George R. R. Martin miał zawrzeć pakt z samym diabłem? Choć moja ochrzczona dusza wzdryga się na samą myśl o tym, że Todd Howard i Pete Hines zyskaliby władzę nad wirtualnym Westeros, to ta propozycja wydaje mi się niespotykanie słodka. Mojej skromnej osobie trudno jest ukryć fakt, że z ideologią Bethesdy nie jest jej po drodze. Należę do jednych z tych ludzi, którzy uważają, że po sukcesie „Morrowinda” panowie strasznie zbłądzili, marnując swój bezcenny talent, pozwalający im stworzyć klasyczne oraz pełnokrwiste cRPG, na rzecz miniaturowych portretów Benjamina Franklina. Poza tym studio za mocno zasmakowało w marketingu o szemranej reputacji – potrafią znakomicie kreślić piękne wizje i wzbudzić pewne nadzieje w hardcorowych fanach, a gdy przychodzi czas premiery wszystko okazuje się finezyjnym odbieganiem od prawdy. Takimi postawami szczerze gardzę. Patrząc z tej perspektywy, uważałbym oddanie jednego z moich ukochanych światów w ich ręce za świętokradztwo i herezję, za którą powinno się iść na stos. Jednakowoż…
Cóż, kilkakrotnie dzieliłem się swoimi obawami związanymi z faktem, iż to studio Cyanide otrzymało prawa do marki „Gry o tron”. Broń Boże, nie posądzam ich o podobne praktyki! Jestem przekonany, że Francuzi się przykładają, a próba mariażu Westeros z mechaniką klasycznych cRPG zasługuje w tych czasach na gromkie oklaski. Niestety, dobre chęci i ambicja w tej branży nie wystarczą. Potrzebne są określone zdolności, doświadczenie, nowoczesne technologie, pieniądze czy odpowiednie kontakty, a pod tym względem firma ewidentnie kuleje, w efekcie czego podchodzę do projektu „A Game of Thrones cRPG” dość sceptycznie.
W tym momencie mamy klasyczny dylemat, co jest lepsze? Klasyczne cRPG z kilkoma dobrymi pomysłami, ale wykładające się na kwestiach technicznych i audiowizualnych? Czy dopieszczona do granic możliwości komputerowa gra fabularna z otwartym światem, ale z wyraźnymi uproszczeniami i dość frywolnym podejściem do oczekiwań „starych fanów”? Twardy orzech do zgryzienia, ale nie musimy nad nim myśleć. Bethesda zrezygnowała z tej oferty, choć brakowało naprawdę niewiele, aby podpisano stosowne dokumenty.
„Jeżeli chodzi o uniwersum „Pieśni Lodu i Ognia”, to mieliśmy z nim pewne plany. Ludzie w naszym studiu podchodzili bardzo entuzjastycznie do tych książek i w ich umysłach powoli kształtowała się wizja, jak należałoby to zrobić. Prawdę powiedziawszy, to ładnych parę lat temu pytaliśmy o możliwość przeniesienia tych dzieł do świata gier komputerowych.
Dlaczego w końcu z tego zrezygnowaliśmy? Chcieliśmy zrobić to wszystko w naszym świecie. To właśnie na jego tworzenie pragnęliśmy poświęcić swój czas.
Zanim nawet zdecydowaliśmy się na zrobienie „Skyrim”, odbyliśmy kilka rozmów z ludźmi George’a R. R. Martina o kwestii ewentualnej egranizacji. Uważali oni, że byłby to dobry ruch – właściwie, tak samo jak my – lecz potem zaczęliśmy się zastanawiać, czy to właśnie tam chcemy włożyć całą naszą energię. Choć, to było kuszące.” – ujawnił Todd Howard w wywiadzie dla czasopisma EGM.
Patrząc na obecny „boom” związany z „Grą o tron”, Todd i jego ekipa mogą teraz tylko zgrzytać zębami z irytacji niczym sam lord Stannis.
Jak myślicie, Bethesda postąpiła słusznie, a może popełniła katastrofalny błąd i zasługuje na zasłużoną karę?
Komentarze
Przy okazji, wkradła się Ci literówka:
Tutaj:
''Martina o kwestii ewentualnej egranizacji.''
O... nie, mój drogi. Te słówko już na stałe zagościło do słownika rodzimej branży gier. Niemniej, dziękuję za czujność
Dodaj komentarz