Główna opowieść o Hellboyu dobiegła końca, ale w jego sztandarowej serii znaleziono miejsce dla jeszcze jednego tomu, zbierającego nieopublikowane w poprzednich opowieści. To trochę inna lektura z tej racji, że wcześniejsze odsłony, nawet jeśli opierały się na różnych historiach, rozwijały świat i dawały podstawę do ruszenia naprzód wiodącemu wątkowi. Tym razem znamy już finał i pozostało tylko dopowiedzieć pewne rzeczy.
Może to efekt tego dopowiadania, jednak "Opowieści" zdają się ustępować poprzednim albumom. Może zmieszanie tematyczne, bo historie są różne. Może i skutek powrotu do czasów, gdy Hellboy odłączył się od BBPO i z zaprzyjaźnionymi zapaśnikami stawiał czoło kolejnym potworom, ponieważ tym wątku za dużo jest déjà vu, co trochę odbija się na epizodach meksykańskich. Tak czy inaczej Piekielny Chłopiec na swoje finalne rozstanie prezentuje się niewątpliwie dobrze, aczkolwiek jeśli spojrzeć na całokształt, nie jest to jego najwyższa forma znana z pierwszych sześciu części.
Obok meksykańskich historii "Opowieści" oferują także surrealistyczną podróż wgłąb magicznego cyrku i inspirowaną powieścią "Moby Dick" upiorną żeglugę. Właściwie pierwsza rozpoczyna album, a druga go kończy i są to najlepsze partie ósmego "Hellboya". Przesycone tajemnicą odkrywają coraz więcej szczegółów o postaciach i miejscu akcji, nęcą niebezpieczeństwem, które nierozerwalnie łączy się z pragnieniem wiedzy czy też zwykłą ciekawością. W dodatku zilustrowane innymi stylami – to nie jest prostota Mike'a Mignoli. "Cyrk o północy" olśniewa oniryczną, wręcz malarską stylistyką, zaś "Na cichej tej głębinie" ołówkowymi szkicami przypomina o burzliwości i nieobliczalności morza, a więc również morskich eskapad, oraz wzmacnia grozę. W to mi graj – to jest rewelacyjny "Hellboy".
W tym wszystkim wątek braci zapaśników "raz jeszcze" nie do końca pasuje, a ze względu na nawiązywanie do znajomych wydarzeń traci – to nie jest ta świeżość, co otwierające i zamykające opowiadanie. Jednocześnie trudno przeoczyć inne zalety meksykańskich opowieści, bo "Hellboy się żeni" to oczekiwane domknięcie sprawy ożenku, która zastała bohatera w samym Piekle. Trzeba również pochwalić "Trumniarza", uzupełniającego mitologię uniwersum o nową, potężną i intrygującą postać. "Dom żywych trupów" to motywy Frankensteina, wampirów i przekleństwa w najbardziej mrocznym wydaniu, egzotycznym (bo wciąż Meksyk), a jednak z klasycznymi rozwiązaniami.
Jakoś tak wychodzi, że więcej chwalę niż narzekam. Ktoś może podnieść larum, że to przecież, za wyjątkiem dwóch czy trzech opowiadań, właśnie świetny Hellboy. To pokazuje, jaki wpływ może mieć dobór opowiadań – że meksykańska powtórka z meksykańską dobrocią (pod względem jakości) i dwiema perełkami daje uczucie pewnego niespełnienia. Czujcie się więc zachęceni, Krzysztof po prostu marudzi, a ocena spokojnie mogłaby być o punkt wyższa.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz