Pewnie, lepiej spolonizować jakąś strzelaninę niż soczystą komputerową grę fabularną. Tak trzymać, świetna polityka wydawnicza – decyzji oczywiście kompletnie nie rozumiem. Informacje o braku polskiej wersji „Kingdoms of Amalur: Reckoning” traktuję jako policzek i zaśmianie się konsumentowi prosto w twarz. Serio, może trochę przesadzam, ale to jeden z tych ponurych dowcipów, których nigdy nie chciałbym usłyszeć. Wychodzi na to, że powinniśmy być dozgonnie wdzięczni za to, iż w ogóle ujrzymy piękną polszczyznę w „Mass Effect 3” i rezygnacja z pełnej lokalizacji tamtej produkcji była pójściem na rękę kapryśnym graczom. Życie bywa naprawdę przewrotne.
Tak, nie chodzi mi tutaj tylko o brak rodzimego dubbingu w baśniowym świecie Amalur – takiej decyzji się spodziewałem i w pełni bym ją zaakceptował, gdyż argumenty ku niej ciężko jest zbić. Jak jednak informuje czujna redakcja serwisu dubscore.pl, która słusznie postanowiła pociągnąć za język dystrybutora w tej kwestii, w grze nie uświadczymy nawet polonizacji kinowej. Sprawa jest prosta – albo grasz w pełni po angielsku, albo masz spory problem. Wspomnę tylko, że mamy tutaj do czynienia z cRPG pełną gębą, gdzie fabuła oraz konwersacje są niesamowicie kluczowymi aspektami, o czym chociażby świadczy fakt, że opierają się one na 46 tys. liniach dialogowych.
Nie trzeba być omnibusem, żeby wywnioskować, iż taki ruch spowoduje znaczny spadek zainteresowania tym tytułem. W końcu nie każdy dobrze orientuje się w niuansach szekspirowskiej mowy, a wrzucanie wszystkich graczy do jednego wora jest ciosem poniżej pasa. Osobiście zaliczam się do ludzi, którzy nie mają problemu ze zrozumieniem zawiłości wyspiarskiego języka, ale gry komputerowe bardziej traktuję jako formę relaksu. Po kilku godzinach ciężkiej pracy, pragnę dać odpocząć szarym komórkom, wygodnie rozsiąść się na obrotowym krzesełku i spokojnie rzucić się w wir intrygi. Obcy język nie pozwala mi na coś takiego i zmusza mnie do pracy na pewnych obrotach. Dlatego nie czytam książek w oryginale i staram się unikać jak ognia angielskich wersji językowych ulubionych produkcji – zwyczajnie taka rozrywka nie sprawia mi pełnej przyjemności. Poza tym rozumiem, że Polska to zaściankowy rynek i generalnie branżowy „Trzeci Świat”, ale chciałbym chociaż za te 130 zł mieć rodzimą wersję, co w pewnym sensie usprawiedliwiałoby wysoką cenę jak na nasze warunki – nie tylko świstek papieru i pudełko wypełnione magazynowym powietrzem. Inaczej nie bardzo wiem, za co płacę o 20-30 zł więcej niż w przypadku konkurencyjnych tytułów innych dystrybutorów.
Tomasz Tinc z Electronic Arts nie podał powodu braku polskiej wersji „Kingdoms of Amalur: Reckoning” i szczerze pisząc, ciekaw jestem szpetnie, jakie argumenty zostaną wytoczone. Na chwilę obecną pieniądze zostają w mojej kieszeni i zamierzam przeznaczyć je na inne przyjemności, bo jakaś elementarna przyzwoitość musi być, a zakup tej gry w dniu premiery byłby wyrażeniem milczącej akceptacji dla takich praktyk oraz złamaniem zasad, jakie wyznaję. Chociaż na debiutanckie dzieło 38 Studios czekałem z nieskrywanym zainteresowaniem, co niejednokrotnie wyrażałem w moich informacjach, to wychodzi na to, że będę musiał obejść się smakiem. Szkoda.
Komentarze
Powiem krótko, niech się EA wy.... z naszego kraju, a dystrybucję przekaże naszym rodzimym firmom, którzy pomimo niejednokrotnej krytyki nadal potrafią jako tako dbać o plskich graczy. Tak jak już wielokrotnie pisałem przy okazji różnych wyskoków EA w polsce - ME3 to będzie ich ostatnia gra, którą kupię... i to dopiero jak solidnie stanieje.
Inna sprawa że uderza to jednak w konsumenta. Mocno.
Jak tak to oczekuję ceny max 49,90- świeży tytuł, firma i brak polonizacji.
Dodaj komentarz