Spojrzała na wschód, gdzie sponad mgły wyglądały połamane wieże Starego Waszyngtonu. Wieże były wszystkim, co pozostało z barwnych amerykańskich imperiów kwitnących tu w latach przed Rewolucją Autonomiczną. Samotna trasa metra wiła się w tym kierunku z Shenandoah, znikając we mgle niczym skamieniała wić dawno wymarłej bestii.
Przestań odwlekać sprawę, pomyślała Jara. Wejdź do środka i skończ z tym. Potem będziesz mogła pójść do domu i spać. Żaden idiotyczny plan Natcha nie może być wiele gorszy niż to, co robiliście dotąd.
Myliła się.
– Co mam zrobić? – wrzasnęła Jara, zdając sobie sprawę, że brzmi jak parodia harpii z dramatu. Oto wchodzi Niewierna, Która Wątpi w Możliwości Naszego Bohatera.
Natch napawał się reakcją czeladniczki.
– Macie rozpuścić pogłoski – ciągnął spokojnie, przechadzając się – że Morze Danych zostanie wkrótce zbombardowane poważnym atakiem czarnego kodu.
– Poważnym atakiem czarnego kodu.
– Przez Faryzeuszy.
– Przez Faryzeuszy. I co nam to da?
– Zmusi Braci Patel do opóźnienia premiery produktu.
Polecenie Natcha tak dalece obrażało zdrowy rozsądek, że Jara musiała się roześmiać. Ośmielony Horvil rownież zarżał rubasznie.
– Świetny plan – ucieszył się sarkastycznie inżynier. – Może od razu zmusimy Braci Patel do przelania nam na konta w Skarbcu po milionie kredytów? I może jeszcze niech zrobią nam masażyk plecków?
Jara przez chwilę zastanawiała się, czy Natch aby naprawdę nie oszalał. Co łączyło cieszącą się szacunkiem firmę bio/ logiczną z grupą zabobonnych fanatyków gnieżdżących się na końcu świata? Potem zobaczyła pełen wyższości uśmieszek Natcha i zrozumiała, że mówił poważnie. Szaleństwo. Analityczka zajęła miejsce na sofie obok inżyniera.
– W porządku, zacznij wyjaśniać – powiedziała.
Natch skinął głową i swoim zwyczajem spojrzał w dal.
– Jaki jutro dzień? – zapytał w końcu.
Horvil skierował wzrok w górę, zastanowił się.
– Pierwszy listopada.
– Pierwszy listopada. Dzień jak co dzień, nieprawdaż? Dla nas tak. Premiery produktów, sprzedaż, interes się kręci. Ale dla Faryzeuszy jutro jest Dzień Zmarłych. – Machnął ręką w stronę najbliższego ekranu, wyświetlającego akurat wczesny pejzaż pędzla Tope’a. Jaskrawe odcienie błękitu i zieleni obrazu zlały się w stary film dokumentalny Nadkomitetu o Dniu Zmarłych.
– Technologia poszła naprzód – wygłosił narrator – ale w wierzeniach Faryzeuszy nocami nadal grasują ghule i gobliny.
Cała trojka patrzyła, jak grupa brązowoskórych Faryzeuszy w zakurzonych szatach kłania się nisko i wznosi pieśń w archaicznym, gardłowo brzmiącym języku.
– Faryzeusze nienawidzą cywilizowanego świata – kontynuował narrator. – Twierdzą, że manipulowanie ludzkim organizmem przy użyciu programów bio/logicznych jest „bezbożne”. A wszczepianie maleńkich maszyn do krwi, zezwalanie, by kod programu wyświetlał obrazy w mózgu, to... wynaturzenie! Grzech!
Natch zatrzymał obraz i pstryknął palcami dla podkreślenia efektu. Na ekranie widniała zamrożona w grymasie twarz młodzieńca wznoszącego spaloną słońcem pięść, grożącego niewidocznemu wrogowi.
– Pamiętacie program, który podniósł ciśnienie krwi w koloniach orbitalnych? – zapytał Natch. – Zaledwie dwa lata temu. Dwa tysiące trzysta ofiar śmiertelnych i surowa odpowiedź wojskowa Rady Obrony i Bezpieczeństwa. Myślicie, że mają dość rozlewu krwi? Przeciwnie! Faryzeusze nie siedzą z założonymi rękami. Knują, planują, studiują techniki programistyczne i czekają na okazję do ataku. Kiedy najczęściej atakują Faryzeusze? W dni o znaczeniu religijnym, oczywiście. Jak Wigilia, Wszystkich Świętych czy urodziny Jesusa Joshuy Smitha. Albo jak Dzień Zmarłych. Zastanówcie się! Czy Faryzeusze nie mogliby przez ten czas wymyślić sposobu na zburzenie rynków finansowych, Dr. Łaty albo multisieci? Czy nie mogliby wybrać jutrzejszego dnia jako daty pierwszej salwy w kolejnej świętej wojnie przeciw nam, łączliwym? Czy nie jest możliwe, że Rada Obrony i Bezpieczeństwa zwiera właśnie szyki i przygotowuje się na poważny atak nowej przerażającej odmiany czarnego kodu?
Horvila całkowicie pochłonęła opowieść Natcha. Pochylił się do przodu i siedząc na brzegu sofy, nerwowo spoglądał raz na gestykulującego Natcha, raz na ekran, nadal wyświetlający złowrogą, odzianą w brudną szatę postać z rozwianymi włosami.
– To naprawdę możliwe, prawda? – wyszeptał bez tchu.
– A skoro to wszystko prawda... czy pierwszy listopada nie byłby bardzo nieszczęśliwą datą dla Braci Patel i premiery ich uaktualnienia?
Jara poczuła, jak plan Natcha staje się realny, i przez jedną przyprawiającą o mdłości chwilę widziała świat tak wypaczony, jak musiał widzieć go sam mistrz feudokorporacji. Kolory wyblakły, czerń i biel stały się nijaką szarością.
– Chcesz więc, żebyśmy rozgłosili, że nasi „przyjaciele” z Rady Obrony i Bezpieczeństwa mówią, że stanie się coś wielkiego, i poczekali, aż sieci plotkarskie zaczną się dławić od domysłów?
– Nie chcę niczego dławić. Chcę, kurwa, chaosu!
– I myślisz, że Bracia Patel usłyszą co w trawie piszczy i przeniosą premierę produktu na dzień bez dramatycznych wiadomości?
Horvil otrząsnął się przeszyty dreszczem i rozparł się wygodnie, zamyślony.
– To dlatego tak nas zamęczałeś pracą nad NocnymWzrokiem 48 – powiedział. – Program bliski doskonałości...premiera w dzień bez żadnej konkurencji w mediach... To faktycznie mogłoby sprawić, że ranking Primo przyzna nam punkt czy dwa...
Jara zmarszczyła brwi. Teraz rozumiała, dlaczego Serr Vigal i Merri zostali wykluczeni z tego porannego spotkania. Żadne z nich nie wzięłoby udziału w takim planie. Przypomniała sobie, że Natch nie włączał ostatnio tej dwójki w podobne etycznie dwuznaczne przedsięwzięcia. W głębi umysłu Jary pojawiła się nieprzyjemna myśl: jak to świadczyło o opinii Natcha o niej samej? Postanowiła się nad tym nie zastanawiać.
Natch uruchomił ponownie film. Oglądali teraz drużynę funkcjonariuszy Rady Obrony i Bezpieczeństwa prowadzących skoordynowany atak na zajmujący szczyt wzgórza niespokojny tłum Faryzeuszy. Strzelali bezładnie z karabinów laserowych do pojawiających się wokół nich, ubranych na biało postaci. Trafiali jednak tylko zjawy, multiprojekcje, prawdziwy atak miał bowiem nadejść od tyłu. Salwa pocisków wielkości igieł przeszyła powietrze, strzałki uwięzły w ciałach protestujących, uwolniły śmiertelny ładunek toksyn i maszyn wojennych wielkości molekuły. W ciągu kilku sekund walka się zakończyła, a ziemię zaległy nieruchome ciała Faryzeuszy.
– Ładna teoria, Natch – powiedziała Jara – ale wątpię, by jeden program wystarczył, żebyśmy przeskoczyli pięć miejsc rankingu Primo w jeden dzień.
– Nie – zgodził się Natch, a na jego twarzy wykwitł nagle diaboliczny uśmiech – ale cztery programy powinny wystarczyć.
Czeladnicy zagapili się na niego, nie mogąc wykrztusić słowa w odpowiedzi.
– Myślicie, że czym się zajmowałem przez ostatnie kilka tygodni, kiedy wy harowaliście nad NocnymWzrokiem 48? Pracowałem. Przygotowywałem DeMiraż 52 i OkoMorf 66 do premiery.
Horvil ostentacyjnie odliczył na palcach.
– To trzy programy. Gdzie czwarty?
– MentoKalkulator 93.9. Jest gotów od kilku tygodni.
– Co? Powiedziałeś mi, że tego programu nie da się sprzedać.
– Kłamałem.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz