To, że "Gra o tron" doczeka się swojej porno-parodii było więcej niż pewne i raczej nieuniknione. Taka jest odwieczna kolej rzeczy – jeżeli Twój autorski koncept staje się podstawą do stworzenia budżetowego pornola, to doskonale wiesz, że osiągnąłeś sukces w branży rozrywkowej. Pytanie od samego początku brzmiało nie "czy?", lecz "kiedy?". Złośliwcy napisaliby w tym momencie, że tworzenie bliźniaczej produkcji zawierającej, w jakimś przybliżeniu, 15% więcej scen seksu niż w serialu HBO mija się z celem, ale odłóżmy wbijanie szpil i inne grzeszne fetysze na bok.
Kilka dni temu w sieci zadebiutowało najnowsze dzieło studia Wood Rocket, o jakże znamiennym tytule "Game of Bones: Winter is Cumming". Nie byłoby w tym nic wielkiego, odkrywczego oraz fascynującego, co nadawałoby się na informację na łamach naszego zdemoralizowanego serwisu, gdyby nie fakt, że wspomniany projekt postanowił ocenić sam mistrz Martin. Krótko pisząc, nie był zachwycony.
Dalsza część wieści jest przeznaczona wyłącznie dla pełnoletnich czytelników.
Co jednak zaskakujące, jego rozczarowanie nie było związane z niskim poziomem przeróbki, obrazą uczuć, gwałtem (dosłownie i w przenośni) materiału źródłowego czy całkowitej bezcelowości tworzenia takich filmów. Wprost przeciwnie, największym zawodem dla pisarza był fakt, iż jego książki zawierają zdecydowanie więcej pieprznych elementów niż omawiana przeróbka.
"W sercu mojej sagi znalazło się także miejsce dla kazirodczych stosunków, czego czytelnik może się dowiedzieć już na samym początku pierwszego tomu. Jednak w wersji porno kompletnie ominęli ten temat, gdyż było to zbyt szokujące! Stąd też śmiało można wysnuć wniosek, iż moje książki są zdecydowanie brudniejsze niż filmy pornograficzne!" – skomentował George R.R. Martin na Festiwalu Filmów Niezależnych w Santa Fe.
W tym momencie, automatycznie do tablicy został wywołany Lee Roy Myer, reżyser "Game of Bones". Lekko speszony twórca tłumaczył się, że w branży pornograficznej tematyka kazirodztwa jest wciąż zbyt kontrowersyjna i stanowi jeden z nielicznych tematów tabu. Dlatego też, wspomniane romanse zostały w skwapliwy sposób przemilczane lub pominięte. Dacie wiarę, że to pogląd faceta, który uznał "Krwawe Gody" za idealny materiał na scenę bukkake?
Plik wideo nie jest już dostępny.
Poprawność polityczna w branży porno, niebywałe. Cóż, każdy kto uważał, iż George R.R. Martin ma umysł zboczonego zwyrodnialca, może teraz śmiało poklepać się po plecach i przybić sobie piątkę.
Komentarze
I faktycznie, lekki strzał w stopę z realizowaniem zasady 34 wobec "Gry o Tron". Martin potraktował seks tak, jak traktowany być powinien - rzecz normalną, powszechną, oczywistą, wszechobecną, następnie zdemonizował, wynaturzył, przejaskrawił i na parę innych sposobów podkoloryzował go jako środek literacki i narracyjną ilustrację fabuły. Dla kina porno, które opiera się zawsze na wrażeniu wzrokowym i płynącej z niego podniecie tudzież zaszokowaniu, nie było tu miejsca. Można zatem stwierdzić, że twórca tego "dzieła" dość nietrafnie i nieumiejętnie chciał zaistnieć na swoje 5 minut w tej branży dzięki tak rozpoznawalnej marce
Dodaj komentarz