Od ostatniej odsłony cyklu trochę minęło. Wiadomo, święta – zarówno te coroczne, jak i niezwykłe w postaci jubileuszu pewnego odzianego w noc superbohatera. Ale wracając do rzeczy... W czwartej części Fantastyki w Kadrze omówiony został film "Franklyn" – nieco steampunku połączonego z dużą ilością psycho-dramy.
By w dalszym ciągu utrzymać pewną nić łączącą kolejne odcinki Fantastyki w Kadrze, kolejna recenzja poświęcona jest francuskiej produkcji z lat '90 ze znacznie większą dozą steampunkowego polotu niż to miało miejsce w poprzednim filmie. Choć samo "Miasto zaginionych dzieci" w moim odczuciu wydawało się zbyt bazować na tezie l'art pour l'art, to jednak warto przynajmniej rzucić okiem na recenzję filmu, by po jej przeczytaniu stwierdzić, czy odpowiada wam jego koncepcja i zechcecie go obejrzeć.
(...) Nie da się ukryć, że para reżyserska czerpała inspirację z twórczości Juliusza Verne’a. Mózg w akwarium oglądający świat za pomocą obiektywu starego aparatu, kapsuły do transmisji snów czy zabójcze pchły kontrolowane dzięki muzyce. To tylko kilka dziwów "Miasta zaginionych dzieci", nie wspominając o samych mieszkańcach, których kreacje graniczą z makabrą. Wśród nich widz znajdzie klony karłów, sektę cyklopów o wzmocnionym słuchu czy szajkę sierot wykorzystywanych do kradzieży przez syjamskie stare panny. Pod względem przedstawionych subtelnych okropieństw i poczwar, produkcja należy do nielicznych, które potrafią samym obrazem wywołać u odbiorcy dyskomfort.
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz