Już na wstępie napiszę, że do „Hyperversum” podchodziłem z lekkim dystansem. Dlaczego? Ponieważ autorka tego tytułu, Cecilia Randall, znana jest z powieści przeznaczonych głównie dla młodzieży. Zatem czy taka książka może zagwarantować starszemu czytelnikowi naprawdę zgrabnie przedstawioną historię, dobrze zbudowaną intrygę i barwne postacie, które niejeden raz staną przed ciężkimi wyborami moralnymi? I tak, i nie – bardziej szczegółowej odpowiedzi na te pytania udzielę w dalszej części recenzji.
Tytułowe „Hyperversum” to gra umożliwiająca wykreowanie własnego świata i historii. Każdy grający musi mieć na sobie specjalny wizjer, który jeszcze bardziej pozwala się wcielić w losy stworzonej przez siebie postaci. Główny bohater powieści, Ian, postanawia stworzyć własną przygodę opartą na jego pracy doktoranckiej, dotyczącej francuskich rodów Ponthieu oraz Montmayeur. Gdy wszystko już jest dopięte na ostatni guzik, Ian wraz ze swoimi przyrodnimi braćmi, Danielem i Martinem, oraz trójką innych przyjaciół, postanawia spędzić jeden z wieczorów na grze w „Hyperversum”. Niestety coś poszło nie tak i cała szóstka bohaterów została przeniesiona bezpowrotnie do XIII-wiecznej Francji, gdzie miał się rozgrywać scenariusz gry. Tym oto sposobem przeszłość staje się teraźniejszością.
Historia opowiedziana w „Hyperversum” skupia się głównie na losach szóstki przyjaciół, którzy, chcąc nie chcąc, zostają wplątani w konflikt między dwoma najpotężniejszymi państwami średniowiecznej Europy. Autorka jasno przedstawiła kto jest dobry, a kto zły, co trochę boli, bo zdecydowanie brakuje przez to zaskakujących zwrotów akcji. Od samego początku wiadomo, że Anglia jako agresor musi zostać ukarana przez Francję, której swej pomocy udzielili właśnie ludzie z XXI wieku. Sama treść bardzo często jest również przewidywalna. Na plus można za to zaliczyć losy Iana, które zostały bardzo pomysłowo poplątane w czasoprzestrzeni. Nie napiszę tutaj jednak nic więcej, bo jednocześnie musiałbym zdradzić część całej intrygi. Równie ciekawe zakończenie jasno sugeruje, że Cecilia Randall planowała kontynuację, która została już zresztą wydana. Miejmy nadzieję, że i my się jej doczekamy w naszym rodzimym języku.
Bohaterów „Hyperversum” również można zaliczyć jednocześnie jako plus i minus książki. Co prawda, czytelnik wie czym niektórzy z nich zajmowali się przed wydarzeniami przedstawionymi w książce, ale zostało to naprawdę słabo ukazane. Nikt nie powinien się jednak zniechęcać nudnym wstępem, bo już po przeniesieniu się postaci w przeszłość jest o wiele lepiej. Bolą jednak czasami przesadzone umiejętności bohaterów. Dla przykładu, Ian już od samego początku potrafi pokonać zastępy przeciwników, którym prawdziwa wojaczka nie jest raczej obca. Również Daniel za pomocą łuku potrafi zdziałać takie cuda, których mógłby pozazdrościć mu sam Legolas z „Władcy Pierścieni”.
Obecność niektórych postaci również wydaje się zbędna. Z szóstki przeniesionych w czasoprzestrzeni bohaterów zaledwie dwoje odgrywa kluczowe role. Użyteczność pozostałej czwórki jest tak mała, że powieść raczej niewiele by straciła na jej nieobecności. Nie będę jednak spieszył się z osądem, bo bardzo możliwy wydaje się fakt, że włoska pisarka przewidziała ważniejsze zadania dla tych postaci w kontynuacjach powieści. Z nieomawianych tu jeszcze postaci należy wymienić piękną i uczciwą Isabeau, wokół której i Iana toczy się dobrze napisany wątek miłosny. Również Guillaume de Ponthieu jest wart wspomnienia, bo wraz ze swymi zmiennymi nastrojami pełni rolę mentora głównego bohatera.
Na samym końcu książki autorka pozwoliła sobie na komentarz, z którym nie mogę się zgodzić. Otóż, napisała ona, że jest to książka fantastyczna, a nie historyczna. W moim rozumowania prawda leży dokładnie po drugiej stronie, gdyż z elementów wykraczających poza ludzkie rozumowanie mamy tylko przeniesienie bohaterów do przeszłości. Występują za to dobrze odwzorowane realia średniowieczne oraz postacie historyczne, o których możemy przeczytać w odpowiednich podręcznikach. W każdym bądź razie, na pewno tej książki nie można nazwać w pełni fantastyczną.
Dla kogo książka będzie najodpowiedniejsza? Cóż, skoro grupą docelową jest młodzież, to zapewne do niej została pierwotnie skierowana. Czytelnik cały czas ma wrażenie baśniowego klimatu, w którym dobro zawsze zwycięża, a zło zostaje pokonane. Tak też jest w „Hyperversum”. Nie oznacza to jednak, że starsze osoby powinny z góry przekreślić ten tytuł. Cała historia została tak ciekawie opowiedziana, że czasami ma się ochotę przeczytać jeszcze jeden rozdział, byle tylko dowiedzieć się tego, czego i tak spodziewaliśmy się wcześniej. Dlatego też sięgnę po kolejną część tak szybko, jak się będzie tylko dało.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz