać wrażenie człowieka, który przyleciał na Spathę tylko w poszukiwaniu rozrywki, niemożliwej do osiągnięcia na Gladiusie. Pobrał kilka wyświetlaczy prospektowych, opłacił abonament na korzystanie z największego na Holbainie ośrodka rozrywkowych sztucznych rzeczywistości i dokonał wstępnej rezerwacji w dwóch hotelach. W końcu dotarł do projekcji lotniarzy.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz