Trzeci tom "Głębi" dostarcza czytelnikom tego, czego mogliśmy się spodziewać: porcji pięknych ilustracji zmajstrowanych przez Grega Tocchiniego i Dave'a McCaiga, fabuły skupionej wokół rodziny Caine'ów i ostatniej nadziei ludzkości na opuszczenie odmętów oceanu. Tylko czy to wystarcza, by czytelnicy z zaciekawieniem śledzili losy bohaterów?
Stel Caine w dalszym ciągu poszukuje sondy mającej znaleźć na powierzchni miejsce, do którego ludzie będą mogli się przenieść z głębin. W tym czasie Tajo i Della starają się odnaleźć matkę i jednocześnie... wytrwać w swoim towarzystwie. I nie tylko swoim.
"Głębia: Iluzja nadziei" było pozycją świetną, w której piękne ilustracje emanujące feerią barw kontrastowały z pesymistyczną wizją świata, gdzie tylko pojedyncze jednostki miały jeszcze odwagę marzyć o wyjściu na powierzchnię. Drugi tom był wyraźnie słabszy i rozwleczony pomimo mniejszej objętości. Również tym razem nie osiągnięto poziomu pierwszego albumu, a na dodatek czuć postępujące zmęczenie materiału. Fabularnie jest co najwyżej przeciętnie. Wątek poświęcony Steli Caine i sondzie wyraźnie ruszył, co nie oznacza, że Rick Remender zaprzestał dokładania drewienek do ognia. Pojawiające się co jakiś czas promyki nadziei dla bohaterów wciąż są gaszone z uporem maniaka.
Rozczarowują także stosunki między członkami rodziny Caine'ów. Już w pierwszej odsłonie bywały trudne i trochę nużące, a z kolejnymi stronami postacie bynajmniej nie zaprzestały ciskania gromów w kierunku najbliższych. W skali całego komiksu bywa to doprawdy męczące, zwłaszcza gdy czytamy kolejny dialog, w którym wyzwiska i wzajemne oskarżenia ścielą się gęsto. Być może miało to zwiększyć dramaturgię albo ładunek emocjonalny i poczucie beznadziei towarzyszące historii, ale zdecydowanie nie taki cel osiągnięto. Rick Remender wspominał, że tworzył "Głębię" w trudnym dla siebie okresie i to chyba może być odpowiedź na pytania o brutalną wizję podwodnej cywilizacji, rodzinkę Caine'ów i kolejne trudy, jakie przychodzi im znosić.
"Wybrzeże gasnącego światła" zyskuje głównie rysunkowo, bo opowieść już od dłuższego czasu popadła w przeciętność. Względem drugiego tomu otrzymujemy większe zróżnicowanie lokacji, a tym samym ilustracji. Nadal mamy do czynienia z pięknymi pracami, w których intensywne, jaskrawe kolory znakomicie współgrają z nieprecyzyjną kreską Tocchiniego. Efekt jest znakomity i w dużej mierze to oprawa utrzymuje zainteresowanie komiksem.
Podwodny świat wciąż czaruje magią wielobarwnych plansz. Niestety od strony fabularnej brakuje czegoś, co mogłoby wzbudzić żywsze emocje w czytelniku zaznajomionym z sporą ilością pozycji spod znaku postapokalipsy czy fantastyki naukowej. Początek zwiastował ciekawszą historię, która z każdym kolejnym tomem staje się coraz bardziej... rozwodniona.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz