Czytelnicy, którzy poznali już nietuzinkowych mieszkańców Hotelu Dziwnego, mają okazję spotkać ich ponownie i po raz kolejny będzie to spotkanie wyjątkowe. Komiks zapewni dobrą rozrywkę młodszym i starszym czytelnikom. Wciągająca historia i niebanalne ilustracje są tym, co po lekturze drugiego tomu komiksu można uznać za znaki rozpoznawcze serii.
Hotel Dziwny zamieszkują postaci, którym daleko do standardowych mieszkańców znanych nam z wakacji pensjonatów. Tym razem mieszkańcy przygotowują się do letniego Święta Muzyki, co spotyka się z wyjątkowo ostrym sprzeciwem Kakiego, który nie należy do fanów tego święta. Właściwie jego narzekania na przygotowania do obchodów są częścią lokalnej tradycji, bo – jak przypomina mu Marietta – co roku narzeka i nie jest skory do współpracy. Kaki unika przygotowań jak ognia, co tłumaczy nie tyle lenistwem, ile przerażeniem, że jeśli tylko się w coś zaangażuje, na pewno skończy się to katastrofą. Jakby tego było mało, w obchodach ma wziąć udział Ninette – zalotnica, próbująca oczarować Kakiego (i nie tylko jego) – a wyjątkowo nieutalentowany muzycznie Skrzekowyjec postanawia zaśpiewać podczas uroczystości. Prawdziwe problemy zaczynają się jednak wtedy, gdy rabusiom ginie ich ogromny szafir. Postanawiają przetrzymać pana Leclaira i tym samym zmusić mieszkańców hotelu do odnalezienia i zwrócenia im kosztownego kamienia.
Druga część opowieści o mieszkańcach Hotelu Dziwnego utrzymała poziom poprzedniej historii. Młodsi czytelnicy ponownie otrzymają opowieść pełną przygód i zwrotów akcji, zaś każdy bohater jest pełnokrwistą postacią, z którą odbiorca może się utożsamiać, nawet jeśli wyglądem zdecydowanie odstaje od pozostałych. Grupą odpowiedzialną za znalezienie szafiru ponownie dowodzi Marietta u boku Celestyna, ale jak zawsze dużo ma do powiedzenia Kaki. On zresztą dosyć mocno przyciąga uwagę czytelnika, chociaż trzeba przyznać, że w tym tomie ma dwóch bardzo mocnych konkurentów – Ninette (zalotnicę) oraz pana Leclaira.
Ninette nawet nie tyle przyciąga uwagę, ile jest chodzącą uwagą. Jeśli pojawia się nawet na dalszym planie, na tę chwilę staje się najważniejsza i taka właściwie ma być – intrygująca, interesująca, robiąca wrażenie na każdym, kto się z nią spotka. Starszy czytelnik zobaczy w niej młodsze, o wiele bardziej niewinne wcielenie Wili, znanych czytelnikom "Harry'ego Pottera", albo żeński odpowiednik Narcyza. Tymczasem chociaż Pan Leclair nie bierze udziału w działaniach grupy poszukującej zaginionego szafiru, to w niczym nie przypomina biernego, bezradnego zakładnika. Przerażony myślą, że rabusie używają książek do palenia w piecu, postanawia szybko nadrobić ich braki lekturowe i trochę im poczytać, bo w końcu to nie zaszkodzi. Można nawet uznać, że czytanie pomogło, bo rabusie znajdują sobie inne życiowe zajęcie. Chociaż przeżywają chwile zwątpienia i zaczynają żałować, że nie wzięli jako zakładnika ducha, bo on by im nie czytał, nie jadł aż tyle i nie potłukł wszystkich filiżanek.
Morałem zawartym w historii o Marietcie i jej przyjaciołach nie jest jednak to, że każdy może śpiewać – nawet Skrzekowyjec – jeden lepiej, a drugi gorzej. Ani nawet to, że czytanie ma zbawienny wpływ na czynienie dobra i odmianę losu rabusia. Najważniejszy i w tym, i w poprzednim komiksie jest fakt, że różne dziwaczne, nietypowe stworzenia w tej społeczności mają swoje miejsce i każde z nich jest tak samo ważne i wartościowe. Możesz być fioletowy, futrzasty i reagować zachwytem na dźwięk słowa "ciasteczka", nałogowo czytać książki jak pan Leclair, przypominać samotnika Celestyna i wkraczać do akcji tylko wtedy, kiedy jest taka absolutna konieczność, możesz także przypominać dobrą, empatyczną Mariettę albo krążyć dookoła nich wszystkich jako zielony duch. To nie ma najmniejszego znaczenia, bo oni zawsze będą cię cenić i dobrze traktować, i to jest niesamowita wartość tej historii.
Kolejną dobrą stroną są ilustracje narysowane mocną, wyraźną kreską. Przeważają intensywne, nasycone kolory, a każdy bohater ma swoją barwę tak samo wyjątkową, jak jego charakter. Kolory zmieniają się także wraz z rozwojem opowieści i oddają jej klimat. Historia rozpoczyna się od radosnych przygotowań do Święta Muzyki i wtedy towarzyszą nam jasne barwy. Kolorystyka zmienia się całkowicie, kiedy bohaterowie wkraczają do świata rabusiów i zostają zmuszeni do odnalezienia zaginionego szafiru. Na szczęście poszukiwania odbywają się w ciągu dnia w dobrze znanym gronie mieszkańców Hotelu Dziwnego, więc ponownie wracają barwy ciepłe i wesołe. Nawet kiedy po udanie zakończonej akcji zapada zmrok, nie jest on już mroczny i niebezpieczny, ponieważ rozjaśniają go wesołe barwy.
"Śpiew Skrzekowyjca" na pewno nie rozczaruje czytelników poprzedniego tomu, a nowych odbiorców przekona do tego, że ta seria komiksowa na pewno jest warta ich uwagi. Chociażby dlatego, że jest pięknie przygotowaną, nienachalną lekcją tolerancji, akceptacji i pokory. Po raz kolejny Marietta przygotowuje herbatniki (tym razem cytruski) i znowu na końcu komiksu znajduje się przepis, więc warto tę niezwykłą podróż zakończyć wspólnym podwieczorkiem z cytruskami w roli głównej.
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz