Hyperversum 2: Sokół i lew

2 minuty czytania

hyperversum 2, okładka

„Hyperversum 2” – jak sama nazwa wskazuje, to już druga część serii autorstwa Cecilii Randall. Powszechnie jest wiadomym, że kolejne tomy zazwyczaj są słabsze. Po raz kolejny mądrość ludowa udowadnia swoją rację.

Ale zacznijmy od początku, czyli fabuły. Akcja rozpoczyna się dwa lata po zakończeniu wydarzeń z pierwszej książki. Bohaterowie są zdeterminowani dostać się znów do przeszłości, w której spotkało ich wiele niebezpieczeństw. No, ale o gustach się nie dyskutuje. Niestety na drodze stoi im – poza fizyką, oczywiście – czas. Jak zmanipulować fakty na tyle, aby średniowieczni ludzie uwierzyli w radykalną, bądź co bądź dwuletnią zmianę wyglądu, kiedy dla nich minęło ledwie kilka dni? Na szczęście i z tym postacie sobie radzą, chociaż dość niefortunnie, bo dzięki temu wpadają w niewolę barona Martewalla, zaprzysięgłego wroga. I tu zaczyna się zabawa.

Za co cenię autorkę? Z pewnością potrafi zainteresować czytelnika. Nie jest to zaintrygowanie, które każe czytać z najszybszą możliwą prędkością, nie zapiera tchu w piersiach, ale przyciąga uwagę – nawet jeśli czasami wątek się gubi. Dodatkowym atutem jest zdolność do wykreowania wspaniałych bohaterów, całkowicie i niezaprzeczalnie żywych. Czułem ich przez całą lekturę. Wszystkie uczucia mogłem wyraźnie odebrać, a to jest dla mnie bardzo ważne. Fakty historyczne doskonale dobrane, tak samo jak czas akcji. Jednak to łączy jedno słowo, a brzmi ono...

... powtarzalność. Tak, to właśnie jest nieznośny problem autorki. Wszystkie zalety, które wymieniłem powyżej, już znałem, ponieważ zawarła je w poprzedniej części. Dlatego też nie mogły wywrzeć odpowiedniego efektu. Miałem wrażenie, jakby Cecilia Randall uderzyła z całą swoją mocą, ale coś osłabiło jej uderzenie i tylko nieznaczna część do mnie dotarła. Cóż, ten cios nie był na tyle mocny, aby powalić na kolana. A tego właśnie oczekiwałem! Byłem pełen nadziei i marzeń, a wszystkie spaliły na panewce! Słyszałem jednakowoż plotki, że autorka planuje kontynuować swoją serię. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Jest jednak coś, dzięki czemu całość została ocalona. W recenzji pierwszej części wspominałem, że miłości było napchane aż do przesady. W „Hyperversum 2” obserwujemy znaczący progres – nareszcie. Całość jest mniej mdła, dla mnie łatwiejsza w odbiorze. Jednocześnie przypominam, że samo „Hyperversum” złą pozycją absolutnie nie jest. Aczkolwiek, o ile tam zawartość jest świeża, to tutaj mamy brak gorącego uczucia rodem ze „Zmierzchu”.

A co z akcją? Tutaj sukces został osiągnięty połowicznie, ponieważ czasy, w których jest ona umieszczona, są bardzo ciekawe – osoby interesujące się historią będą wiedzieć, co się zdarzyło w roku 1215, a laikom zdradzę, że to czas rebelii angielskich baronów i podpisanie Magna Charta Libertatum (Wielkiej Karty Swobód) przez króla Jana bez Ziemi. Ale cóż z tego, skoro jeszcze trzeba umieć to wykorzystać. Do równo połowy (około trzysta pięćdziesiątej strony) wydarzenia szły spacerkiem, niejednokrotnie zatrzymując się na odpoczynek. To nie wpłynęło dobrze na dalszą chęć czytania i tylko olbrzymią siłą woli zmusiłem się, aby przetrwać ten zastój. Na szczęście potem było dobrze, nawet bardzo dobrze, gdyż z radością śledziłem szybko toczące się losy bohaterów.

Podsumowując – wyszło jak wyszło, mówiąc wprost, to nawet trochę nijako. Nieznośnie brakowało mi uczucia zachwytu, kiedy akcja pędziła. Ale przecież pod pewnymi względami autorka poprawiła swój styl. Tylko czy trzeba było na to aż tysiąca pięciuset stron? Według mnie – nie. Dlatego wystawiam ocenę o oczko mniejszą, niż części pierwszej.

Dziękujemy wydawnictwu Esprit za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
8.5 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Książke polecam jak najbardziej, wyborna fabuła i jeszcze lepszy dobór motywów.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...