Harry Potter i Kamień Filozoficzny

3 minuty czytania

harry potter i kamień filozoficzny

Mały sceptyk w małym Wiktulu wykształcił się bardzo wcześnie, bo jeszcze na poziomie podstawówki, głównie dzięki rodzicom i pani od polskiego, którzy pokazali, że to, co "fajne dla wszystkich", niekoniecznie musi być dobre. Właśnie dlatego do histerycznej fascynacji moich rówieśników debiutancką powieścią pani Rowling podszedłem tak sceptycznie, jak tylko mogłem. Jednak ja również pozwoliłem zaczarować się historii młodego czarodzieja i z przyjemnością sięgałem po kolejne jej odsłony.

Gdy 18 stycznia 2002 na ekrany naszych kin wchodziła pierwsza adaptacja literackiego bestselleru, miałem już za sobą lekturę "Czary Ognia". Co za tym idzie, moje wyobrażenie o przedstawionym w powieści świecie oraz występujących w nim postaciach było wówczas ugruntowane równie mocno, co oczekiwania względem nadchodzącego filmu. Dość powiedzieć, że jeszcze przed premierą patrzyłem na produkcję reżyserowaną przez Chrisa Columbusa nieprzychylnym okiem. Zapowiadana obsada nie tyle odbiegała od moich wyobrażeń poszczególnych bohaterów, co niekiedy stała do nich w rażącej opozycji. Najwięcej nieufności budziła jednak decyzja o podjęciu z góry skazanej na porażkę próby zekranizowania przygód Harry'ego Pottera w pełnym metrażu. Jednakże jakość wykonania, oferowana przez wysokobudżetowy serial, nie mogła zagwarantować równie wielkich ilości zielonych banknotów, pozyskiwanych choćby dzięki szkolnym eskapadom podobnych mnie trzynastolatków do kinowych sal.

harry potter i kamień filozoficzny

Co też ukazało się mym oczom na ekranie miejscowego kina? Bez wątpienia sprawnie zrealizowana produkcja, ze świetnymi zdjęciami Johna Seale'a, z dobrym montażem i scenografią, spełniająca wszelkie wymogi superprodukcji o budżecie rzędu 125 milionów dolarów. Jeszcze większe wrażenie harry potter i kamień filozoficznyrobić miały sławne nazwiska – Richard Harris, Maggie Smith, Alan Rickman czy John Hurt. Dlaczego więc zarówno wówczas, jak i wiele lat później w filmie zabrakło mi wielu elementów składających się na jego finalną jakość?

Od samego początku widać było, że twórcy mieli poważny problem z określeniem docelowej grupy odbiorców. Materiał bazowy wyraźnie potraktowano jako bajkę dla dzieci o małym czarodzieju, co może odpowiadało oczekiwaniom widzów około dziesiątego roku życia, jednak już niekoniecznie kilkunastoletniej młodzieży, która kilka lat wcześniej zaczęła przygodę z powieścią Rowling i również czekała na ekranizację ich ulubionej serii. Uwydatniło się to także w scenariuszu. Siłą rzeczy zachowano w nim trzon wydarzeń opisanych w książce, ale wprowadzono przy tym zbyt wiele niepotrzebnych zmian, które trudno było tłumaczyć niezbędnymi cięciami czy niemożliwymi do przeniesienia na ekran scenami.

harry potter i kamień filozoficzny

Najgorsze jednak, że w filmowym "Harrym Potterze" zabrakło tego, co stanowi o fenomenie jego literackiego pierwowzoru: arcysprawnej narracji, świetnie ukazującej perspektywę poszczególnych bohaterów wobec napotykanych problemów, zabawnych dialogów, sytuacyjnego humoru czy wreszcie niezwykłego nastroju, którego czuć i rozumieć czytelnik uczy się w trakcie lektury. Świat przedstawiony w tej historii zaczarował dzieci i młodzież na całym świecie nie latającymi miotłami, ruchomymi zdjęciami czy pidżamami w gwiazdki, a właśnie to eksponowano na ekranie w ramach cyrkowego wodewilu. harry potter i kamień filozoficznyWiną za to trudno obarczać aktorów – młodsi (odtwórcy głównych ról) na tym etapie nie podlegają obiektywnej krytyce, starsi zaś spełniali założenia reżysera i scenarzysty, kreując postacie sztampowe, pozbawione wyrazistości swoich pierwowzorów ("dziki" Hagrid, "żelazna" McGonagall, "fascynujący" Dumbledore). Nastrojowość omawianego obrazu broni się przede wszystkim dzięki fenomenalnej ścieżce dźwiękowej autorstwa Johna Williamsa, godnej jego czterdziestu dziewięciu oskarowych nominacji. Niestety, nawet ją zagłuszył oraz ostateczny gwóźdź do trumny moich marzeń i wyobrażeń wbił rodzimy dubbing, ponad wszelką miarę uwypuklający (niekiedy wręcz przerysowujący) wszystko, co w filmie sztuczne i infantylne.

Na tle całego mego biadolenia, same za siebie mówią liczby. Status drugiego po "Titanicu" najbardziej dochodowego filmu w historii kina, zyski oscylujące wokół miliarda dolarów, trzy Oscary (muzyka, scenografia, kostiumy) i globalna histeria panująca we wszystkich emitujących film (i jego kolejne części) kinach świadczą dobitnie, że nie mam nic mądrego do powiedzenia. A jednak pamięć mej ówczesnej, trzynastoletniej recepcji "Kamienia Filozoficznego" oraz obecne, dziwaczne gusta i standardy nie pozwalają mi ocenić tego filmu inaczej niż źle. Zbyt wiele razy ja i podobni mnie fani musieli zmagać się z próżnym trudem przekonywania osób nieobeznanych z książką, że "Harry Potter" to – wbrew obrazowi Columbusa – nie nudnawa bajka o fruwających samochodach, plastikowych sowach i kaleczeniu łaciny. Wielokrotnie dzieło J. K. Rowling opisywano jako powieść, która dorasta wraz z czytelnikiem. Niestety trzeba było aż trzech kolejnych, w najlepszym wypadku średnio udanych ekranizacji jej książek, by wraz z widzami dorośli ich twórcy.

Ocena Game Exe
3.5
Ocena użytkowników
4.67 Średnia z 3 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Szczerze mówiąc w ogóle nie rozumiem Twojej krytyki. Dla mnie ten film był prześwietny i nadal jest. Może faktycznie czuć w nim trochę infantylności, ale dokładnie to samo pamiętam z książek. Sztampę owiniętą w fantastyczną folię angielskiej baśni i dość klasycznej wizji magii. Jak dla mnie przedstawiono to najlepiej jak można było. I mnie też na początku bolało, że nic w filmie nie przedstawiono tak, jak sobie wyobrażałam, ale czy nie jest to bolączka wszystkich ekranizacji?
W sumie dużo bardziej lubiłam te pierwsze części, gdzie wszystko było niewinne i magiczne. Właśnie takie, chociaż brutalne to nadal dla dzieci. Dużo fajniejsze i bardziej unikalne niż ostatnie części, gdzie wszystko było po prostu buro-szare i pseudomroczne.

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...