Po informacji o braku jakiejkolwiek lokalizacji „Kingdoms of Amalur: Reckoning” (wiem, strasznie przeżywam, lecz niestety nadal nie mogę uwierzyć, że dystrybutor zdecydował się na taki krok), moje ciepłe uczucia w stosunku do tej produkcji lekko opadły, a sam nastrój wyczekiwania pękł niczym bańka mydlana. Nie będę ukrywał, że odbiło się to odrobinę na rzetelnym informowaniu o debiutanckim dziele 38 Studios, ale cóż poradzić – informator też człowiek i posiada swoje dziwne kaprysy. Musicie mi to wybaczyć i podobnie jak minister Boni jestem do dyspozycji naczelnego, więc śmiało możecie zalewać jego skrzynkę pocztową wnioskami o wotum nieufności wobec mnie.
Moje zachowanie było jednak trochę nie fairskie, zarówno wobec Rolstona oraz jego dumnego zespołu (bo panowie tworzą w końcu niezgorszy tytuł), jak i pasjonatów, którym kwestia lokalizacji jest obojętna jak wczorajszy obiad, więc wypadałoby nadrobić zaległości, co też skwapliwie zamierzam uczynić. Akurat dobrze się składa, gdyż do mrocznych zakamarków sieciowych trafiła właśnie kolejna część popularnego przewodnika po Amalur, który pokrótce przybliża nam te enigmatyczne uniwersum.
Tym razem zmysłowy głos Claudii Black skupia się na różnorodności tego baśniowego świata. Zostajemy zaproszeni na prawdziwą wirtualną wycieczkę – od spalonych słońcem pisaków pustyni, poprzez cuchnące bagna, a skończywszy na zapierających dech w piersiach łańcuchach górskich. Oczywiście, to wszystko zostało zmieszane z pomysłami narodzonymi w utalentowanym umyśle R. A. Salvatore, który choć ma tendencję do uciekania w schematyzm, wciąż potrafi stworzyć coś niesamowicie urokliwego, co można określić jedynie mianem „magicznego”.
Jak widać, twórcy wysyłają czytelny sygnał, że pomimo rozległego świata (wedle zapowiedzi „Kingdoms of Amalur: Reckoning” w tej kwestii jest porównywalny z „Oblivionem”), nasz wzrok i wysublimowany zmysł estetyczny nie będzie narzekał na nudę. W to mi graj.
Teraz trochę gorsza wiadomości, w szczególności dla graczy, którzy mieli ochotę odrobinę poczekać z zakupem produkcji i upolować jakiś używany egzemplarz na portalach w stylu Allegro. Jak informują redaktorzy serwisu Destructoid, Electronic Arts walczy na swój sposób z tego typu handlem i do pudełek z grą „Kingdoms of Amalur: Reckoning” dołącza specjalny klucz „Online Pass”. Każdy, kto zakupi świeżą kopię otrzyma swój kod za darmo, natomiast amatorzy zakupów „z drugiej ręki” będą zmuszeni uiścić stosowną opłatę za wygenerowanie nowego hasła.
Dobra, dobra… Czy ten „Online Pass” jest konieczny do odpalenia gry? Nie, lecz jest oczywiście dość ważny, jeżeli chcesz cieszyć się wszystkim atrakcjami, jakie przygotowali chłopcy z 38 Studios. To właśnie za jego pomocą możesz pobrać dodatki, które odblokujesz po przejściu wersji demonstracyjnej „Mass Effect 3” oraz uzyskasz dostęp do siedmiu specjalnych misji zleconych przez frakcję „House of Valor”. Domyślam się, że analogicznie jak z platformą „The Cerberus Network”, wklepanie kodu będzie konieczne, aby cieszyć się przyszłymi rozszerzeniami, jakimi zamierzają raczyć nas twórcy po premierze.
Rozumiem chęć ochrony interesów i maksymalizacji zysków, ale ograniczenie ponad pół tuzina zadań dla kluczowej frakcji w świecie gry do świeżych egzemplarzy oraz równoczesne zrównanie popularnego „second handu” z piractwem (nie ukrywajmy – złodzieje i tak znajdą swój sposób, aby obejść problem) jest czymś, co ciężko mi zaakceptować. Tym bardziej, że „Kingdoms of Amalur” jest tytułem przeznaczonym wyłącznie dla jednego gracza i do gry „offline”. Dlaczego „Elektronicy” tak mocno chcą mi obrzydzić smakowitą produkcję, na którą czekałem z najprawdziwszymi wypiekami na twarzy? Niepomiernie dziwi mnie fakt, że wydawca ma tak małą wiarę w tę grę i musi uciekać się do nietypowych praktyk, będących jedynie „niedźwiedzią przysługą” dla dzieła Rolstona.
Komentarze
Swoją drogą przez to że nie kupujesz prawa do gry, a jedynie prawo do używania jej, nie można nam jej sprzedać. Jest to jedyny sektor handlowy który tak jawnie robi nas przez to w wała.
Dodaj komentarz