Skoro już wiemy, że nowa ekranizacja "Hellboya" okazała się niewypałem (niestety), to lepiej swój czas poświęcić – chwalonemu u nas po raz szósty – komiksowemu pierwowzorowi. Szósty tom wydania zbiorczego stanowi zamknięcie serii.
Tradycyjnie album składa się z dwóch części. Pierwsza z nich, "Burza i pasja", to finał historii rozpoczętej w piątym tomie, ale mającej swoje początki również we wcześniejszych wątkach. Druga, "Piekielna narzeczona", to następny zbiór krótkich opowiadań z Hellboyem w roli głównej.
W "Burzy i pasji" czytelnik znajdzie wszystkie cechy, które można było przypisać ostatnim wydarzeniom. Mike Mignola już wtedy rozkręcał akcję na światową skalę, więc nie jest dziwne, że finał ma wręcz apokaliptyczny wymiar. W uwydatnianiu rozmachu pomagają nawiązania do legend, mitologii, "Apokalipsy Św. Jana"... To nie pierwszy raz, gdy scenarzysta z rzeczywistości "Hellboya" tworzy wielokulturowy tygiel, zadziwiająco spójny i przekonujący, mający dwa wspólne punkty: głównego bohatera, który przecież przynależy do tego świata, oraz ludzkość, która kiedyś wierzyła (nadal wierzy?) w te fantastyczne postacie i opowieści.
Powiązania wątków i końcowe starcie zadowalają, choć jeśli mam być szczery, nie zaskakują. W tej wielkiej historii zabrakło miejsca na szokujące zwroty akcji, a w każdym razie na mnie pewne niespodzianki nie zadziałały. Można jednak przyjąć, że nie taki był cel, a wydarzenia na pewno będą miały swoje konsekwencje. Za to fenomenalnie wygląda szata graficzna, uwydatniająca rozmach, mroczna i pełna nastrojowych ujęć, dzięki którym ilustracje tworzą jakby spektakularny, niezwykły film fantasy i grozy.
Utarło się jednak przekonanie, że siła "Hellboya" leży w krótkiej formie. Trochę to krzywdzące dla głównej fabuły, ale rzeczywiście opowiadania są na bardzo wysokim poziomie. W "Piekielnej narzeczonej" najlepiej wypadają "Śpiący i martwi", z mglistymi ilustracjami wprowadzającymi czytelnika do dramatycznej historii grozy z udziałem wampirów. Motyw krwiopijców wyróżnia się prawdziwą demonicznością i tragicznymi skutkami. To zdecydowanie najlepszy fragment całego albumu. "Helboy w Meksyku, czyli Wid Pijacki" też dotyczy wampirów, lecz z amerykańskiej, a nie europejskiej kultury. To ciekawy etap z życia Hellboya, czuć w nim gorącą krew bohatera.
Pozostała część prezentuje się dobrze, ale są dwa wyjątki. "Dziedzictwo Whittierów" to zaledwie przeciętna próbka przygód Hellboya, Mignola sam przyznaje, że dość toporna. "Spełnione życzenie Bustera Oakleya" najpierw zniechęca planszami o zbyt łagodnej, jasnej kolorystyce, a potem również historią będącą prawdziwym bałaganem.
Gdy rozpoczynałem lekturę "Hellboya", nie spodziewałem się, że seria wywrze na mnie aż tak duże wrażenie. A jednak, Mike Migola stworzył dzieło, które dzięki rozmachowi i wykorzystywaniu bogactwa fantastyki – od wierzeń po klasykę literatury – staje się niezwykłym przeżyciem dla czytelnika. W listopadzie ciąg dalszy (druga seria) – "Hellboy w Piekle".
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz