Moda na odgrzewanie nostalgicznych kotletów i tworzenie remaków legendarnych marek może jeszcze nie zatacza takich kręgów jak w kinematografii, ale tendencja wzrostowa widoczna jest gołym okiem. Generalnie nie ma nic złego w powrocie do starej historii oraz zgranej paczki bohaterów w przyjemnej dla oka oprawie graficznej, dopóki jest to zrobione z odpowiednią dozą szacunku dla materiału bazowego.
No i trzeba przyznać, że kompletne odświeżenie "Final Fantasy VII", nad którym Square Enix dłubie już od ładnych kilkunastu miesięcy, przywodzi raczej na myśl powrót w stylu kinowego Mad Maxa. Jest pięknie, widowiskowo, widać w tym spore serducho oraz sens, a i gdzieś w tle da się wyczuć zapach wiktorii. Doskonały miks klasyki ze współczesnością? Przekonamy się, ale widać gołym okiem, że to magnes na branżowe nagrody oraz gra skazana na kasowy sukces.