Są filmy lepsze i gorsze, jak to w życiu – nigdy nie może być pięknie. Linia ta jest zwłaszcza niezwykle cienka, gdy chodzi o produkcje komiksowe. Znaczna ich część nie spełnia wygórowanych oczekiwań fandomu, często ocierając się o kicz, zwłaszcza jeśli chodzi o starsze produkcje, które nie wykorzystywały zaawansowanych komputerowych efektów, które obecnie są nagminnie wykorzystywane, by zaślepić widza i odwrócić uwagę od miałkiej fabuły.
Z tego powodu jestem pełen podziwu dla Medivha, który zdołał przetrwać seans "Powrót niesamowitego Hulka", a dodatkowo tym razem zapoznał się z kolejnym tytułem z tej serii – "Hulk przed sądem" – którego już sama nazwa wywołuje ironiczny uśmiech. Gratuluję samozaparcia i zapraszam do zajrzenia do jego opinii na temat tego "tworu", bo jest o czym czytać.
Tytuł produkcji jest niesamowicie mylący – ani Hulk, ani dr David Bruce Banner nie stają przed żadnym sądem. Jeżeli liczyliście na gorącą wymianę poglądów między prawnikami, jęczenie Bannera, jaki to on jest nieszczęśliwy, czy wskazywanie, że Sałata może mieć ludzkie uczucia, to sromotnie się zawiedziecie. W filmie zupełnie nie o to chodzi, a zresztą zielone monstrum, znudzone pobytem za kratkami, raz-dwa wydostaje się na zewnątrz. Nie, walki między nim a Daredevilem również nie ma. (...)
Komentarze
Brak komentarzy! Bądź pierwszy! Podziel się swoimi spostrzeżeniami!
Dodaj komentarz