Gambit

3 minuty czytania

Jest rok 2211. Przy pomocy okrojonej elektroniki, mapek na ekranach oraz przy użyciu siły i umiejętności ludzkich umysłów poruszamy się po bezkresie kosmosu. Szukamy nowych tras, nowych miejsc na kolonizację, sposobów na wygranie wojny o supremację w przestrzeni. Wszystko na dawnych zasadach, bez pomocy Sztucznych Inteligencji. Bez SI, ponieważ te, wcześniej kontrolujące wszelkie sieci technologiczne, ponad sześć lat temu zwróciły się przeciwko nam, doprowadziły do termonuklearnej katastrofy na powierzchni naszej Ziemi i zamieniły ją w postapokaliptyczne pustkowie zmuszając nas do pozostania w przestrzeni kosmicznej. Zatem trwamy, szukamy straconych dróg do zagubionych planet i walczymy o każdy kolejny dzień.

Oto w telegraficznym skrócie i wielce uproszczonej wersji fabuła debiutanckiej powieści Michała Cholewy. Wydany nakładem wydawnictwa Ender, "Gambit" traktuje – w głównej mierze – o losach żołnierzy Ósmej Dywizji Europejskich Sił Kolonialnych znajdujących się na zajętej przez siły Stanów Zjednoczonych planecie New Quebec. Planecie trudnej, bo w całości osnutej gęstą zasłoną mgły. Mgły, która – jeśli wpatrywać się w nią zbyt długo – sprawia wrażenie odwzajemniania spojrzenia i dodawania od siebie bonusa w postaci mieszania z pozostałymi zmysłami.

Przy jej pomocy autor wprowadza czytelnika w, delikatnie mówiąc, lekki stan niepewności. Mgła wciąga, a poprzez nią cała książka. Po kilkunastu stronach ciężko jest się oderwać od lektury, bo przecież na następnej stronie padnie strzał, coś się wydarzy. Jeszcze chwileczkę, jeszcze trochę... Dodatkowo efekt ten wspomaga spokojna i płynna narracja: odpowiednio poporcjowane informacje, wyraziste postaci i opisy pasujące charakterem do akcji i opisanych sytuacji.

Fabuła powieści jest niezwykle rozbudowana. Zaczyna się niepozornie, ale wkrótce spektrum się poszerza i zanim się obejrzymy tkwimy po kolana w bagnie z ciężkim karabinem w rękach. Początkowo wydaje nam się, że znajdujemy się w fabularnym punkcie Y, lecz szybko okazuje się, ku naszej uciesze, że tak naprawdę oscylujemy w okolicy H i jeszcze masa niespodzianek przed nami. Okazuje się również, że na jedno posiedzenie nie da się przejść całego alfabetu, co nie pomaga, ponieważ ciekawość rośnie w miarę czytania, a w końcu czasem trzeba spać lub wysiąść z autobusu.

Postaci "Gambita" to majstersztyk. Spokojnie mogłyby być naszymi kolegami z uczelni, sąsiadami lub mijanymi na ulicy przypadkowymi osobami – każda bowiem jest inna i przez to każda na swój sposób niezapomniana. Drobna Kicia, idealnie wyprasowany Wunderwaffe, spokojny McNamara. Iluż CJów spotkaliśmy? Czy znamy choć jednego Brisbane’a? Każda z postaci różni się od poprzedniej: ma swój sposób bycia, mówi inaczej od innych, pochodzi z innego zakątka ziemskiej Europy i, co istotne, posiada ksywkę, dzięki której łatwiej jest się czytelnikowi z nią związać i przez którą bardziej boli jej śmierć.

Książce nie brakuje również logiki. Jest dopracowana pod każdym względem, co tylko dobrze świadczy o umiejętnościach autora. Jeśli bohater przeładowuje broń, to przeczytamy o tym, że sprawdza wyświetlacz informujący o ilości amunicji; jeśli nie zawiąże buta, to choć raz wspomniane zostanie, że luźna sznurówka zaplątuje się w gałązkę krzaka. Powieść pełna jest takich perełek, a dzięki ich obecności czytelnik ma okazję złapać oddech w coraz bardziej rozpędzającej się fabule.

Niesamowite jednak w powieści jest to, że Cholewie w cudowny sposób udaje się rozpędzić akcję dając tak niewiele czytelnikom. Na każdej stronie dostajemy wystarczającą porcję informacji dotyczących świata, zawartych w oszczędnych i precyzyjnych do bólu opisach. Dokładnie tyle, by mieć ogólny zarys sytuacji, ale tym samym nie wybiec poza szczegółowe granice i nie wyobrazić sobie za dużo. W końcu jesteśmy w wojsku i mamy słuchać rozkazów.

Jednak jakie są słabe strony tej powieści? Mi do głowy przychodzi jedna: książka się kończy. Oczywiście, jak każda, powiesz. I zgodzę się. Ale dlaczego w takim miejscu? Dlaczego nie drugie tyle stron później – może wtedy nie byłoby tylu niewiadomych, tylu niedopowiedzianych historii, tyle żalu do autora za zamknięcie za nas ostatniej strony. "Ale przecież byliśmy grzeczni..." "Daj więcej..." chciałoby się powiedzieć... A tu trzeba czekać...

Na szczęście jest na co. Z samego zakończenia wynika, że część kolejna zostanie napisana (o ile już nie jest). Miejmy nadzieję, że wydana również – tutaj ukłon w stronę wydawcy. "Gambit" to hit, zdecydowanie obowiązkowa pozycja dla fana sf. Jest tu wszystko, co powinno być: niebezpieczeństwo, rywalizacja i groza. Niewiadoma i niepewność. I galaktyka pełna możliwości. Ale to w następnych częściach.

Dziękujemy wydawnictwu Ender Sławomir Brudny za dostarczenie egzemplarza recenzenckiego.

Ocena Game Exe
9
Ocena użytkowników
9.31 Średnia z 13 ocen
Twoja ocena

Komentarze

Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...