Gwiezdne wojny: Część II – Atak klonów

5 minut czytania

Emocje towarzyszące premierze "Przebudzenia Mocy" zdążyły już spokojnie opaść. Oceny widzów i krytyków były różnorodne, jednakże trudno było przejść koło tej produkcji obojętnie. Moja redakcyjna koleżanka, Audrey, spróbowała dać parę rad na temat unikania całego tego szału związanego z dziełem J.J. Abramsa, lecz większość z nas nie była w stanie uciec przed tą manią i co najmniej raz dziennie słyszała parę zdań na temat czegoś związanego z "Gwiezdnymi wojnami". Osobiście uważam, że najnowsza odsłona serii jest jednocześnie najlepszą – doskonałe połączenie starego oraz nowego... Jednak nie o tym ma traktować ten artykuł – dążę do tego, że w telewizji zaczęto w kółko puszczać wszystkie sześć części Gwiezdnej Sagi, nie mogłem więc oprzeć się dokończeniu recenzowania poszczególnych filmów. Przed wami moja opinia na temat "Ataku klonów".

gwiezdne wojny: część ii – atak klonów

Od wydarzeń zaprezentowanych w "Mrocznym widmie" minęło dziesięć lat. Republika w tym czasie zdążyła pogrążyć się jeszcze bardziej w chaosie – kolejne układy traciły do niej zaufanie i poczęły się odłączać. W związku z coraz wyraźniejszą wizją wojny Senat rozważa powołanie specjalnej armii, mającej zająć się problemem separatystów. W związku z głosowaniem na Corruscant powraca senator Padmé Amidala, jednak już przy lądowaniu zostaje ofiarą nieudanego zamachu. W trosce o jej życie Rada Jedi przydziela jej opiekunów – mistrza Obi-Wana Kenobiego oraz jego padawana, Anakina Skywalkera. Misja, wydająca się początkowo niezbyt skomplikowaną, doprowadzi obu Rycerzy Jedi na trop wielkiego spisku, który mógłby zachwiać posadami całego wszechświata. W wyniku tego Anakin zabiera Amidalę na jej rodzinną Naboo, aby lepiej ją chronić, natomiast Obi-Wan wybiera się na odległą planetę Kamino, żeby sprawdzić niepokojące poszlaki.

gwiezdne wojny: część ii – atak klonów

Od razu muszę powiedzieć, że moim zdaniem "Atak klonów" jest najsłabszą częścią całej serii. Główny sprawca takiego stanu rzeczy nazywa się Anakin Skywalker. Pamiętacie słodkiego chłopca bez skazy, narażającego własne życie, aby pomóc Qui-Gon Jinnowi? Otóż nie został po nim nawet ślad. Od samego początku seansu nasze zmysły atakuje arogancki, niepokorny, zadufany w sobie, a ponadto totalnie bezmyślny i idiotyczny... Cóż, na usta ciśnie mi się "nastolatek", niestety mamy do czynienia z całkiem dorosłym facetem. Gość nadaje się na Jedi w stopniu równym Jabbie, jednakże dostrzega to tylko Obi-Wan Kenobi, i to tylko czasami, gdy ma przebłyski mądrości. Wszyscy wiemy, kim za kilka lat się stanie, jednak taka nagła zmiana charakteru, praktycznie zupełnie bez powodu, budzi mój sprzeciw. Nie pokazano na ekranie, co sprawiło, że w młodym człowieku tak zbiera się złość, a on sam daje upust furii na różne złe sposoby, kompletnie mijając się z naukami Zakonu. Przez to wydaje się już na samym starcie, jakby produkcja była robiona na siłę. Co prawda Anakin nie mógłby się równać z Jar Jar Binksem w konkurencji wkurzania widzów, ale z drugiej strony koszmarny kosmita z długim jęzorem nie był jednym z protagonistów!

gwiezdne wojny: część ii – atak klonów

Tworzenie prequela dało Lucasowi spore pole do popisu, jeżeli chodzi o wypełnianie luk z młodości bohaterów. Efekt końcowy był dwojaki. Z jednej strony, reżyser całkiem elegancko puszcza do widzów oczko w wielu scenach. Poznajemy Boba Fetta, syna Jango Fetta, który w przyszłości mocno zalezie za skórę Hanowi Solo. Mamy okazję spotkać młodego wujka Owena i ciocię Beru, mających kiedyś zająć się Lukiem Skywalkerem. Widzimy, jak oraz dlaczego stopniowo upadała Republika i rozpadał się Zakon Jedi. Najbardziej podobał mi się sarkastyczny tekst Obi-Wana, który na brawurę Anakina powiedział coś w stylu: "kiedyś przez ciebie zginę" – bardzo fajny smaczek, który przypadnie do gustu fanom Gwiezdnej Sagi. Z drugiej strony, wczesne lata protagonistów to niestety także romans Anakina z Amidalą. Dlaczego niestety? Otóż jest on poprowadzony w fatalnym stylu, charakterystycznym dla wątków miłosnych z większości filmów dla młodzieży. Najpierw niby się kochają, ale nie mogą ze sobą być, później coś się wydarza i nagle gwiżdżą na zdanie innych. Dziwne, że żaden z mistrzów Jedi nie zwrócił uwagi na ten kwitnący, jednak bezsprzecznie ciągnący Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy, związek i nie zareagował w odpowiednim momencie. Kompletnie nie trzyma się to kupy.

gwiezdne wojny: część ii – atak klonów gwiezdne wojny: część ii – atak klonów

Tym, co ratuje "Atak klonów", jest z pewnością całkiem niezła fabuła. Gdyby pominąć lub też radykalnie wyciąć sceny, w których Anakin i Amidala się migdalą (a jest ich niestety całkiem sporo), uzyskalibyśmy dobry film. Wątek Obi-Wana ma trochę szpiegowski charakter i naprawdę byłem zaciekawiony, co wyniknie z całej tej hecy, którą odkrył. Kolejne ślady prowadzą ucznia Qui-Gona w różne miejsca galaktyki, a my z zainteresowaniem podążamy za nim. Oczywiście emocje budzą także walki na miecze świetlne, których w tej części nie brak. Ucieszy was na pewno fakt, że w końcu będzie można zobaczyć mistrza Yodę w akcji i jest to jeden z lepszych elementów "Ataku klonów". George Lucas pragnął przywrócić również ironiczny humor, będący swego rodzaju wizytówką starej trylogii, jednakże nie do końca mu się to udało. Żarty niestety są często czerstwe i w większości brak im polotu. Być może brakuje tutaj niesamowitej charyzmy Harrisona Forda albo po prostu ktoś starał się być śmieszny na siłę. Nawet C-3PO ledwo wywoływał uśmiech na twarzy.

gwiezdne wojny: część ii – atak klonów

Pod względem aktorskim absorbuje nas najbardziej Hayden Christensen, odgrywający Anakina Skywalkera – jest to najgorsza decyzja reżysera, pogrążająca produkcję. Facet strzela dwie miny na krzyż, ciągle jojczy na wszystko oraz wszystkich i czyni afront postaci Dartha Vadera. Nie wierzę, jak można było zaangażować tak beznadziejnego aktora do tak istotnej roli! Jest on najsłabszym ogniwem "Ataku klonów". Z drugiej strony zupełnie inaczej radzi sobie Ewan McGregor jako Obi-Wan Kenobi. Widać u niego, że przebył długą drogę od padawana do niezwykle mądrego mistrza, równego członkom Rady Jedi. Jego postać jest wielopłaszczyznowa, doskonale oddaje targające nim emocje, a i sarkazm w jego wydaniu nie brzmi sztucznie. Dobrze zagrała również Natalie Portman (Padmé Amidala), jednak scenariusz trochę spycha ją do roli marionetki i obiektu pożądania Anakina, mimo że z pewnością aktorka dałaby radę wykrzesać ze swojej bohaterki o wiele więcej, gdyby tylko jej na to pozwolono. Na wzmiankę zasługują także Christopher Lee (Hrabia Dooku) i Ian McDiarmid (Najwyższy Kanclerz Sheev Palpatine), perfekcyjnie kreując dwa sprytne lisy. Trochę śmieszy Samuel L. Jackson jako Mace Windu, chodzący krok w krok za Yodą i potakujący mu nieustannie.

gwiezdne wojny: część ii – atak klonów gwiezdne wojny: część ii – atak klonów

Podsumowując, chciałbym napisać, że "Atak klonów" to lepsza część od "Mrocznego widma" – i tak w niektórych aspektach jest, ale postać Anakina Skywalkera tę przewagę całkowicie niweluje, a wręcz ciągnie film jeszcze bardziej w dół. Gdyby wyciąć wątek miłosny, otrzymalibyśmy naprawdę dobrą produkcję, utykającą w niektórych momentach, ale w innych radzącą sobie znakomicie. Niestety od razu widać, że reżyser korzystał z całego dobrodziejstwa CGI i green screena. Widoki w niektórych scenach są strasznie płaskie oraz sztuczne (np. wodospady w Krainie Jezior na Naboo), a moment, kiedy Anakin jedzie motorkiem po Tatooine, przywodzi mi na myśl dawne filmy, w których aktorzy siedzieli w nieruchomym samochodzie, a ruszało się wyłącznie tło za nimi. Koszmarny niewypał – pod tym względem starusieńkie makiety z pierwotnej trylogii o wiele lepiej wytrzymały próbę czasu. Na szczęście jak zwykle należy pochwalić Johna Williamsa, tworzącego niezmiennie dobre utwory do tej serii i bawiącego się modyfikacją istniejących kawałków (kilka dźwięków z "Marszu imperialnego" podczas furii Anakina – miodzio). Cóż, koniec końców jest to najsłabsza część "Gwiezdnych wojen" i George'owi Lucasowi należy się za to pacnięcie linijką po łapach. Niemniej jednak to nadal niezłe kino – na pewno obowiązkowe dla fanów sagi.

Ocena Game Exe
6
Ocena użytkowników
6 Średnia z 1 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
Zgadzam się, że wątek miłosny to straszna klapa w tym filmie. Co do wycięcia to widziałem na yt wrzuconą nową trylogię "less bullshit mode" z odpowiednio wyciętymi scenami
0
·
Czemu wszyscy narzekają na aktorstwo Haydena? On po prostu oddał hołd i naśladował drewniane aktorstwo Hamilla z czwórki niczym De Niro naśladował Marlona Brando w drugim "Ojcu Chrzestnym".

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...